Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Witam wszystkich walczących tu z kilogramami, przyzwyczajeniami i ....samymi sobą I witam siebie, nieustannie gotową na zmiany, wyrzeczenia i sukcesy. Uzależniona od roweru, wciąż przesuwam granice, więcej km, mniej wrażliwości na deszcz czy śnieg, jeżdżę wszędzie, nie pogardzę nawet indoor cycling. Nie biegam - nie lubię, ale zajęcia w klubie typu interwał, TBC uwielbiam. Siłownia - hmm, uczucia embiwalentne, inaczej nazwać tego nie umiem, nie lubię ale doceniam efekty i zmuszam się.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 254467
Komentarzy: 10987
Założony: 21 lutego 2012
Ostatni wpis: 23 marca 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
beaataa

kobieta, 60 lat, Warszawa

170 cm, 54.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

6 kwietnia 2020 , Komentarze (15)

Trudne bardzo dla takiego człowieka, jak ja, który w miejscu wysiedzieć nie potrafi, tylko by ganiał jak kot z pęcherzem(bomba). Ale wiem, pracować zdalnie i mieszkając tylko z S., który tez pracuje zdalnie to ogromny OGROMNY dar od losu. 

Ostatni dzień, w którym parki były otwarte:

I mój cal touch of luxury, dużo jeszcze czasu mi zajmie na szczęście..

I taka "skulona i zamrożona " się czuję, że raczej nie chce mi się jeść niż chcę. 

Dobre i to. 

29 marca 2020 , Komentarze (15)

I to, co najbardziej mnie ciekawi dlaczego? Dlaczego Tak, dlaczego Nie?

Ja do sklepu chodzę tak raz, dwa na tydzień i jest to warzywniak "za rogiem".

Mieszkam z S. i tylko z S. oboje pracujemy zdalnie. 

Ja codziennie śmigam na rowerze po prawie pustym parku. 

I nowe umiejętności odkrywam=cerowanie:

25 marca 2020 , Komentarze (11)

Jakoś się zorganizowałam. 

Fizycznie, ale co dużo ważniejsze - mentalnie też. 

Już to, że S. wrócił i nie w tłumie wracał, sprawiło, że zaczęłam oddychać inaczej i spać inaczej i myśleć(kujon) o innych sprawach.

I mam oficjalne pozwolenie na pracę zdalną = brak kontaktu z innymi = brak wysłuchiwania ich spanikowanych rozmów = uff...

Odkurzyłam treningi JM i codziennie, albo co drugi dzień robię jej 30-to dniowe wyzwanie(puchar), +  "przed pracą" 10 km kręcę po paku "po pracy" to samo. Kaczki oglądam, mewy, rybitwy i łabędzie. 

Co drugi dzień wyciągam garażowe zapasy i takie coś (cosi jest dużo więcej, tylko do fotki nie wszystkie one chciały się ładnie ułożyć) :

Przerabiam na ... coś jakby vegegulasz po węgiersku;)

I rano, po pedałowaniu wsuwam jabłko, a potem miskę tego własnie "jakby po węgiersku" + wbite jedno jajko i garść sałat:

Na obiad to samo, tylko bez jajka, ale sałat (z włoch) więcej.

Na kolację lampka wytrawnego wina;)

I jak każda chwila spokoju smakuje(tecza)

21 marca 2020 , Komentarze (19)

Wszystko inne się zrobiło:(, dla wszystkich...

Ja na szczęście puki co, nie zetknęłam się z K. osobiście, ani nikt z moich bliskich i z dalekich znajomych. 

S. wrócił w poniedziałek(przytul) hurra!! hurra!! co za ulga i radość!! i udało mu się wrócić pustymi pociągami, przechodząc przez puste piesze przejście graniczne. I teraz ma kwarantanne, której okazało się jednak, że ja nie muszę mieć. Ale moje korpo (niespecjalnie chętnie) pozwoliło mi pracować zdalnie przez trzy dni. I chyba od poniedziałku znowu będę jeździła/pedałowała do biura co budzi we mnie sprzeczne uczucia: korpo jest wielkie, nawet do łazienki, czy na kawę, czy na spotkanie iść = jakiś tam ruch jest. A w domu (32 m2) tkwię w jednym miejscu i źle mi to robi. Ale w korpo stykam się z innymi (innych jest bardzo mało teraz i wszędzie oczywiście stoją płyny do odkażania i co sobota odkażane jest całe biuro). I dziwię się bardzo, że samo korpo chce spotykać się ze mną, mieszkającą z facetem odbywającym kwaranntannę(mysli)?? 

