W sytuacjach kiedy dziecko postępuje inaczej niż byśmy tego chcieli, mówimy, że źle się zachowuje. Większość dorosłych uważa, że dzieci są grzeczne lub niegrzeczne. Czy słusznie?
W sytuacjach kiedy dziecko postępuje inaczej niż byśmy tego chcieli, mówimy, że źle się zachowuje. Większość dorosłych uważa, że dzieci są grzeczne lub niegrzeczne. Czy słusznie?
Często słyszmy takie zwroty jak: „Spójrz jak Franek ładnie się dziś zachowuje, a Ty jesteś okropnie niegrzeczny!", „Ola jest okropnie niegrzeczna", czy też: „Pamiętaj, żeby dobrze się zachowywać w przedszkolu i nie dokuczać innym dzieciom". Tego rodzaju określenia są stosowane już w odniesieniu do bardzo małych dzieci. Nauczyciele przedszkolni często używają ich w obecności maluchów, opowiadając rodzicom o dniu w przedszkolu: 'Kasia, naprawdę była dzisiaj grzeczna", „Wiktor bardzo źle (niegrzecznie) zachowywał się podczas obiadu".
Czy można powiedzieć, że dorośli to łobuzy?
Co ciekawe, określenia te są stosowane wyłącznie do dzieci. Nigdy nie słyszymy, żeby ktoś powiedział do przyjaciółki: „Jestem bardzo niezadowolona, bo byłaś niegrzeczna podczas do obiadu" lub skarcił męża słowami: „Jestem wściekła, bo byłeś wczoraj niesforny". Raczej nie zwrócimy uwagi pracownikowi: „Ależ Pan się dzisiaj brzydko zachowywał w pracy" czy koledze: „Marek, jesteś niegrzeczny, nie mów tak do Danki".
Może się zdarzyć, że powiemy np.: „To było niegrzeczne z Twojej strony, jak odezwałeś się do Danki" . Nie pozwolimy sobie jednak na ocenę dorosłej osoby poprzez stwierdzenie: „Jesteś niegrzeczny". Gdyby jednak wyrwał nam się taki zwrot, istnieje duże prawdopodobieństwo, że w odpowiedzi usłyszymy: „Nie jestem dzieckiem, proszę tak do mnie nie mówić" lub jeśli nasze stosunki są bardziej zażyłe: „Nie traktuj mnie jak dziecko". Idąc dalej, w świecie dorosłych może się to przydarzyć, a w świecie dzieci szafujemy tym określeniem każdego dnia. W zależności od wieku dziecka - im młodsze, tym częściej.
Warto zastanowić się jak dzieci rozumieją słowo grzeczny i niegrzeczny – mówi Violetta Kruczkowska - licencjonowany, oficjalny reprezentant Gordon Training International w Polsce, psycholog i psychoterapeuta. - Jest to przecież etykietka, którą dorośli przyklejają dzieciom i tak oto mamy: Olę- grzeczną dziewczynkę i Marka – niegrzecznego chłopca. Etykietka rośnie razem z dzieckiem, ale jak trudno się jej pozbyć, wie tylko jej „nosiciel" – dodaje.
Kto decyduje o tym, co jest dobre, a co złe?
Najwyraźniej tylko dzieci zachowują się dobrze lub źle. Określenia: „grzeczny", „niegrzeczny", na stałe wpisały się do słownika rodziców i nauczycieli. Do pewnego stopnia związane jest to z tym, jak dorośli tradycyjnie traktują dzieci. W sytuacjach kiedy malec postępuje inaczej niż byśmy tego chcieli, mówimy, że zachowuje się źle. Jest to sąd silnie oceniający i subiektywny. Grzeczne lub niegrzeczne zachowanie jest więc określonym działaniem dziecka powodującym pożądane lub niepożądane skutki dla dorosłego.
Niezwykle ważne dla rodziców jest zrozumienie, że często oceniają zachowania dzieci jedynie przez pryzmat konsekwencji, jakie sami ponoszą. Zmiana postawy często następuje w momencie, kiedy dostrzegają, że to, co dzieci mówią lub robią, to po prostu zachowania mające na celu zaspokojenie pewnych potrzeb i pragnień. Kiedy dorośli zaczynają widzieć w dzieciach osoby takie same jak oni, które w rozmaity sposób próbują zaspokoić zwykłe, ludzkie pragnienia, są mniej skłonni do oceniania różnych ich zachowań jako grzecznych lub niegrzecznych.
