Czwartek: 20 km na rowerze, z tego 10 w ulewie takiej, że musiałam uciec pod daszek, bo nic nie było widać, tylko błyskawice co jakiś czas, wiatr mocny strasznie, upiornie trochę_myślałam, że uda mi się zdążyć przed, albo przemknąć jakoś bokiem, a wpakowałam się w sam środek
Piatek: 20 km rower, w południe zamiast ćwiczeń kurs na pocztę żeby oddać niewygodnie buty (ostatnie chyba, które kupiłam bez mierzenia)
wieczorem w klubie:
1. RD 35kg x 15 w czterech seriach,
2. Ściąganie drążka wyciągu do klatki poziomo: 25 kg x 15, 20 kg x15 x 3 serie - cos się zablokowało w tej maszynie i żeby to skompensować musiałam zmniejszyć obciążenie
3. Wyciskanie sztangielek na ławce skośnej: 7kg na rękę x15 powtórzeń x 3 serie,
4. Prostowanie nóg w siedzeniu 15x 25kg, 15 x25kg, 15 x25kg, 15 x25kg
6. Wznosy tułowia na ławce rzymskiej 20 x 3 serie,
+ godzina TBC spokojnie, ale mocno, wszystkie mięśnie poruszone jeszcze raz, tylko bez obciążenia.
Bardzo dziwnie jest z moja wagą. Po tym wyjeździe, naprawdę fizycznie wymagającym, pokazuje -1 kg. Ale wszystkie spodnie naprawdę luźne, a lustro jakby -4 pokazywało. I tak samo jest w tą złą stronę - +1- 2 kg sprawia naprawdę dużą różnicę. Takie coś w rodzaju muffinów nad paskiem od spodni się pokazuje
, a same spodnie robią się ciasne..
ps więcej zdjęć ze Szkocji pokażę niedługo, jak się z nimi ogarnę na fb, podeślę Wam linka