Uzbrojona w aparat fotograficzny, przecier z marchewki, śliniak i łyżeczkę wprowadzam mojego syna w świat nowych smaków ...
Nie wiedzieć, kiedy i jak to się stało (przecież przed chwilą jeszcze byłam na porodówce!) moje dziecko skończyło pięć miesięcy i tak oto w jego życiu nadszedł czas na wielkie zmiany – rozszerzamy dietę niemowlaka! Uzbrojona w aparat fotograficzny, przecier z marchewki, śliniak i łyżeczkę wprowadzam mojego syna w świat smaków. I po kolejnych pięciu miesiącach mam już kilka ciekawych refleksji.
Rozszerzanie diety niemowlaka - Pierwsze koty za płoty
Pierwsze karmienie mojego syna przebiegło w podniosłej atmosferze – ok, może on jej tak nie czuł, ale dla mnie było to coś… wielkiego. Nie mam Facebooka, nie kręci mnie dzielenie się szczegółami swojego życia z dwustoma znajomymi, ale nie mogłam powstrzymać się od pochwalenia się. I tak oto trzy koleżanki, babcia i ciocia zostały natychmiast, MMS-owo poinformowane o tym, iż dziecię moje najmłodsze zasmakowało w marchewce.
Czy naprawdę zasmakowało? Figa z makiem! Znacie tę minę pt. „nie jestem pewien, czy mi się to podoba, ale chyba jednak nie”? No, to u nas było podobnie. Po całych pięciu łyżeczkach (z czego trzy zostały właściwie wyplute, zebrane, znowu włożone do buzi, wyplute…), zarządzam koniec przygody i obserwację ewentualnych reakcji alergicznych. Resztę marchewki zjadam – nie będę przecież podawać dziecku „starego”, prawda? J
Rozszerzanie diety niemowlaka - akcesoria
Gdy minie blask fleszy
Kolejne karmienia mojego syna przebiegały już w mniej euforycznej atmosferze, za to z coraz to większym bałaganem (śliwka jest hitem, prawda?). Raz czy dwa, gdy moje dziecko wydawało się już jeść „zgrabniej”, zaryzykowałam karmienie bez śliniaka. Oczywiście, że wówczas wszystko wypluł. Oberwało mi się za lenistwo, bo zamiast zakładać śliniak, musiałam przebierać całego oseska.
Z każdym tygodniem okazywało się, że śliniak jest jeszcze bardziej potrzebny. A najlepiej taka płachta jak w salonie fryzjerskim. Satysfakcję poczułam, gdy zdobyłam płachtę z czymś w rodzaju kuwetki na spadające, większe kawałki. To było mniej więcej w tym okresie, kiedy moje łyse szczęście odkryło władze nad rączkami. Pewna wygranej („a właśnie, że będziesz czysty!”), odwróciłam się na chwilkę podczas karmienia… i miska została wyrwana z mych rąk. Wychodzi na to, że szczęśliwe dziecko rzeczywiście musi być brudne. U nas szczęśliwa jest teraz też ściana. I tak, to była śliwka (sic!).
Czy my, mamy, musimy stale czegoś oczekiwać? Pierwszego posiłku, pierwszego kroku, pierwszych słów, a po to wszystko, by potem z rozrzewnieniem wspominać, „jaki to był malutki, ojeju…” Najwyraźniej, bo i ja zaczęłam czekać. Szczerze? Aż to karmienie przestanie być takie…trochę nudne i nieporadne. Nastąpiło to około siódmego miesiąca życia – no w końcu, synu, jesz w miarę jak człowiek! Nawet to radosne plucie ci wybaczam.
Rozszerzanie diety niemowlaka - Dylematy mamy :-)
Sama czynność karmienia, choć nieco kłopotliwa, jest jednak pestką w porównaniu z pytaniem, co właściwie powinno znaleźć się na łyżeczce. Każdy, kto spróbował zwiększyć swoją wiedzę za wie doskonale, że efektem jest jeszcze większy brak pewności co do własnych decyzji. Dylemat goni dylemat, wszystko wydaje się wręcz niesamowicie ważne, a błędy mogą wpłynąć na tak wiele aspektów w przyszłości! Przyjrzyjmy się jednak sprawie bliżej.
Czym karmić niemowlę? Gotować czy kupować?
Jestem matką, powiedzmy, wtórną – jako, że przed Łysolkiem był Kudłaty, to decyzje ws. karmienia niemowlęcia nie powinny stanowić dla mnie większego problemu. I nie wiem, co sprawia, że jest dokładnie odwrotnie. 5 lat różnicy między dziećmi? Ich zupełnie odmienny charakter? Moja większa świadomość na temat tego, co jest ważne? W każdym razie, czuję się nowicjuszką w temacie, a zacząć można już od wątku słoiczków vs. domowego jedzenia.
Chciałabym napisać, że gotuję tylko domowe posiłki, ale to byłaby nieprawda. Po pierwsze – jest to dziecko numer dwa. A to oznacza dwa razy więcej roboty. Po drugie – pracuję w domu, czego nie robiłam na macierzyńskim numer jeden. Niemniej, słyszę czasem „Nie boisz się mu tego podawać?”
Co z tym nabiałem?
