Sobota: 20 km rower + 1h TBC+ 1h sztang ( pomiędzy chwila dla łydek = wspięcia na maszynie, 60 kg różne ustawienia stóp, 4 serie x 20)
Niedziela: jakieś śladowe/niepoliczone km na rowerze + szybkie sprawdzenie czy "wysyp kurek" odbywa się też w na naszym kawałku lasu - nie, żadnej kurki w okolicy
Poniedziałek: nic, zupełnie i na dodatek korpokolacja = micha zjedzonej salaty, i dużo zjedzonych różnych kwiatków = talerz pierogów z bobem (przepysznych) pierogi to już tak przed 22)
Wtorek: 20 km rower + dodatkowe 3 w południe (co chyba liczy się x 10)
wieczorem w klubie:
1. Martwy ciąg: 35kg x 15, 3 serie,
2. Wyciskanie sztangielek na ławce skośnej: 7 kg x 15 x 3 serie,
3. Wiosłowanie: 20 kg x 15 x 3 serie,
4. Wznosy tułowia na ławce rzymskiej 20 x 3 serie, mało bardzo, ale trochę czasu zużyłam kupując najlepsze pomidory w okolicy,
I godzina interwałów