Dawno, dawno temu i całkiem niedawno też, szczęka mi opadała, jak widziałam parki w Londynie, toalety na stacjach Austrii, czy pociągi i uprzejmych panów konduktorów.
A teraz to tak bardzo się pozmieniało, że u nas jest lepiej i wciąż odkrywam jak bardzo.
Np. Warszawa park Moczydło - pozostawiony stary pień drzewa, a w nim powycinane dziuple, a w dziuplach miejsca na wymianę książek, zostawiamy co przeczytane = książki bierzemy z drzew
foto nie jest moje, pochodzi ze strony gazeta.pl
no i wreszcie tablice, że chleb szkodzi ptakom i żeby nie wywalać starego żarcia dla nich wszędzie dookoła, w poczuciu, że nie marnujemy jedzenia (bo marnowanie to przecież grzech jest) bo one chorują i zdychają/odchodzą/giną, jak kto woli to nazywać od tego.
Niedziela: około 24 km rower i kilka godzin po parkach w towarzystwie kilkulatków >godzina wyczerpującego treningu (babciu bawimy się w berka, złap mnie, graj w piłkę, zdejmij mnie z tej drabinki, umiesz tu się wspiąć, kręć, krę nas do 100 pokręceń..
Poniedziałek: 20 km rower + kompleks metaboliczny w południe, powtórzony dokładnie i trochę wolniej niż zwykle z powodu upału x 5. I długi zimny prysznic
Wtorek: 20 km rower,
wieczorem w klubie:
1. RD 35kg x 15 powtórzeń w trzech seriach,
2. Wyciskanie sztangi na ławce poziomej: 20 kg x 15 w trzech seriach (ostanie powtórzenia ostatkiem sił, ale dałam radę,
3. Ściąganie drążka wyciągu do klatki pionowo: 25 kg x 15 w trzech seriach,
4. Uginanie podudzi w leżeniu: 3 serie x 15 powtórzeń, obciążenie nie wiem jakie, ale najmniejsze możliwych
5. Prostowanie nóg w siedzeniu 15x czegośtam - palce obciągnięte
6. Wznosy tułowia na ławce rzymskiej 20 x 3 serie,
+ godzina interwałów z "pomocą" bosu - jakby łatwiej = a na pewno ciekawiej.