Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Witam wszystkich walczących tu z kilogramami, przyzwyczajeniami i ....samymi sobą I witam siebie, nieustannie gotową na zmiany, wyrzeczenia i sukcesy. Uzależniona od roweru, wciąż przesuwam granice, więcej km, mniej wrażliwości na deszcz czy śnieg, jeżdżę wszędzie, nie pogardzę nawet indoor cycling. Nie biegam - nie lubię, ale zajęcia w klubie typu interwał, TBC uwielbiam. Siłownia - hmm, uczucia embiwalentne, inaczej nazwać tego nie umiem, nie lubię ale doceniam efekty i zmuszam się.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 253847
Komentarzy: 10987
Założony: 21 lutego 2012
Ostatni wpis: 23 marca 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
beaataa

kobieta, 60 lat, Warszawa

170 cm, 54.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

9 grudnia 2021 , Komentarze (19)

Już dobrze całkiem = do pracy codziennie na rowerze śmigam, nawet jak -8 i pod wiatr, do ćwiczeń na corposiłce wróciłam, z obciążeniem.

W  sobotę będą sztangi, a potem interwał w klubie.

W niedzielę TBC. 

Swięta, czyli Wigilia obgadana, co kto i gdzie, a następnego dnia wyjeżdżamy na dwa tygodnie!!!!!😛  do Rokytnice nad Jizerou. Wydają się niezbyt duże, a my mamy apartament malutki jak dla krasnali na uboczu. Narty śladowe już w serwisie. 

Uwielbiam Czeskie Karkonosze, są (tam przynajmniej gdzie byliśmy) bez wrzasków, głośnej muzyki i tłumów.

Jest tam masa wyciagów, cale kilometry tras na biegówki i takie niekończące się góry..

I wymysliłam, że jako jeden z prezentów zrobię na szydełku, czy na drutach, któregoś z bohaterów Psiego patrolu, dla ich wielbicielki, ale chyba za cienka na to jestem...

3 grudnia 2021 , Komentarze (11)

Mi tam jakoś z filmami kinowymi nie za bardzo po drodze. I z tymi galeriowymi kinami. Nie to że teraz, bo nigdy jakoś nie było.. Ale jak w naszym lokalnym kinie = 15 minutowy spacer = bilety około 12 złt (takim, gdzie żadne popkorny nie śmierdzą, ale też  nikt nie ma za złe, że własne piwo się wypija, albo nie wypija:) był nowy Bond. I pogoda okropna była.

Ale nie bardzo, jak dla mnie. Scen nie realnych, ale!! jak wskakiwanie do lecącego samolotu, albo walącej się Wenecji nic, a nic. Relacje z kobitkami bardzo poprawne, a one "nieszczególnie wyraziste".

A dzisiaj próba druga. Diuna. Nie czytałam tej wersji, z czystym umysłem oglądałam, ale jak dla mnie to straszne zapożyczenie z innych, jak np: Vikings (szczególnie ta wróżka) czy z obcego część III. No i te zakapturzone postacie, nie czerwone, ale jak z pamiętników służącej, coś tam z muzyki Mozzarta. 

A matka głównego bohatera wypisz wymaluj taka ładna jak nasz Jarmuż, sądząc po jej nielicznych zdjęciach (Jarmuża nielicznych  zdjęciach oczywiście).

Długi czas chyba minie, jak jakiś film zdecyduję się obejrzeć znowu.

edit: uff, jelitówka jednak

2 grudnia 2021 , Komentarze (21)

Już we wtorek wieczorem jakoś tak nie w formie się czułam. Zmarznięta, śpiąca, zmęczona. A w środę rano ledwo do łazienki dobiegłam, żeby się "oczyszczać" od obydwu stron. Zadzwoniłam do e-lekarza, dostałam zwolnienie i diagnozę = grypa żołądkowa. Spałam cały dzień, z przerwami na sprinty do kibelka.

Jutro idę zrobić test na korona i trochę dygam, bo ja wyszczepiona grzeczniutko, teraz na trzecia dawkę się szykowałam, na wigilie ma być na spotkanie z rodziną, a pierwszego dnia, wyjazd do Czech na chyba 15 dni...?

I nawet mój nowy = w trakcie szal niezbyt mi się podoba, za dużo się w nim dziej, wole chyba spokojniejsze formy:

7 listopada 2021 , Komentarze (10)

Bo zimno, ciemno i auto u mechanika. 

Wykorzystałam ten czas wolny i wreszcie zrobiłam kiszonki, pierwszy raz (małosolnych nie liczę). Jedna jest tradycyjna, różne twarde warzywa, przyprawy i sól, w kamiennym garnku, druga "po węgiersku". Tak jak tradycyjna, tylko do zalewy dodany ocet jabłkowy i słój stoi w chłodnym miejscu, szczelnie zakręcony. W warzywniaku koło naszego leśnego domku, można kupić takie kiszonki, są pyszne.

Umyłam okna, uprałam firanki i zasłonki (tam gdzie są), posprzątałam pod naszym ogromnym łóżkiem i na nim, zrobiłam porządek w ubraniach. W sobotę były 2h. fitnessu, dzisiaj 1h.

A S. ugotował gar gulaszu z indyka, papryki i masy innych warzyw. Podawał z cieniutkim, prawie beztłuszczowymi, ziemniaczanymi plackami = pycha.

I zrobiłam sobie prezent = dwie kolorowe bluzy, jedna cieniutka, druga ciepła, w mega energetycznych kolorach:

3 listopada 2021 , Komentarze (8)

Po raz drugi.

Pierwszy był w Tatrach, potem, miało być już deszczowo i zimno, tak myślałam. A było złoto, ciepło i tylko liście spadały jeden po drugim w naszym lesie. 

