Świeżo upieczone mamy muszą zmierzyć się z całymi setkami porad: "nie noś, bo przyzwyczaisz", "nie bujaj", "nauczy od pierwszych dni samodzielnego usypiania" ...
Świeżo upieczone mamy muszą zmierzyć się z całymi setkami porad i sugestii. Część z nich dotyczy drobiazgów, typu „Przykryj kocykiem, załóż mu czapeczkę”, inne to już te z działu „wychowanie”. Wbrew pozorom, te drugie nie pojawiają się dopiero wtedy, gdy maluch skończy rok czy dwa. Rodzice muszą mierzyć się z nimi już od pierwszego dnia życia ich pociechy.
Uściślając, chodzi o wszystkie te „Nie bujaj, bo przyzwyczaisz”, „Nie noś go, bo potem nie będziesz miała życia” i inne. Młode mamy często same nie wiedzą, ile racji jest w tych radach i ostrzeżeniach. Przyjrzyjmy się zatem sprawie, choć z nieco innego niż zwykle punktu widzenia. Mianowicie, z punktu widzenia samego zainteresowanego, czyli noworodka.
Mama pod ostrzałem dobrych rad
Najpierw jednak warto przytoczyć większość „złotych myśli”, z którymi muszą mierzyć się młodzi rodzice. Co dokładnie słyszą najczęściej?
- „Nie noś go, bo się przyzwyczai!”.
Co robi młoda mama, która nie może uspokoić płaczącego, trzytygodniowego noworodka? Tuli i… krąży po mieszkaniu. Z kuchni do pokoju, z pokoju do kuchni… wszyscy to znamy. Gdy jednak akurat odwiedzi ją mama, teściowa czy ciocia, słyszymy oczywiste „Co ty go tak nosisz, przyzwyczai się, a potem będzie nosić klopsa dziesięć kilo!”. Nikt jednak nie odpowiedział matkom na pytanie, w którym momencie dziecko się „przyzwyczaja” do tego noszenia, ile potrzebuje do tego czasu spędzonego na rękach mamy. I jeśli właściwie od razu, to jak je przenieść na przykład z pokoju do łazienki na kąpiel, tak by „nie przyzwyczaić”?
Zwróćmy też uwagę na to, że młode mamy najczęściej rzadko „krążą” z dzieckiem po swoich mieszkaniach z wyboru. Wręcz przeciwnie, z chęcią odłożyłyby oseska i na przykład w końcu umyły zęby czy wypiły chociaż letnią jeszcze kawę. Najczęściej jest to jednak kwestia „nie mam innego wyjścia, bo płacze”. Szkoda, że wraz z poradą „Nie noś, bo…”, nie wiąże się super rozwiązanie na ten właśnie problem.
- „Jak sobie pozwolisz, to potem…”
To ciekawe podejście, które zupełnie odwraca dotychczasowy pogląd na macierzyństwo. Wyczekane maleństwo zaczyna być odbierane nie jak cudowny skarb, który w końcu pojawił się na świecie, ale jak przeciwnik na polu bitwy. Jeśli mu ulegniesz, to masz przerypane, zniszczy cię jak nic. Tego nawet nie trzeba przerysowywać i ironizować, to po prostu brzmi śmiesznie – gdy tylko uświadomimy sobie, że mamy do czynienia z człowiekiem, który żyje na świecie od kilku lub kilkunastu dni i potrzebuje nas do przetrwania jak wody.
- „Musi się nauczyć!”, „Trzeba uczyć od małego!”
To mądrości trzeciego typu, lekko nawiązujące do poprzedniego. Po co taki noworodek może mieć miło i dobrze? Znowu ironicznie, ale powiedzmy to – jest już na świecie, a tu panują brutalne zasady i czas się ich nauczyć. Od pierwszego dnia życia, najlepiej od pierwszej godziny. Bo ja się nie nauczy, to czytaj wyżej – masz przerypane.
