8 popularnych stwierdzeń, których nie powinniśmy kierować w stronę (swoich) dzieci

Warto wiedzieć, czego na pewno nie warto mówić dziecku i właściwie – dlaczego?

czego nie mówić dziecku

Wychowanie dziecka jest szalenie trudnym wyzwaniem. Chcąc ułatwić sobie zadanie albo zwyczajnie walcząc z wyzwaniami codzienności, często sięgamy po bardzo popularne stwierdzenia czy groźby i kierujemy je w stronę pociechy. Mimo dobrych chęci, nasze słowa mogą jednak wywołać  bardzo negatywny skutek. Warto zatem wiedzieć, czego na pewno nie warto mówić dziecku i właściwie – dlaczego?

„Nie płacz, nic się nie stało!”

Ileż to razy widzieliśmy taką scenkę: dziecko biegnie / jedzie na rowerze, przewraca się i zaczyna płakać, po czym przybiega mama i od razu mówi: „No, ale nie płacz, przecież nic się nie stało!”

Dlaczego nie powinniśmy tak mówić? To oczywiste – bo się stało! Dziecko albo jest obolałe albo wystraszone, a najczęściej jedno i drugie. Dla kilkulatka nigdy nie jest to nic i takie umniejszanie problemu na pewno nie sprawi, że poczuje się on lepiej.

Nie udawajmy, że nic się nie stało, kiedy tak nie jest. Zamiast tego warto powiedzieć – „biedactwo, musiałeś się wystraszyć. Najpierw jednak sprawdźmy, czy jesteś względnie cały. Obie nogi są? Obie ręce są? To teraz spójrzmy na kolano – jest trochę chore, ale mama mu chusteczki. A wiesz, że kiedyś sama też się przewróciłam? Miałam wtedy taki wieeelki różowy rower…”

Ta nagła paplanina ma oczywiście wiadomy cel – odwrócenie uwagi od np. rany na kolanie, ale bez zmniejszania wagi sytuacji. Dziecko czuje się zrozumiane i szybciej czuje się lepiej.

„Spójrz, jaki Kuba jest grzeczny!”

Porównania dziecka z innymi maluchami mają być oczywiście dobrą motywacją, pokazywać, że „można”. Niestety, to tak nie działa. Dlaczego? Otóż wyobraźmy sobie samych siebie, gdy ktoś nas do kogoś porównuje. „Dlaczego nie możesz być jak żona Piotra, ona jakoś potrafi pogodzić pracę z domem i jeszcze zawsze jest uśmiechnięta!” – takie słowa bolą, prawda? Aż chce się odpowiedzieć: „To ożeń się z żoną Piotra, ja jestem Ania”.

Porównania zawsze są przykre, bo nie są odbierane jako: „Spójrz, można zrobić to inaczej”, ale raczej jako „Jesteś gorszy”. Rodzą zazdrość i tworzą niepotrzebną rywalizację między porównywanymi.

„Nie, bo nie”

Takie „uzasadnienie” swojej decyzji jest po prostu objawem braku szacunku wobec dziecka. Nikt nie chciałby być tak potraktowany – włączeni z dorosłymi. Wyobraźmy sobie, idziemy poprosić szefa o urlop, na co ten stwierdza: „Nie, bo nie!”. Absurd, prawda? Taka odpowiedź automatycznie wzbudza złość i to nie tylko wśród dorosłych. Szanujmy nasze dzieci i uzasadniajmy ich nasze decyzje – pozwala to im na zrozumienie, a to z kolei kolejny krok do akceptacji.

A co, jeśli malec ciągle, ciągle i ciągle powtarza swoje pytanie czy prośbę? Zamiast „nie, bo nie”, powtarzaj – „już ci to wyjaśniłam dwa razy”. To zupełnie co innego.

„Bo przyjdzie pan i cię weźmie!”

Czasem takie słowa padają od rodziców, czasem od życzliwej pani w sklepie, która próbuje „pomóc” w przekonaniu malca do bycia posłusznym. Nie powinny jednak padać nigdy.

Obawa przed zniknięciem mamy czy taty oraz przed obcymi ludźmi są jednymi z najbardziej przykrych emocji, jakich może doświadczyć dziecko. Już sama wyobraźnia malca potrafi skutecznie narobić mu „stracha”, a gdy jeszcze słyszy tak poważne groźby ze strony dorosłych – wszystko może skończyć się nawet koszmarami nocnymi czy moczeniem.

Miłość i obecność rodziców nigdy nie powinna być przedmiotem targów, gróźb czy warunków. To rzecz, do której nasze dziecko nie może mieć wątpliwości.

„Bo przyjdzie Baba Jaga!”

Opowieści o czyhających w ciemnych miejscach potworach mają zwykle na celu uchronienie dziecka przed upadkiem albo naszych rzeczy – przed zniszczeniem. Warto jednak zauważyć, że nawet pozornie mało rozumiejące jeszcze dziecko szybko zorientuje się, że opowieści mamy czy taty są wyssane z palca. Mamy więc nie tylko brak posłuszeństwa, ale i mniejsze zaufanie.

Zamiast straszyć Baba Jagą, powiedz po prostu „Nie wolno wchodzić do gabinetu taty, tam są bardzo ważne dokumenty i to nie jest miejsce do zabawy. Jeśli tak wejdziesz, to za karę nie będziesz oglądał bajki”.

„Poczekaj, niech tylko tata wróci z pracy!”

Z jednej strony pragniemy jak najlepszego kontaktu dzieci z ojcem, z drugiej… „rzucamy” takie groźby. Nie warto tego robić. Tata nie może być tym od załatwiania „ciemnych spraw” i wyznaczania kary, to jest nieuczciwe wobec niego i tworzy brak zaufania u dziecka. Inny minus to podważanie własnego autorytetu – skoro potrzebujemy tak wielkiego wsparcia, to najwidoczniej sami nie radzimy sobie z zachowaniem latorośli.

„Dostanę przez ciebie zawału!”

Pozornie nieszkodliwe, ale jeśli powtarzamy to często… cóż, wystarczy wyobrazić sobie sytuację, gdy rzeczywiście trafiamy do szpitala, a dziecko doskonale pamięta takie ostrzeżenia. Kilkulatki potrafią same doszukiwać się już przyczyn problemów we własnym zachowaniu (np. przy rozwodzie rodziców), a w takiej sytuacji wnioski są niemal oczywiste. Szkoda emocji malucha i swoich wyrzutów sumienia.

„Eee, to jest zabawka dla dziewczynek!”

Albo opcjonalnie – „dla chłopców”. Nieuleganie stereotypom to szalenie trudne wyzwanie, ponieważ większość z nas do pewnych spraw podchodzi niemal automatycznie. Przykładem jest sytuacja, gdy trzylatek wskazuje na lalkę, gdy ma wybrać sobie prezent.

Dlaczego warto powstrzymać się od takich komentarzy? Przede wszystkim dlatego, że przecież nie chcemy wychować np. mężczyzny, który uważa, że od sprzątania i opiekowania się dziećmi  jest kobieta. Ale jeśli ono już jako trzylatek będzie gwałtownie odsuwane od plastikowych lalek i zabawkowych odkurzaczy/kuchenek, to niestety może zacząć tak myśleć.

Chwila refleksji

Banalne stwierdzenia mogą nieść za sobą niebanalne skutki. Dlatego warto czasem zastanowić się nad tym, co właściwie mówimy do dzieci, jak one mogą to odebrać i czy sami chcielibyśmy… takie słowa usłyszeć.

Autor
Karolina Wojtaś
fot.
Fotolia