Rowerowo: codziennie po 20 km, w weekend 130. 

Codziennie trening👍

Waga 55 kg, lubię taką.

I 5,7 kg pigwy (ostatnie pigwowce w dwóch wiejskich sklepach wykupiłam) pokrojone i wypestkowane. Kto to robił, to wie jaka to robota. Tylko chusta ledwo tknięta w związku z tym, jakieś tam bąble zrobiłam i tyle.

A na cmentarzu, jak poszłam tam sprzątać, bo to od kilku dobrych lat moja robota, bardzo niemiła niespodzianka🤐. Obok grobu moich dziadków, takiego z dawnych czasów, był też podobny. A teraz przemienił się w duży, błyszczący i wysoki. A na "moim" grobie gruz leżał, obca, ogromna obtłuczona donica i połowa wazonu utrącona🥵.

Mój projekt "siwa baba" ma się dobrze, coraz lepiej..

24 października 2021 , Komentarze (12)

A u mnie nieoczekiwany przypływ energii, bo przez ostanie miesiące, a może lata, tak od początku pandemii, kiedy kluby fitness zostały zamknięte, a ja wypadłam z treningowego rytmu, to w czymś w rodzaju letargu tkwiłam (poza czasem wyjazdowym), coś tam robiłam, ale DUŻO mniej niż zwykle.

A po powrocie z Tatr (mega intensywne 10 dni) codziennie było 0,5h mocnego treningu + 120 h pedałowania przez ten tydzień. 

W naszym lesie zimno już, ostatnie pigwy pozbierane (bardzo, bardzo mało ich było w tym roku😥), grzybów nic a nic, wieczór wcześnie się zaczyna = Shawlography by Stephen West podrosła znacząco i wreszcie chustę zaczyna przypominać..

18 października 2021 , Komentarze (23)

Prognozy nic, a nic się nie sprawdziły. Było pięknie, 0 wiatru = ciepło nawet jak spadł śnieg. I bardzo aktywnie było. 

S. lubi spać długo, ja nie. Więc codziennie, poranny, około 1,5h marsz, potem śniadanie, a potem już wspinanie się razem gdzieś bardzo wysoko. I niezapomniane zachody, przelewające się przez Suche Czuby chmury, przyjemności okupione schodzeniem przy świetle latarki (raz po łańcuchach i byłam bliska paniki). 

I pierwsze niedźwiedzie, które widziałam nie z ZOO, ale bardzo daleko były, wyjadały coś jakby trawę? I myślałam, że one są całe brązowe, bez takiej białoszarej szyjogłowy.

Moja pierwsza brioszkowa chusta skończona, a ja pełna energii, która bardzo przyda mi się na wygarnięcie wysuszonych owadów z różnych kątów, wysprzątanie wszystkiego przed zimą (nienawidzę procesu, uwielbiam efekt końcowy).

6 października 2021 , Komentarze (12)

Jadę jutro w Tatry na 10 dni, a tam ma wiać i lać:(

Dobrze, że miejsc w schroniskach nie było, bo byśmy utknęli.

A że podjęłam wyzwanie One Year No Beer, to lista tego, co można w deszcz robić trochę się skurczyła.

Jeść mi się nie chcę i ćwiczyć też nie🥱, może góry mnie obudzą.

A w naszym lesie takiego cudaka wreszcie skończyliśmy. 

13 września 2021 , Komentarze (6)

Ostatnie już chyba tegoroczne wiosłowanie po Krutyni.

I wszystko było inaczej niż planowaliśmy, ale tak lepiej inaczej. Bo mieliśmy popłynąć do stanicy w Sorkwitach i wynająć domek na noc. A jak zadzwoniłam, żeby go zarezerwować, to żadnego wolnego nie było😥. Więc pytam, czy możemy namiot u nich rozbić _ możemy, ale też możemy tego żałować, bo dwie grupy tam integracje robią.. 

A w tej okolicy ładnych dzikich biwaków nie ma. Hmmm...

I postanowiliśmy, że pojedziemy do Krutynia i popłyniemy pod prąd (a prąd tam jest jakiś czas mocny) na Mokre i do stanicy Cieżpięty na smażonego sandacza, a potem zobaczymy. 

W Cieżpietach byliśmy tak już bardziej na kolacje i oprócz nas była tylko para wędkarzy, wszystko pozamykane = cały wielki pomost dla nas = magicznie, cudowna cisza.

A rano się okazało, że właściciele przyjechali i nie ma problemu, żeby wynająć domek, drewniany, z werandą.. w ogromnej stanicy było może z 10 osób. Na Krutyni (rzece) też pusto. I ciepło tak, że codziennie kąpałam się w jeziorze.

Taka cisza i spokój, jakie chciałabym mieć w sobie.

8 września 2021 , Komentarze (13)

Byłam kiedyś fanką tego serialu, dopóki, w którymś sezonie się nie popsuł. I była tam taka scena, jak Vikingowie przeciągali statki po górach, po położonych na płasko pniach drzew. Bardzo dobrze im szło. 

A S. ściął kolejne suche drzewo w naszym lesie, część pnia jest tak ciekawie wygięta, że zamiast trafić do ogniska, będzie ozdobą. Tylko, że trzeba ją było przetransportować spory kawałek, a waży chyba tyle co my razem wzięci. Nawet na wózek nie mogliśmy jej wtargać. No więc tą vikingową metodę zastosowaliśmy. I zupełnie inaczej to było, męczarnia to była 🥵. Ten pień ciągle się przewracał, spadał, mech zryliśmy jak dziki. Ale daliśmy radę 👍. Ciężki trening funkcjonalny to był, a jaka satysfakcja potem.

A grzybów jest dużo i w wielu kolorach 😍

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.