Lepiej nie wpisywać w wyszukiwarkę zapytań o to, jak zmienia się facet po przyjściu na świat dziecka. Straszne wizje tego, jak pan domu ucieka przed obowiązkami i traci zainteresowanie małżonką - mogą skutecznie odwlec plany zmajstrowania potomka...
Lepiej nie wpisywać w wyszukiwarkę zapytań o to, jak zmienia się facet po przyjściu na świat dziecka. Straszne wizje tego, jak pan domu ucieka przed obowiązkami i traci zainteresowanie małżonką mogą skutecznie odwlec plany zmajstrowania potomka. Często niesłusznie, bo jeśli masz naprawdę fajnego faceta (co nie oznacza, że nie ma on wad), to obserwowanie zmian tylko cię rozczuli i zaskoczy. Tak, jak mnie.
Obuchem w głowę, czyli zerowe zainteresowanie ciążą
Zacznę trochę negatywnie. Pierwszy raz miałam ochotę walnąć mojego męża, kiedy na widok pozytywnego testu ciążowego rzekł pragmatycznie i po męsku: „Fajnie, ale wiesz, różnie to bywa, jeszcze zobaczymy”. Mógłby wykazać odrobinę wiary w to, że tym razem się uda, prawda?
Pomyślałam – zobaczy na USG ciąży, to uwierzy i się wzruszy. W głowie miałam wizje tego, jak przyszły tata mówi do mojego brzucha, głaska go, może i kołysankę zaśpiewa. Tak, tak, po USG na pewno tak będzie!
Taaaaa…. Nie rozpoznał nawet swojego dziecka! Kiedy pan doktor pokazał nam 1,5 cm naszego syna, mój mąż upewnił się tylko: „To jest to, tak?”. Ok, uśmiechnął się na dźwięk bicia serca, ale założę się, że więcej błogości ma na twarzy, kiedy w końcu siada na domowej toalecie po całym dniu w pracy.
Zimny drań – pomyślałam. Co z niego będzie za ojciec?
Mogłabym teraz pięknie napisać, jak to wszystko się zmieniło, gdy urósł mi brzuch, gdy dziecko zaczęło kopać i wiercić się jak szalone. Ale to taka cholerna nieprawda, że palce splątałyby mi się na klawiaturze. On był znudzony – serio, znudzony, gdy kazałam mu czekać, aż nasz syn kopnie. No strach urodzić z takim człowiekiem u boku, nie?
Teraz, z perspektywy siedmiu lat i jako matka dwóch synów mogę powiedzieć jedno – przy trzeciej ciąży też by tak było. Bo dla niektórych facetów brzuch to… no brzuch. Najwidoczniej mój praktyczny mąż, nie był w stanie wyobrazić sobie dziecka tak, jak ja. Ale wcale, ale to absolutnie wcale nie świadczyło o tym, jakim będzie ojcem.
Gdy dziecko się rodzi – rany, mój mąż płacze!
Mieliśmy jasną umowę – wychodzisz w minucie „zero”. Niektóre kobiety lubią mieć męża przy boku podczas parcia, ja do nich nie należę i aby w pełni skupić się na rodzeniu muszę robić to w towarzystwie tylko takich osób, których sprawa nie szokuje nic a nic. Tu zgadzamy się w 100% z przyszłym tatusiem, więc pośmialiśmy się, powygłupialiśmy, a gdy padło: „rodzimy!”, mąż ewakuował się za drzwi.
Po pierwsze – oszukiwał, co mnie zdziwiło. Zaglądał, chociaż nie miał, a wszystko dlatego, że tak strasznie nie mógł doczekać się ujrzenia nowonarodzonego krzykacza. I kiedy wszedł do sali, podszedł do owiniętego już syna, to jak nic popłynęła mu łza. Znamy się 15 lat, a łzy w oczach mojego męża widziałam tylko, gdy przychodziły na świat nasze dzieci.