Zrozumienie tego nie oznacza, że dorośli zawsze będą akceptować postępowanie swoich dzieci. Jest to niemożliwe, ponieważ maluchy często robią rzeczy, których dorośli nie lubią i które kolidują z ich własnym dążeniem do zaspakajania potrzeb. Jednak nawet wtedy, gdy dziecko próbuje zrobić coś tylko dla siebie nie powinno się mówić, że jest niegrzeczne. - Dopiero gdy rodzice zaczną rozpatrywać zachowanie swoich pociech w nowych kategoriach, docenią logikę pewnych niesiłowych rozwiązań metodą bez przegranych dr T. Gordona – podkreśla V.Kruczkowska. - Te z kolei pomogą w radzeniu sobie z nieakceptowanymi zachowaniami i przyczynią się do poprawy relacji w rodzinie - dodaje.
Jak rodziny rozwiązują sytuacje konfliktowe?
Uważam, że każdy przyzna, iż konflikt zdaje się być czymś nieuniknionym. Większość z nas zaakceptowała pewną „ilość" konfliktu w swoim życiu jako „normalną"i nauczyła się dawać sobie z nim radę. Z pewnością dotyczy to rodzin, gdzie codzienne bycie ze sobą skutkuje niewielkimi sprzeczkami i sporami, które na ogół szybko się kończą. Niestety zdarzają się również poważniejsze konflikty - kłótnie, które prowadzą do rozgoryczenia, zamknięcia się w sobie, napięcia. Czasami są to wręcz awantury, które wybuchają wciąż na nowo i sprawiają, że życie w rodzinie staje się nie do zniesienia.
Potrzeby kontra rozwiązania
Większość konfliktów między rodzicami a dziećmi jest wynikiem chęci zaspokojenia swoich potrzeb. W istocie rodzice i dzieci mają w gruncie rzeczy te same podstawowe potrzeby ludzkie. Problem polega na tym, że kiedy dochodzi do konfliktu, często zapominamy o potrzebach, bo skupiamy sie na własnych rozwiązaniach. Na przykład, obaj Janek i jego mama mają potrzebę zabawy, rozwoju czy przyjaźni. Nie ma między nimi konfliktu potrzeb. Jednak, gdy siedmioletni Janek w celu zaspokojenia tych potrzeb zaprasza swoich kolegów do salonu i zaczyna grać z nimi w piłkę, z pewnością nie uniknie konfliktu ze swoją mamą!
Nader często rodzice i dzieci popadają w konflikt, dlatego że obu stronom nie udaje się zakomunikować swoich prawdziwych potrzeb.
Zamiast tego każda z nich forsuje swój sposób rozwiązania, który właśnie powoduje konflikt, tak jak w poniższym dialogu:
Ojciec: Synu, masz w ręku moje narzędzia?
Mirek: (nastoletni syn) Hm, są mi potrzebne, bo chcę z Jackiem naprawiać rower.
Ojciec: Czekaj no! Potrzebuję tych narzędzi w tej chwili, bo zaplanowałem na dzisiaj prace w ogrodzie, nie możesz mi ich zabrać!
Mirek: Ja też. Muszę wziąć te narzędzia dzisiaj.
Ojciec: Przykro mi, ale trochę za późno mi powiedziałeś, że potrzebujesz
dziś narzędzi.
Mirek: Proszę Cię! Ja muszę mieć te narzędzia!
Ojciec: Nic z tego! Za pół godziny idę robić to co sobie zaplanowałem. Poproś kolegę, niech on załatwi narzędzia.
Mirek: Ale on nie ma jak...
Ojciec: To trudno.
Mirek: E tam, wszystko mi jedno...