I nie mogę ogarnąć się z treningami:<(szloch)

Tkwiąc w tak w jednym miejscu 8 godzin, w jakiś marazm wpadam.

To co przez tydzień mi się udawało, śmigać na rowerze po parkach i spokojnych uliczkach "przed pracą" 10 km (świat wygląda wtedy, jakby byli na nim tylko ci pedałujący, mający psy i biegacze i nieliczni kijkowcy) i "po pracy" 20 km (wtedy pojawiają się jeszcze rodziny z dziećmi, na rowerach, hulajnogach, własnych nogach i wersje mieszane). Trzymają się od innych z daleka, ptaki śpiewają jak szalone, pierwsze kwiatki kwitną(kwiatek) i zielone liście wyłażą.. Pięknie bardzo i dziwnie/strasznie trochę..

Źle mi bez treningów, ale nie potrafię się zorganizować:<. Pogrzebałam złotkowychulubionych, ale jakoś nie wiem.. świetne one są, ale jakoś moja kuchnia=jedyne nadające się miejsce, jakaś za mała mi się wydaje i nie ma tam muzy, a ja bez niej nie mam energii. Taa, złej baletnicy rąbek u spódnicy zawadza. 

Mój ulubiony, zamknięty oczywiście teraz klub, ma codziennie on line treningi. Na jeden się naszykowałam i jaka kicha=jaki zawód na maksa:x. Też bez muzyki, facet gadał głupotygłupoyugłupoty, zachęcał do polubień, komentarzy, udostępniania, robił długie przerwy = ja wtedy pajacyki. Ale wytrwałam tą godzinę. Brawoja(puchar).

Plan mam: zacząć od dzisiaj jillian michaels 30 day shred.

Z jedzeniem za to idealnie=mało i warzywnie. Nic nie smakuje mi teraz tak bardzo, jak ..??? nie wiem nawet jak to nazwać(mysli) różne autorkie wersje leczo, ale z dużą ilością innych korzeniowych. I mieszanki sałat. Jakieś jabłko, dwa dziennie, dużo pora naciowego, kiszonych ogórków. Lampka czerwonego wytrawnego wieczorem, przy szydełkowaniu dwóch chust naraz.

A nasz samochód jest w serwisie i garaż (do tej pory królestwo S.) zamienił się w warzywniak.

Wiem, strasznie słaba fotka, ale tam światło jest słabe. I jeszcze w skrzynkach drugie tyle.. = zapasy roślinożercy

Zdrowia Wam wszystkim życzę(pa)

14 marca 2020 , Komentarze (11)

14 dni siedząc co najmniej:(w domu 32 m2. To mnie czeka, bo S. na Lofotach za zorzą się uganiał (z marnym dni  efektem zorzowym, ale za to innych naprawdę masę cudnych fotek nazgarniał. Ale teraz ma problem ma jak wrócić. A jak już mu się uda, to 14 dni kwarantanny dla S=dla mnie. Praca zdalna + szydełkowanie + treningi online. 

Zapasy robiłam do tej pory takie na pół gwizdka, bo  myślałam = S wróci, auto z serwisu odbierze, listę zakupów mu wręczę i i już. 

I nic z tego:<. Dzisiaj kilka kursów zrobiłam obładowana jak osioł. Sklep_garaż_piwnica_mieszkanie na 4-tym piętrze(bomba).

Niedziela: 10 km rower + 1h power TBC(ninja)

Poniedziałek: 20 km rower + 0,5 h marsz w południe

Wtorek: 20 km rower + 0,5h marsz w południe

Środa: 20 km rower + komplex x 5

Czwartek: 24 km rower + brzuch +tric x 4 w południe

Piątek: 20 km rower + 0,5h marsz w południe + po pracy  1h korposiłki na którą chyba nikt poza mną nie chodzi. Ręce żelem anty bakteryjnym wysmarowane. 

Sobota: Targanie siat z zakupami, bo dotarło do mnie,  że to co nazywałam zapasami, nie są wystarczające. No i wiosenne porządki(slonce). Pierwsza obudzona mucha wygoniona za okno, sypialnia odkurzona (hantle wyciągnięte, pod łóżkiem siedziały jakieś 5 lat)

Ale hobby mam bardzo na czasie. Całkiem nowy CAL =strasznie trudny, w kolorach północnych wakacji:

8 marca 2020 , Komentarze (11)

Trychologa nie było;), tylko polecona przez koleżankę p. dermatolog, która mnie rozczarowała, ale łykam co mi poleciła. I wcieram to co Złotko poleciła prawie co wieczór. Dumna jak paw(puchar), bo wieczory są takie raczej książkowo_szydełkowe, wszystko inne to wyzwanie(ninja).