Magia, tyle wam powiem. Gdzie ten nieczuły drań z okresu ciąży?
Strach o dziecko, czyli mąż panikarz
Zakochałam się w moim mężu z powodu jego poczucia humoru. Sama dużo się śmieję, ale mam też okropne tendencje do wyolbrzymiania pewnych spraw i do siania paniki. Mój mąż jak nikt na świecie potrafi przekształcić moje obawy („ej, brzuch mnie boli od dwóch dni, a może ja mam raka, co? Zrobić sobie gastroskopię? A może to wrzód?” – tego typu hipochondria towarzyszy mi od zawsze) w coś, od czego dostaję czkawki ze śmiechu. Wyśmiewa mnie bezczelnie i bez litości, skutecznie sprowadzając na ziemię i niczym się nie przejmując.
Gdy jednak stał się ojcem… och, jak miło było oglądać jego panikę! „Zobacz, ale on ma jakieś krostki. Nie, to na pewno nie są potówki, patrz, wszędzie ma!”, „A on nie ma gorączki?”, „A ta kupka, zobacz, zielony kolor ma, kolega mi mówił, że to bardzo źle. Dzwoniłaś do pediatry?” Mój mąż z twardo stąpającego po ziemi człowieka stał się panikarzem. Troskliwym tatusiem. Kimś, kto sprawdza, czy dziecko oddycha! Ta zmiana w jego zachowaniu była jedną z najpiękniejszych, jakie widziałam.
Nieporadne dziecko, nieporadny mąż
Kolejną rzeczą, która mnie zaskoczyła, była początkowa nieporadność mojego męża. On, który zawsze ma na wszystko radę. On, który naprawi mi szafkę, maszynę do szycia, pralkę i zbuduje ochraniacz na kaloryfer. On, który w pracy doceniany jest za fachowość, sumienność i dokładność. On, mój mąż, nie radził sobie z noworodkiem, naszym mikroskopijnym człowiekiem i przychodził po radę do mnie. Jak chwycić, jak wykąpać, jak ubrać. Widziałam brak pewności w jego oczach i to było piękne. Bo wiedziałam, że to ze strachu, aby tylko nie zaszkodzić temu naszemu, kruchemu człowiekowi. To chwyta za serce.
Mąż błazen, czyli tata na piedestale
Kogo dzieci uwielbiają najbardziej na świecie? Oczywiście tego, kto najbardziej błaznuje. Pamiętam moje zaskoczenie, kiedy złapałam męża na tańczeniu przed synem i robieniu do niego głupich min. Syn miał wtedy kilka miesięcy i śmiał się do rozpuku – ten piękny, krystalicznie czysty, łapiący za serce dźwięk śmiejącego się niemowlęcia.
Wtedy mój mąż się zawstydził. Spojrzał na mnie (musiałam mieć głupią minę), powiedział: „No co?” i poszedł sprawdzać maile. Już wiedziałam jednak, że w tym Poważnym Panie od Poważnych Interesów drzemie błazen, za którym moje dzieci będą szaleć. I im starsze są nasze pociechy, tym więcej jest szaleństwa. Nie tak dalej, jak wczoraj, był potworem z Loch Ness, z umalowaną przez dzieci twarzą. Chciałabym widzieć minę jego wspólników, gdyby zobaczyli go wyskakującego z szafy w naszym domu.
Szczerze? Uwielbiam go za to i wydaje mi się być niesamowicie seksowny przez to, że jest taki fajny dla dzieci.
Oczywiście wszystko to nie znaczy, że między nami jest zawsze idealnie, że jako rodzice nie popełniamy błędów. To też nie oznacza, że mojego męża nie dopada to zwyczajne: „Och, jak brakuje mi wyjścia”, po którym kombinuje ucieczkę z domu, bo tak ma dość własnych dzieci. Muszę przyznać, że miałam obawy czy będzie, choć wystarczająco dobrym ojcem, na szczęście po narodzinach pierwszego syna, zmienił się i jest cudownym tatą.