Mój sposób na mdłości w ciąży. TO cię zaskoczy!

Kiedy słyszę o jakiejś nowej ciąży, moje myśli krążą wokół jednego - „Ale masz, kobieto, przerypane nadchodzą "one" - ciążowe mdłości. A ten, kto je nazwał, porannymi mdłościami nigdy nie był w ciąży.

sposoby na mdłości w ciązy

Zawsze, kiedy słyszę o jakiejś „nowej ciąży”, głośno gratuluję przyszłej mamie. Już zdecydowanie ciszej - bo tylko w moich myślach, dodaję: „Ale masz, kobieto, przerypane”. I nie, nie chodzi mi o całą otoczkę macierzyństwa, kiedy w poplamionej od ulanego mleka trzydniowej piżamie i z obłędem w oczach, idziesz do kuchni wypić łyk zimnej kawy. Chodzi mi o bliższą przyszłość, czyli… o poranne mdłości.

Moja pierwsza ciąża rozpoczęła się około 7 lat temu. Zaszłam w nią od razu po ślubie i w pewien sposób można by ją nazwać „wpadką”. Ciąża nie przysporzyła mi absolutnie żadnych kłopotów. Dziecko było zdrowe, silne, ja taka sama. Nie martwiłam się, nie bałam, nie czytałam wiele i nie interpretowałam wyników badań. Przytyłam 11 kilogramów, a po dwugodzinnym porodzie przyszedł na świat mój syn.

Druga ciąża – w którą zaszłam około 3 lat temu, była zupełnie inna. Była następstwem kilkuletnich starań, a jako, że pojawiła się po trzech poronieniach – drżałam, chuchałam, wariowałam z detektorem tętna w dłoni. Przytyłam 25 kilogramów, a mój drugi syn przyszedł na świat po całym dniu bolesnych skurczów.

Piszę o tym, aby podkreślić, że różnic było wiele. Mimo to, na myśl o porównaniu obu ciąż mam w głowie właściwie tylko jedno – w jednej nie miałam mdłości, w drugiej każdego dnia pierwszego trymestru ciąży, moje wnętrzności planowały opuścić moje ciało.

Uwierzcie, tak się wtedy czułam.

Ciąża z pierwszym synem była dla mnie po prostu… brzuszkiem, którym można było się chwalić. I kiedy jakaś inna kobieta wspominała o męczących ją mdłościach, myślałam, że przesadza (tak, tak!).

W końcu jednak dosięgła mnie twarda ręka sprawiedliwości i wraz z nastaniem 8-tygodnia drugiej ciąży zaczął się mój koszmar.

Kobieta w ciąży i poranne mdłości 

Czego próbowałam, aby złagodzić to obrzydliwe uczucie pt. „rany boskie, niech mnie ktoś dobije”? Mogłabym napisać „wszystkiego” i zakończyć ten tekst – nie minęłabym się z prawdą. Świerzbią mnie jednak palce, aby opowiedzieć wam, jak wyglądały moje próby walki z mdłościami sposobami zaczerpniętymi z sieci. Uwaga.

  • „dodawaj starty imbir do swoich posiłków”

Jako, że wbrew swojej nazwie moje mdłości wcale nie były poranne, lecz trwały cały dzień, pewnego wieczora (tuż po 22) wysłałam małżonka do całodobowego sklepu. „Imbir, błagam, znajdź go” – z taką misją wyszedł z domu i wierzę, że pojechałby po to ustrojstwo do innego miasta. Przywiózł, starł, dodał do mojej herbaty, a potem obserwował, jak zwracam zawartość mojego żołądka na naszą kwiecistą sofę. Po raz pierwszy w życiu nie zdążyłam dobiec do toalety. Do dziś, kiedy czuję tę przyprawę, robi mi się słabo.

  • „jedz migdały”

Cóż – na początku mojej drugiej ciąży robiło mi się słabo za każdym razem, gdy usłyszałam „jedz coś tam”. Ale dobrze, migdały nie kojarzyły mi się źle. Kupiłam, zjadłam pół opakowania. I faktem jest, że mdłości rzeczywiście ustały. Szkoda tylko, że zastąpiły je chlustające wymioty. Wynik: 2:0.

  • „unikaj napojów gazowanych, pij wodę, soki warzywne i owocowe”

Padło na pomidorowy. Oszczędzę wam relacji na temat mojego kolejnego spotkania z toaletą – wiecie już, że generalnie stałyśmy się sobie bliskie. Sok pomidorowy zacieśnił te więzy i na tym skończę.

Jak odkryłam MÓJ sposób na mdłości w ciąży

Jako, że zamiast tyć, zaczęłam chudnąć, nie mogłam jeść i nawet właściwie pić, zaczęliśmy z mężem rozważać opcję udania się do szpitala – mój ginekolog nie był dostępny, a dodatkowo była sobota. Czułam się wykończona, a w mojej głowie znowu pojawiły się pełne niepokoju myśli związane z dzieckiem.

I wtedy stało się TO.

Mój mąż zastanawiał się ze mną, co robić, nagle wyszedł do kuchni i otwierając sobie puszkę coli, zapytał: „Nie będzie ci to przeszkadzało?”. To pytanie nie było bezpodstawne – przeszkadzało mi bowiem wszystko. O tym, że przestaliśmy odwiedzać znajomych, bo jeden z ich sąsiadów palił na klatce papierosy, nawet nie wspomnę.

Dokładnie w tym momencie poczułam, że zrobię wszystko, żeby oddał mi tę puszkę. Myślę, że byłam wówczas skłonna zrobić mu krzywdę w razie odmowy.

Na szczęście wystarczyło zwykłe: „Wiesz co? Daj łyczka”. - bo przecież ciężarnej się nie odmawia.

Raj. Błogość. Ulga. Jakby mnie ktoś zanurzył w całym jeziorku ulgi. Popijałam z tej puszki jeszcze przez godzinę i po raz pierwszy od dwóch tygodni poczułam się naprawdę dobrze. Na tyle dobrze, że na kolację zjadłam trzy sucharki!

Następnego dnia odwiedziła mnie koleżanka – wcześniej zadzwoniłam, żeby przyniosła ze sobą colę. Wysłuchała mojej historii i spytała:

 - „To dlaczego nie jesz arbuzów?

- I dlaczego nie żujesz majeranku?”

Jakby powszechnie znaną oczywistością było to, że arbuzy i majeranek pomagają na ciążowe mdłości – na pewno też o tym nie słyszeliście, prawda?

Tym sposobem zyskałam trzy rzeczy, które pomogły mi przetrwać – majeranek, arbuzy i w sytuacjach „podbramkowych” colę.

Z czystym sumieniem mogę polecić jedzenie arbuzów i żucie majeranku na ciążowe mdłości.  O ile arbuzy są zdrowe i smaczne to niestety żucie majeranku nie należy do przyjemności, ale okazało się bardzo skuteczne. Picie coli traktowałam jak moją ostatnią deskę ratunku i piłam ją tylko w najgorszych momentach - kto nie przeżył, ten nie zrozumie.

fot.
Fotolia