Slow parenting, czym jest i jak się tego… nauczyć

Według specjalistów, slow parenting to idealny sposób na to, by ...

slow parenting

Najpierw szkoła, potem angielski, we wtorki basen a w środy karate. W ramach zabawy – tablet, najnowsza bajka albo kino. Nie wiemy, kiedy mijają tak kolejne dni, ale znajdujemy chwilę na zastanowienie się, do jakiej szkoły powinno chodzić w przyszłości nasze dziecko. Brzmi znajomo? Jeśli tak, to już zdecydowanie czas przestawić się z „fast” na „slow parenting”. Czyli rodzicielstwo na spokojnie.

Według specjalistów, slow parenting to idealny sposób na to, by – na przekór dzisiejszej modzie, pozwolić dziecku… być dzieckiem i samemu nauczyć się cieszyć rodziną. Brzmi zachęcająco, prawda?

Czy potrzebujesz rodzicielskiego zwolnienia obrotów?

Zanim jednak przejdziemy do idei slow parenting, warto zastanowić się nad tym, czy właściwie potrzebujemy zmian. Możesz zatem określić się jako rodzica „pędzącego”, jeżeli spełniasz kilka poniższych kryteriów.

  • Twoje dziecko ciągle wydaje ci się niedoskonałe. Nie musisz jednak myśleć „och, mógłby być bardziej idealny”. Po prostu ciągle zauważasz, że córka czy syn potrzebuje logopedy. Albo nie liczy jeszcze tak, jak dziecko koleżanki. Koniecznie musi poprawić tę czwórkę czy trójkę w szkole. I może nauczyć się grać na czymś, bo posiadanie pasji jest po prostu modne.
  • Trudno ci przypomnieć sobie, kiedy ostatnio byłaś czy byłeś na spokojnym spacerze z własnym dzieckiem. Zrzucasz winę na niesprzyjającą pogodę, zimno albo inne „nagłe sprawy” (czyli np. zmywanie naczyń) – ale tak naprawdę dobrze wiesz, że zwyczajnie ci się… nie chce.
  • W ramach wolnego czasu twoja pociecha gra na tablecie (tylko edukacyjne gry!), ogląda trzecią bajkę albo robi jeszcze coś innego – ale nie jest to zabawa ani spędzanie czasu z tobą.

W efekcie masz wrażenie, że dni uciekają jak szalone, twoje dziecko wciąż „czegoś tam nie osiągnęło”, a ty sama… nie jesteś matką taką, jaką chciałabyś być.  Czytasz poradniki, jak rozmawiać z własnym dzieckiem, chcesz być matką, do której zawsze można się zwrócić, ale… trochę nie wiesz, kiedy masz nią być. Bo przecież ciągle jest tyle spraw, a poza tym twoje dziecko nie może zostać w tyle!

Koniec z tym. Czas na slow parenting, które z początku będzie wydawało ci się po prostu zwyczajnie nudne i meczące. Ale po tygodniu, dwóch – zaczniesz się nim cieszyć i zauważać, ile czasu traciłaś lub traciliście.

Wyrwać się z biegu życia

Cała idea „slow parenting” polega na dwóch rzeczach. Po pierwsze – na tym, aby dać dziecku trochę… spokoju. Nie planować aż tak bardzo do przodu i nie być kreatorem życia swojego dziecka, ale raczej towarzyszem. Po drugie, chodzi o to, aby nauczyć się cieszyć codziennymi, drobnymi sprawami związanymi z rodziną i rodzicielstwem.

Moda na tak rozsądne podejście do życia rozpoczęła się wraz z pojawieniem się książki „Pod presją czasu. Dajmy dzieciom święty spokój!” autorstwa Carla Honore. Ta pozycja jest sprzeciwem wobec przygotowania dzieci do wyścigu szczurów i wobec brania w nim udziału przez nas samych. Ujmując te kwestie najdobitniej – mamy żyć dla siebie i dla swojej przyjemności, a nie dla oczekiwań i porównań. A do tego musimy zwolnić.

Jak stać się „slow rodzicem”?

Aby nauczyć się więcej czerpać z życia i jednocześnie mniej wymagać od swoich dzieci, warto na początek zmienić kilka ważnych sfer. Które dokładnie powinny ulec modyfikacji?

  • Zabij pochłaniacz czasu, czyli wyłącz telewizor. Niekoniecznie na zawsze – wystarczy, że będziesz go włączać na godzinę czy na dwie dziennie, na film… i koniec. Odkryjesz, jak wiele czasu pozostaje ci na kontakt z dzieckiem.
  • Zamiast dawać dziecku tablet czy komórkę, daj siebie. Idźcie układać puzzle, rysować albo bawić się w cokolwiek innego, do czego potrzebna jest wyobraźnia, a nie ładowarka. Z początku to naprawdę nie będzie łatwe, bo dziecięce zabawy są dla rodziców zwyczajnie… nudne.
  • Zacznijcie chodzić na spacery. Codziennie albo co drugi dzień. Niech poczekają naczynia, praca, pranie – ono będzie zawsze. A twoje dziecko za chwilę będzie nastolatkiem, które nie będzie miało ochoty na to, by rodzice pokazywali mu świat. Odkrywaj, ile możesz dowiedzieć się podczas takiego spaceru od swojej pociechy.
  • Zmień swoje nastawienie. Zamiast koncentrować się na myśleniu „niech już w końcu zaśnie” pomyśl – „Fajny wieczór, posiedzę z moim synem, opowiem mu bajkę.” Ciesz się tym, na co  z utęsknieniem czekasz w pracy!
  • Pozwól dziecku zwyczajnie się ponudzić. Nie wykorzystuj każdej wolnej chwili jako „okazji do czegoś tam” – czyli na przykład do pójścia na basen albo dodatkowe zajęcia. Niech ma ono czas tylko dla siebie.
  • Pozwól dziecku nie być idealnym. Zamiast je ciągle porównywać i widzieć w nim pewne rzeczy do zmiany, sfery do poprawy, ciesz się nim. Jego jeszcze nieporadną mową, śmiesznymi skojarzeniami. Nie musi być idealne, najlepsze i super grzeczne. Przytul je i powiedz „jak ja cię kocham, ty straszny broju”.

Czasem jest tak, że będąc w pracy, marzymy o powrocie do domu. Będąc w domu, myślami jesteśmy już przy spokojnym wieczorze. A gdy ten nastaje – nie możemy oderwać się od myśli, że za chwilę trzeba wstać i znowu pójść do pracy. Niestety, to najlepsza metoda na to, żeby przyspieszyć „przemykanie” życia między palcami. I odpowiedzią na to jest właśnie slow parenting. Zamiast dążyć – ciesz się tym, co jest tu i teraz, czyli swoim dzieckiem. 

Autor
Karolina Wojtaś
fot.
Fotolia