Codziennie rano taki pojemniczek sobie pakuję;

I one przestały wypadać. A ja przestałam bać się(strach) je myć, czesać, dotykać... Teraz mnie to cieszy:D. I dużo nowo wyrośniętych przeszkadza mi na treningu:D

Niedziela: 10 km rower + 1h power TBC(ninja)

Poniedziałek: 20 km rower + 0,5 h marsz w południe

Wtorek: 20 km rower + 30 minut brzuch + tric 4, a po pracy większe zakupy = 8 kg eko gryczanej palonej dla S. niepalonej dla mnie, 2 kg maki do pieczenia chleba= strasznie trudno to było na rowerze w jednostronnej sakwie 10 km przywieźć i na 4-te piętro wciągnąć(bomba) no i eutyroxowy sukces, którego braki w aptekach lekką panikę już u mnie wywoływały, bo moja dawka to 88, niemożliwa do zastąpienia innymi, jest zupełnie niedostępna. Moja p. endykrynolog wypisała mi receptę na 100, bo to prawie to samo?? no nie wiem(kujon). Plan mam taki, w dni nieparzyste łykać 88, a parzyste 100, a badania pokażą co i jak. I jednocześnie świadomość, że wprowadzanie się w stan nadczynności jest wiadomo dlaczego, takie kuszące...

Środa: 22 km rower 

Czwartek: 20 km rower + komplex x 5 w południe

Piątek: 20 km rower + 0,5h marsz w południe + po pracy  30 minut siłowni  i 1h interwałów(ninja) 

Sobota: 30 km rower + 1h TBC, ostatni z moją the best instruktorką, A potem godzina w parku trampolin. Mój pierwszy raz. 

29 lutego 2020 , Komentarze (11)

S. poleciał tam wczoraj ganiać za northern lights i wszystkim innym, za czym fotografowie ganiają. No i już dostałam zdjęcia z portu w Bodo (świeży śnieg w porcie i na górkach za:p) i opowieść jak tam jest. I zaglądałam w kamerki.

Od dzisiaj zacznie się Vaeroy, a za cztery dni okolice od A do Reine = nasze/moje pierwsze Lofoty = zachwyt całkowity, myślę, że już na zawsze.

Nigdy nie byłam tam zimą i nie będę ale miałam sierpniowe/śniegowe doświadczenia:

Okolice Reine, wysoko w górach. I tak, spałam tam w namiocie(zimno) 

Niedziela: 10 km rower + 1h power TBC, który zamienił się wraz z instruktorką w okropnienudnesztangi:<

Poniedziałek: 20 km rower + 0,5 h marsz w południe

Wtorek: 20 km rower + 30 minut brzuch + tric 4

Środa: 20 km rower + komplex x 5 w południe

Czwartek: 20 km rower +3 km rower w południe (to były konieczne zakupy i zaraz jak wróciłam pod korpobezpieczny dach, zadyma śnieżna zakończona ulewnym deszczem się rozpętała

Piątek: 20 km rower + 3 km rower w południe no i po pracy jak to w piątek: 30 minut siłowni (podstawowe ćwiczenia) i 1h interwałów na bosu. Bosu było na moją prośbę, ostatnią tego typu, bo potem bolały mnie kolana i nadgarstki:<

Sobota: 10 km rower + 1h TBC z moja the best instruktorką, która teraz jest w mocno widocznej ciąży i prowadzi te treningi (puchar)(puchar). Dzisiejszy był przedostatni, chociaż jak dla mnie, to ona mogłaby tylko stać i mówić, a my byśmy zasuwały(bomba)

22 lutego 2020 , Komentarze (18)

Bella Aphrodite skończona i przepiękna moim zdaniem. Kolory northem lights wg mojego fotografa. I zupełnie nie wiem, co dziergać jako następne. A właściwie wiem, ale się boję, że nie będę umiała:<. Bo zachwyciłam się swetrem, który jak bluza wygląda, projekt Eweliny Murach https://www.ravelry.com/patterns/library/cozy-pullover, który nie na moje siły mi się wydaje.. ale raz śmierć kozie;).

