Między landrynką a tofu

Większość rodziców przez pierwszy rok życia dziecka przestrzega żywieniowych schematów, a co potem ...

między landrynką a tofu czym karmić dziecko

Większość rodziców przez pierwszy rok życia dziecka przestrzega żywieniowych schematów. Problem pojawia się, gdy maluch teoretycznie może już jeść prawie wszystko… A skoro wszystko, to na pewno to co my. Bez trzeźwego, krytycznego spojrzenia na swój własny jadłospis zaczynamy wciągać maluszka, który wciąż wymaga znacznie bardziej odżywczej i wartościowej diety niż dorosły, w wir szaleństw dietetycznych, koneserskich czy fast-foodowych.

Szybko i treściwie

Zestresowana, zapracowana mama stawia więc na mrożoną pizzę, zupki i sosy z torebki, parówki, rzekomo zdrowe deserki z dwoma płatkami musli i batony. Dzieci nie narzekają, bo lubią i słodycze, i śmieciowe jedzenie, budżet domowy oddycha z ulgą i wszyscy byliby zadowoleni, gdybyśmy nie byli łatwo w stanie przewidzieć przyszłości. Bo młodzież z każdą dekadą jest cięższa, a cywilizacyjne choroby wynikające z otyłości mają się lepiej niż przysłowiowe pączki w maśle. Co gorsza, w pośpiechu patrzymy na ceny nie czytając etykiet i wpychamy w dzieci substancje takie jak syrop fruktozowo-glukozowy, aspartam czy glutaminian sodu, które powinny zostać już zabronione ze względów humanitarnych.

Zdrowo, aż boli

Na drugim biegunie są wysoko uświadomione mamy, które dbają nie tylko o linię, ale też uczucia trzody chlewnej, poszanowanie matki natury i inne wzniosłe ideologie. I tak dwulatek, nie mając wyjścia, staje się wegetarianinem, frutarianinem, makrobiotykiem i osobą niedożywioną… Bo ograniczanie pokarmów mięsnych, mlecznych czy tłuszczy prędzej lub później skończy się smutno dla organizmu, który w ciągu każdego roku dokonuje ewolucyjnego postępu. Sałatka na obiad starczy trzydziestoletniej kobiecie z pięciokilową nadwagą, ale zdecydowanie nie zaspokoi potrzeb rozbieganego brzdąca.

Restauracje i kolacje

Aby nie tracić przyjemności życia ciągamy też ze sobą pociechy po gastronomii. Pół biedy, jeśli lokal ma jakieś dziecięce menu, choć zwykle i tak są to frytki z paluszkiem rybnym i keczupem. Gorzej, jeśli rodzina stołuje się w McDonaldzie, barze sushi czy meksykańskiej knajpce. Bo maluch nie powinien musieć jeść ani zmielonych śmieci doprawianych chemią, ani wyrafinowanych dań okraszonych szokującymi przyprawami, które rozstroją każdy niedojrzały układ pokarmowy.

Dietetycy są zgodni, że do okresu dojrzewania, a zwłaszcza w pierwszych trzech latach życia, dzieci muszą dostawać komplet białka, nienasyconych tłuszczy, złożonych węglowodanów, witamin i minerałów, aby się prawidłowo rozwijać. Niech więc mama z tatą jedzą co chcą, ale małemu człowiekowi należy się pełnowartościowa, naturalna i świeża żywność. 

Autor
Agata Pavlinec
fot.
Fotolia