Jak z pomysłu Włocha „uszczknąć” coś pod kątem wychowania swojego dziecka?
Przed paroma tygodniami w mediach zrobiło się głośno o zachwycającej kampanii społecznej, której pomysłodawcą był dziennikarz Luca Lavaron. O co chodzi i jak z pomysłu Włocha „uszczknąć” coś pod kątem wychowania swojego dziecka?
Cała akcja – w dużym skrócie, polegała na tym, aby ocenić reakcje dzieci na polecenie uderzenia obcej dziewczynki. Badani chłopcy byli w wieku od 7 do 11 lat. Na początku poproszono ich o skomplementowanie 11-letniej dziewczynki, wkrótce potem padły słowa: „A teraz ją uderz”. Reakcje chłopców wzruszyły opinię publiczną. Dzieci bowiem nie tylko odmówiły wykonania polecenia, ale też uzasadniały to słowami: „Nie, bo jest dziewczyną”, „Dziewczyny nie powinny być bite nawet kwiatkiem” czy w końcu „Nie, bo jestem mężczyzną!”.
Ostatnie uzasadnienie chwyta za serce wyjątkowo mocno i daje do myślenia wielu rodzicom. W głowach wielu kiełkuje pytanie – jak sprawić, by i nasz syn utożsamiał „bycie męskim” z takim właśnie podejściem wobec kobiet? Jak zapobiec zupełnie odwrotnemu interpretowaniu męskości, które jest przyczyną przemocy w tak wielu domach?
Przemoc? Nie w naszym domu
Możemy tylko domyślać się, jak wielka duma rozpierała rodziców dzieci zaangażowanych w omawianą kampanię. Ich pociechy zaprezentowały przecież przepiękne wartości, które były zakorzenione tak głęboko, że pozwoliło to nawet przeciwstawić się autorytetowi twórcy tego ciekawego eksperymentu. Skąd bierze się taka postawa?
Z dużą śmiałością można przypuszczać, że w żadnym z domów dzieci biorących udział w badaniu nie ma przemocy w ogóle, a wszelkie jej przejawy są mądrze karane. Aby bowiem dziecko uznało bicie za coś złego, nie można wprowadzać mu mylących podziałów w stylu: „Kobiet się nie bije, ale kogoś innego to już możesz”. Najprostszym i najskuteczniejszym sposobem na utożsamianie przemocy z czymś niewłaściwym jest całkowite jej wykluczenie ze swojego domu. Bez podziałów!
Dotyczy to jednak nie tylko uświadamiania dzieci, ale też zachowania mamy i taty. Rodzic, który daje dziecku trzy klapsy, a następnie mówi: „Nie wolno bić” przejawia hipokryzję i jego argumenty nie mają takiej siły, jak słowa rodzica niebijącego w ogóle. Klaps to też bicie i klaps to też przemoc – warto o tym pamiętać. Tymczasem wciąż mamy do czynienia z karami w stylu: „Uderz mnie jeszcze raz, a zobaczysz, jak ci wleję – bo nie wolno bić”. Nie. Zamiast tego powinno padać: „Boli mnie, kiedy mnie bijesz, nie wolno tego robić. Jeśli znów mnie uderzysz, nie pójdziesz do Kuby na urodziny”. Kara bez przemocy, a wyjątkowo skuteczna i zapadająca w pamięć na bardzo długo.
„Czy wiesz, kim jest gentelman?”
Wiedza na temat konieczności unikania przemocy nie bierze się „znikąd” – jest często dokładnie „skopiowana” z ust rodziców. Najlepszym przykładem tego jest wypowiedź chłopca, który tłumaczy, że „dziewczyn nie można bić nawet kwiatkiem” – gdzieś to usłyszał, prawda?
Warto docenić siłę przebicia, jaka zawarta jest w rodzicielskim słowach i zwyczajnie rozmawiać z dzieckiem o tak ważnych tematach, jak np. szacunek do kobiet. Mamy mnóstwo okazji do rozmów, uświadamiania dziecka, tylko czasem ich nie zauważamy. Zamiast więc podrzucać synowi tablet, gdy musimy zrobić obiad, warto posadzić go obok siebie i zapytać „Czy wiesz, kim jest gentelman?” Wytłumaczę ci, a potem zagramy w taką grę. Ja będę mówiła przykłady zachowań, a ty powiesz, czy tak się zachowuje mężczyzna z klasą, czy nie. Dzieci uwielbiają takie rozmowy i kochają, gdy poświęcamy im uwagę. Wykorzystajmy to.
Rola ojca, dziadka, wujka
Oczywiście w całej tej „sprawie” niezmiernie ważny jest po prostu… przykład. W domu pełnym przemocy dziecko bardzo szybko nauczy się, że kobietę można bić, a fizyczna przewaga jest mocnym „argumentem”. Jednak brak przemocy nie oznacza automatycznie powstania szacunku do kobiet. Taka postawa bierze się nie tylko z braku negatywnych wzorców, ale też z obserwowania tych pozytywnych.
Innymi słowy, aby nasz mały chłopiec stał się mężczyzną z klasą, powinien obserwować, jak klasę przejawia jego ojciec. Zabierze mamie ciężkie reklamówki, przykryje kocem, przyniesie kwiaty i zwyczajnie otworzy przed nią drzwi. Proste drobiazgi, które dziecko obserwuje baczniej, niż sądzimy i z których – jak widać w kampanii, wyciąga słuszne wnioski.