Poniedziałek: 20 km rower + 0,5 h marsz w południe

Wtorek: 20 km rower + szykowanie się na nowy trening tyłka, a w końcu pojechanie do domu(szloch)

Środa: 20 km rower  + 0,5h brzuch + tric w południe 

Czwartek: 20km rower +0,5h marsz w południe

Piątek: 20 km rower  0,5h na tyłek, a po pracy 0,5 h siłowni + 1h interwałów(bomba)

Sobota 10 km rower + 1h TBC. I miał być wyjazd do lasu tuz koło Narwi, ale samochód jakoś dziwnie się zachowywał, więc zamiast, długi spacer po parku i fotki nienatorachtymrazem.

Na obiady krupnik mojej produkcji, z jesiennymi prawdziwkami. Przepyszny(puchar)

Edit: bardzo Wam wszystkim dziękuje za komplementy dla mojej chusty(pa).

16 lutego 2020 , Komentarze (17)

Prognozy były takiese:((zimno)(deszcz)

Nie miałam przekonania, ale wielkie chęci miałam...

No to po moim sobotnim TBC pojechaliśmy. Poszło szybko = ferie, pusto na drodze.

Był długi spacer po lesie, trudnebardzodorozpaleniaognisko = mokre wszystko, ale S. jest mistrzem rozpalania ognia(puchar).

 Na śniadanie S. serwował jajecznicę bez kurek (miałam na nie pewne nadzieje, ale to mrzonki były, nic więcej), na obiady gulasz z indyka doprawiony jak "chińszczyzna(chinczyzna)" z ciemnym makaronem i furą warzyw(salatka).

A w niedzielę słońce(slonce) zamiast prognozowanego deszczu, łażenie po wiosennym lesie bez końca, przywiezione gałązki (ze ściętych drzew) wstawione do wazonu = słoika i sesje moich dwóch nowych chust, jedna to CAL Bella Aphrodite Shawl cz.7 (kolory strasznie się rozjechały, ona jest mroczna, jak niebo na Lofotach tuz zanim Northern Lights się pojawią:

15 lutego 2020 , Komentarze (8)

Gruby nie jest taki tłusty, tylko maścią wysmarowany.

Na początku, po wizycie u dr google(kujon) byłam pewna, że to zastrzał, ale potem objawy takie niezbyt typowe się zrobiły(mysli).

Było pulsowanie, spuchnięcie, ból taki, że spać nie mogłam_chociaż może ze strachu nie mogłam, bo całkiem niedawno moja corpokoleżanka z biurka obok miała zastrzał, pojechała do chirurga i on jej to bez znieczulenia przecinał i grzebał w nacięciu(szloch) (ze szczegółami mi to opowiedziała, bo ja uwielbiam takich historii słuchać).

Więc rano sama podziubałam palec igłą, ale do niczego" zastrzałowego" się nie dodziubałam. Posmarowałam palec maścią antybiotykową jak poradził Pan z Apteki i było jeszcze gorzej. Obiecałam sobie, że rano pokazuje go chirurgowi, a jeżeli będzie chciał przecinać mój palec nie znieczulając - wychodzę. Ale rano było dużo lepiej.. a teraz całkiem dobrze, tylko moja wydziubanie wciąż nie do końca zagojone.

Niedziela: 10 km rower + 1h power TBC

Poniedziałek: 20 km rower + 0,5 h marsz w południe

Wtorek: 20 km rower w niesamowity wietrze + siedzenie w korpo w przerwie i po godzinach:< _ koniec roku to ciężki czas:(

Środa: 20 km rower  wiało jeszcze mocniej+ 0,5h brzuch + tric w południe i niestety 0 bikini extreme na zawsze = zamiast super instruktorki Moniki, w zeszłym tygodniu pokazał się gadającygłupotyi robiącyprzerwyjakstąddoksiężyca instruktor, którego znałam już z innego klubu (tylko jedne zajęcia, ale zapamiętałam, on też)

Czwartek: 20km rower +0,5h marsz w południe

Piątek: 20 km rower (rano pod wiatr, śnieg z deszczem i deszcz_jakie to szczęście, że w korpo są w szatni suszarki na ciuchy + 0,5h komplex w południe, a po pracy 0,5 h siłowni + 1h interwałów(bomba). I deszcz = rowerowe ubrania znowu mokre, czekały takie zimne(zimno) w klubowej szafce.

Sobota/plany: 10 km rower + 1h TBC i pierwszy tegoroczny wyjazd do lasu =ognisko i dużo, dużo chodzenia (podobno są kurki(mysli))

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.