Nacinanie krocza w czasie porodu przeważnie nie ma uzasadnienia, a naraża kobiety na niepotrzebny ból i urazy psychiczne.
Nacinanie krocza w czasie porodu przeważnie nie ma uzasadnienia, a naraża kobiety na niepotrzebny ból i urazy psychiczne. Mimo to, w Polsce wykonuje się je aż u 80 proc. rodzących. 15 maja w Warszawie Fundacja Rodzić po Ludzku zainaugurowała kampanię społeczną pt.: "Nie daj się naciąć". Jak przypomniała prezes fundacji Anna Otffinowska, nacinanie krocza upowszechniło się w praktyce medycznej na całym świecie pod wpływem prac amerykańskiego położnika Josepha DeLee. W 1913 r. napisał on, że każdy poród jest patologiczny, dlatego wymaga interwencji chirurgicznej. Na poparcie swojej teorii DeLee przedstawiał szokujące dziś argumenty. Twierdził np., że w czasie porodu na główkę dziecka działają siły tak duże, jakby ściskać ją drzwiami. Przez wiele lat bezkrytycznie uznawano rutynowe nacięcie krocza za nieodłączny element przygotowania kobiety do porodu. W Polsce ten mit pokutuje do dziś.
Jednak już w 1985 r. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) uznała, że zabieg ten ma zdrowotne uzasadnienie, np. gdy zagrożone jest życie dziecka, tylko u 10-20 proc. rodzących. Badania naukowe dowodzą, że w pozostałych przypadkach nie daje on żadnych korzyści, a wręcz jest szkodliwy.
Na dowód tego, obecna na konferencji Beverley Beech, przewodnicząca brytyjskiej Fundacji na rzecz Poprawy Usług Położniczych (AIMS), przytoczyła wyniki analiz, którymi objęto ponad 5 tys. kobiet w 6 krajach. Wskazują one, że nacięcie powoduje dodatkowe pęknięcia krocza w czasie porodu; nie zapobiega wysiłkowemu nietrzymaniu moczu w przyszłości; nie chroni też bardziej główki dziecka przed urazami. Zabieg ten raczej spowalnia gojenie ran po porodzie i zwiększa ryzyko infekcji; kobiety, które go przeszły mają słabsze dno miednicy i później wznawiają współżycie płciowe, niż po naturalnym pęknięciu, co może pogarszać relacje z partnerem; są też bardziej narażone na depresję.
"Jak wynika z badań, bardzo negatywne przeżycia w czasie porodu mogą utrudnić kobiecie wejście w rolę matki" - podkreśliła Dąbrowska. Można więc powiedzieć, że kampania przeciwko rutynowemu nacinaniu krocza jest też walką o to by jak najlepiej chronić związek kobiety i jej dziecko, dodała.
Jak przyznała dr Dorota Karkowska, specjalistka z zakresu prawa ubezpieczeń społecznych na Uniwersytecie Łódzkim, przekraczając próg szpitala wiele kobiet czuje się bezradnych wobec narzucanych im świadczeń medycznych. Tymczasem, nacięcie krocza bez zgody pacjentki jest naruszeniem jej praw i gdy spowoduje szkody na ciele i psychice, kobieta ma podstawę prawną by wystąpić z powództwem do sądu cywilnego. Ważne jest też to, że pacjentka podpisując zgodę musi być świadoma, czemu ma służyć dana procedura medyczna i dlaczego jest potrzebna.
"Tymczasem w Polsce aż w 62 proc. przypadków nacięcie krocza wykonywane jest bez zgody, a nawet wbrew woli kobiety" - podkreśliła Otffinowska. Statystyki wskazują, że wbrew zaleceniom WHO, zabieg ten przeprowadza się aż u 80 proc. rodzących kobiet, a w przypadku tzw. pierworódek - nawet u 100 proc.
W innych krajach odsetek pacjentek, którym nacina się krocze w czasie porodu jest znacznie mniejszy i wynosi 14 proc. w Wielkiej Brytanii, 33 proc. w USA, 12 proc. w Danii i 10 proc. w Szwecji.
Zdaniem Beverley Beech, obecny niski odsetek tych procedur w Wielkiej Brytanii jest efektem mozolnej pracy kobiet, które w pewnym momencie zaczęły się upominać o swoje prawa, jak również organizacji zajmujących się zdrowiem, np. zrzeszających położne.
W latach 80. w niektórych brytyjskich szpitalach aż 90 proc. rodzących kobiet miało nacinane krocze, podkreśliła Beech. Teraz w szkołach położniczych nie uczy się już tej procedury.
"Najwyższy czas, by również w Polsce położnictwo opierało się na dobrych praktykach, a nie na przestarzałych procedurach" - podsumowała Beech. JJJ
PAP - Nauka w Polsce / 2008-05-20