Po pięciu latach od urodzenia dziecka numer jeden, postanowiłam zwiększyć zasób swojej wiedzy na temat podawania malcowi nabiału. W głowie pozostała mi gdzieś zasłyszana informacja, że nie wolno podawać białka mleka krowiego, bo alergia murowana. Jakie było zatem moje zdziwienie, gdy w kilku źródłach przeczytałam, że właściwie to teraz „myśli się inaczej”. Uogólniając – sami robimy dzieciom „kuku”, tworząc alergię, bo wzbraniamy się przed produktami mlecznymi bardzo długo. I np. dziewięciomiesięczniakowi śmiało możemy urozmaicić dietę kilkoma łyżeczkami „normalnego” jogurtu.
Właściwie to nie miałam zbyt wiele czasu na zastanowienie się na tymi danymi. Dzień później dziecko numer jeden, nakarmiło dziecko numer dwa kilkunastoma łyżeczkami truskawkowego musu mlecznego. Ja naprawdę pilnuję swoich dzieci, ale kiedyś muszę wstawić to pranie!
Cóż, pozostało mi szukać ewentualnych reakcji alergicznych. Reakcji… brak. Może to nie takie głupie?
Wielka sprawa – gluten w diecie dziecka
Nie wiem, jak to się stało, że w dobie histerii okołoglutenowej „przespałam” tak wielkie wydarzenie, jakim była „ekspozycja na gluten” (was też bawi to określenie?). Znowu winny był starszak, który poczęstował malucha bułką. Bardziej przeraziłam się krótkim zakrztuszeniem, niż samą wizją nagłej reakcji alergicznej. Jako jednak, że była u mnie przyjaciółka i zapytała: „Tak podajesz gluten?” (nie ja przecież, mój starszy syn!) przypomniał mi się temat sprzed kilku lat. Wtedy eksperymentowałam z kilkoma łyżeczkami kaszki mannej podawanej do posiłków. Młodszy syn po prostu dostał kaszkę zbożową, zakupioną przez męża, ponieważ „przecież była po 4 miesiącu”. Na gluten wyeksponowali moje dziecko brat i ojciec. Najmłodszy przyjął to również po męsku i nie okazał żadnych dolegliwości.
BLW - nie dla każdego?
Już będąc w ciąży słyszałam o metodzie karmienia zwanej „BLW”, czyli „Bobas Lubi Wybór”. W dużym skrócie – dziecko je rączkami ugotowane warzywa i pokrojone owoce. Żadnych papek i łyżeczek (śliniak bym jednak zostawiła). Czy postanowiłam spróbować? Oczywiście! Werdykt jest niepomyślny – moje dziecko zostaje przy papkach, ewentualnie przy papkach z kawałkami.
Zamierzenie metody BLW jest takie, że dziecko samo, poprzez doświadczenie, uczy się kontrolować wielkość i ilość tego, co wkłada do ust. Włoży za dużo? Trochę się zakrztusi i nauczy. I nie wiem, jak jest z innymi mamami, ale w moim przypadku, po pierwszym wcale nie tak małym zakrztuszeniu, kwokowatość wzięła górę. Innymi słowy – „chodź kochanie, mamusia rozgniecie ci bananka”. Niech się uczy, gdy będzie miał więcej, niż dwa zęby.
Zachwyty nad apetytem i cenne wsparcie rodziny
Kończąc już – kilka słów o rzeczach właściwie dość zabawnych. Chyba każda mama dziecka w wieku od sześciu miesięcy do roku doznała „wsparcia” ze strony swojej rodziny. Ja wiem, że oni chcą dobrze, ale… nie do końca wychodzi tak, jak powinno. Po pierwsze, regularnie spotykam się z próbami dokarmiania mojego syna. „No daj mu trochę tej czekoladki”, „chcesz polizać cukierka?”, „ale jak mam mu nie dać, zobacz, jak patrzy!” (rozchodzi się o tatar z surowym jajkiem). Niepotrzebna jest nam noc pt. „boli mnie brzuch” i dociekanie, skąd ta wysypka.
Druga sprawa – podaję synowi wodę. I tu pada: „Tylko wodę?”, „Może daj mu trochę herbatki”, „ta woda mu nie smakuje”. Doświadczenie ze starszakiem nauczyło mnie, że woda w diecie dziecka to cudowna sprawa. Kudłaty sięga tylko po nią, kiedy naprawdę chce mu się pić albo gdy jest chory. Nie wzbraniam mu soczków, ale to raczej w ramach deseru. Ma piękne, zdrowe zęby i dobry nawyk.
Żeby jednak nie było tak kolorowo – starszak nie cierpi warzyw, nie przepada też za owocami. Wciskam gdzie popadnie, oszukuję i kombinuję, z różnym skutkiem, jednak fakt faktem, że ich po prostu nie lubi. I dlatego trochę mnie bawi, gdy młodszy wzbudza zachwyt tym, że je wszystko i najlepiej w ilościach, które zdaje się wypełniają żołądek aż po przełyk. Doskonale wiem, że często nijak ma się to do przyszłości. Dziś wciągnie ogórka kiszonego jakby nigdy nic, za pół roku najsłodsza mandarynka wzbudzi odruch wymiotny. I dopiero wtedy stanę przed wyzwaniem skomponowania dobrej diety dla dziecka – już przy mniejszym szumie wokół tej sprawy.