Sobota: km rower + godzina TBC + 5 km rower.
Po przerwie 30 km rower, tylko zamiast do lasu, to w stronę odwrotną, do miasta zobaczyć jak tam wyprzedaże. I nic, znowu jak ze sto razy wcześniej
- nie umiem kupować w tłumie, grzebać w ubraniach, stać w kolejkach do przymierzalni. I nie umiem tej nieumiejętności zapamiętać
.. co roku dwa - trzy razy powtarzam ten schemat..
Niedziela: 24 km rower + kino z dziećmi w centrum handlowym = szok, że to aż tak wygląda. Jak jestem sama w takim miejscu
, a jestem rzadko - to jak po sznurku idę tam gdzie mam interes, oglądam, mierzę kupuję albo nie (znacznie częściej), wsiadam na rower i do domu. W kinie w centrum handlowym nie byłam ho, ho i jeszcze dłużej
, bo są znacznie lepsze miejsca do oglądania znacznie lepszych filmów i zapomniałam jak to jest.. a tam są wszędzie słodycze i popcorn i coca cola i widać to i czuć, przed kinem to restauracja właściwie. I ciągle, ciągle trzeba mówić nie:), nie! I nie jest to przyjemne i już tego nie powtórzę. A na salę wchodzą naprawdę brzuchaci rodzice i cały czas wszyscy żrą, chrupiąc, cmokając i przełykając niemiłosiernie. Ale płakałam jak bóbr jak nieprawdziwa smerfetka zamieniła się w niebieską glinę
.
grupowe selfie
Poniedziałek: 19 km rower
Wtorek: 19 km rower + kompleks metaboliczny: 10 minut orbitreka + zestaw x5
wieczorem w klubie:
1. RD 30kg x 15 rozgrzewkowo, 40kg x 12 w trzech seriach,
2. Ściąganie drążka wyciągu do klatki poziomo: 25 kg x 15 w trzech seriach,
3. Wyciskanie sztangielek stojąc: 6kg na rękę x 12, x10, x10,
4. Uginanie podudzi w siedząc: 3 serie x 15 powtórzeń x 20kg,
5. Prostowanie nóg w siedzeniu 15x 25kg, 15 x30kg, 15 x30kg,
6. Wznosy tułowia na ławce rzymskiej 20 x 3 serie,
+ godzina interwałów na bosu, diabelskie połączenie