Niektórzy tutaj chwalą, zamiast rzucać poradami. Mówią na przykład – „ale fajnie, że uczycie Maciusia spać w takim hałasie. No i zobaczcie, nikt się nie ucisza, a ten śpi jak zabity. Tak powinno być, a nie jak niektórzy, wszystko na paluszkach!”. Istota sprawy polega na tym, że większość noworodków śpi bardzo dużo i tak naprawdę trzeba by ogromnego hałasu, żeby je przebudzić. Nie ma to niczego wspólnego z wychowaniem czy nauką. Gdy sen staje się lżejszy, nawet ci, którzy deklarowali „naukę spania w hałasie” zaczynają uciszać wszystko i wszystkich. I to raczej rodzice się uczą, że każdy człowiek do snu potrzebuje ciszy, niż dzieci uczą się na tym polu od rodziców.
Rodzic w dziale z poradnikami
Wobec powyższych porad i wskazówek młodzi rodzice często otaczają się poradnikami. A tam cała masa wskazówek, instrukcji, schematów - jak ma zasypiać samo i nie płakać. Bierze więc taka mama dwutygodniowego szkraba książkę do ręki, czyta, próbuje i w końcu sama ma ochotę wyć. Dwa dni prób nauki samodzielnego zasypiania w łóżeczku, a ono ciągle chce na ręce i płacze! Zmęczenie, frustracja, złość, oto jedyne efekty tej edukacji.
Spójrz na świat oczyma noworodka
Tak, jak stopniowo wychodzimy z wierzeń w to, że dziecko nie może mieć chłodnych rączek i tak, jak przestajemy wierzyć, że letni, delikatny wiatr spowoduje natychmiastową infekcję uszu, tak teraz czas na zmianę podejścia co do bujania, noszenia i przyzwyczajania. Wyjdźmy poza schemat i spójrzmy na świat oczyma… noworodka.
Po pierwsze, dziecko to nie wróg i nie przeciwnik. Nie walczymy z nim o suwerenność i nie toczymy zażartych walk o to, kto tu będzie rządził. Mamy do czynienia z zupełnie bezbronnym, maleńkim stworzonkiem, które kompletnie nie wie, co jest grane. Jedynym sposobem jego komunikacji jest płacz. Ono nawet nie wie, że to, co przeraźliwie rusza mu się przed oczyma, to jego własne rączki, bywa więc, że może się wystraszyć sam siebie. Nie widzi zbyt dobrze, ale czuje, że zmieniło się jego bezpieczne otoczenie. Jest w nowym świecie, w którym co jakiś czas ktoś go rozbiera, pozbawiając przyjemnego ciepełka. Zniknęło dobrze znane bujanie, dookoła jasne światło. Zapewne dość często pobolewa go brzuszek. I jedyne, co jest mu w tym świecie dobrze znane i uspokajające, to zapach mamy i jej bliskość.
Jeśli spojrzymy na świat noworodka w ten sposób, bo wszystko nabiera innego znaczenia, prawda? Zrozumiałe staje się, że dziecko domaga się bliskości matki – poznał tę bliskość po porodzie i to jedyne, co zna, co go uspokaja. Jakże przykra jest w ogóle sama myśl, że można go tej bliskości pozbawiać w imię dziwnie pojętej „nauki, kto tu rządzi”.
Jesteś mamą - poddaj się instynktowi
Po pierwsze, nie wierz w brednie. Nie stworzysz „rozkapryszonego bachora”, bo będziesz nosić noworodka czy niemowlę. To jego naturalna potrzeba bliskości a nie chłodna kalkulacja czy kaprys. Zatem bujaj, noś, przytulaj bez obaw.
Po drugie, daj wam czas na naukę siebie nawzajem, ale bez… poradników. Odłóż w kąt książki, które nauczą dziecko zasypiać samo. Na taką naukę przyjdzie jeszcze czas, ale teraz jest chwila właśnie na to, aby ono zasypiało przy twoim boku, czując twój zapach. Nie czuj z tego powodu wyrzutów sumienia i nie bój się, że robisz coś nie tak. Pozwól zadziałać swojej matczynej intuicji i naturalnych odruchom – uwierz, że je masz. Nie wyniknie z nich nic złego.
W końcu, po trzecie – obniż wymagania. Odłóż teorie i przyjmuj swoje dziecko takie, jakie jest. Jeśli zwiększysz tolerancję na tego malucha i będziesz patrzyła na świat z jego punktu widzenia, a nie swojego, będzie ci znacznie łatwiej go zrozumieć, poczujesz więcej sił i tolerancji. A na naukę i wychowanie przyjdzie jeszcze czas. Póki co, pozwól chociaż dziecku zrozumieć, że nie musi bać się… nawet własnych rączek.