(Ojciec bierze narzędzia, syn dąsa się w pokoju)
Gdyby ojciec wiedział, że jego syn chce np. naprawić rower, po to by pomóc koledze i zrobić dzięki temu „coś" dobrego i ważnego, lub po to bo chce jechać na wycieczkę z kolegami i miło spędzić wolny czas, byłoby mu łatwiej zrozumieć sytuację syna. A Mirek zrozumiałby sytuację, gdyby usłyszał, że „zapracowany" ojciec dysponuje czasem tylko dzisiaj i zależy mu na dokończeniu prac, żeby np. dotrzymać słowa mamie. Lecz zamiast tego oboje zakomunikowali swoje przyjęte z góry rozwiązania: „Potrzebne mi dziś narzędzia."
Kiedy rodzice i dzieci komunikują sobie swoje prawdziwe potrzeby, wtedy postawa: „można znaleźć sposób, by zaspokoić Twoje i moje potrzeby" zastępuje podejście, w którym podawane rozwiązania prowadzą do czyjegoś niezadowolenia.
Wygrana kontra przegrana
To w jaki sposób rodzice rozwiązują problemy i konflikty jest efektem tego, czego nauczyli się w relacjach z własnymi rodzicami, nauczycielami, przyjaciółmi, szefami, współpracownikami i innymi ludźmi w ich życiu. Rodzice postępują najlepiej, jak umieją, posługując się „narzędziami", które mają do dyspozycji.
Wielu rodziców przeżywa lęk, że mogą stracić kontrolę i stać się ofiarami żądań swoich dzieci (Mirek bierze narzędzia). Inni rodzice obawiają się, że mogą stać się autorytarni i zbyt kontrolujący (Mirek się obraża i nie będzie ze mną rozmawiał).
Oba rodzaje obaw pochodzą ze sposobu myślenia „albo wygram, albo przegram", który jest mocno zakorzeniony we współczesnym świecie. Rezultatem tego myślenia są dwie najczęściej spotykane metody rozwiązywania problemów: rodzic wygrywa, dziecko przegrywa czyli metoda I oraz rodzic przegrywa, dziecko wygrywa czyli metoda II.
Wielu rodziców niezadowolonych z rezultatów metody I lub metody II zwraca się w kierunku innego wyjścia, a mianowicie kompromisu.
Kiedy ani rodzic ani dziecko nie przegrywa, żadne z nich również nie wygrywa - oboje próbują wygrać jak najwięcej i przegrać jak najmniej. Zazwyczaj wiąże się to ze swoistym handlem rozwiązaniami - „kupowaniem i sprzedawaniem", a o potrzebach zazwyczaj nikt nawet nie wspomina. Na koniec zostaje uczucie niepewności i obawy ile się zyskało, a ile straciło. To podejście jest nieraz mylone z inną alternatywą w Treningu Skutecznego Rodzica czyli z metodą bez przegranych.
Metoda (III) bez przegranych
W metodzie bez przegranych (III) podstawową różnicę stanowi podejście czyli autentyczne nastawienie na osiągnięcie rezultatu „ja wygrywam i ty wygrywasz", który w pełni zadowoli obie strony. Drugą istotną różnicą jest to, że potrzeby stawia się na pierwszym miejscu. Najpierw trzeba rozpoznać i sprecyzować potrzeby rodzica i dziecka, potem zastanowić się nad rozwiązaniami.
Jądrem idei jest przekonanie: Rodzice mają prawo, by ich potrzeby zostały zaspokojone i w równej mierze mają do tego prawo dzieci. Obie strony mają wygrać, żadna nie może przegrać. A sposobem na to jest łatwe i proste założenie: rodzic i dziecko potrzebują zaangażować się we wspólne poszukiwanie takiego wyjścia z sytuacji, które umożliwi zaspokojenie ich równie ważnych potrzeb, rozwiązanie konfliktu i jednocześnie zachowanie relacji.
Dzięki nauczeniu się jak skutecznie rozwiązywać konflikty, w sposób, który poprawia relację między rodzicem i dzieckiem, większość sytuacji konfliktowych można przekształcić w konstruktywne doświadczenia w życiu rodziny. Mogą one stać się okazją dla rodziców i dla dzieci, aby dowiedzieć się więcej o sobie nawzajem i o procesie efektywnego rozwiązywania problemów.
***
Autor: Violetta Kruczkowska, licencjonowany reprezentant Gordon Training International w Polsce, Centrum Komunikacji Gordona, prezes Fundacji „Wychowanie bez porażek". Psycholog, psychoterapeuta systemowy, trener ART-u (trening zastępowania agresji).