Pomiędzy Bugiem i Narwią..
Grzyby nareszcie były i to w takiej ilości, że nie zbierałam wszystkich tylko te najpiękniejsze, a i tak, po drodze do domu kupiliśmy suszarkę, największą jaka była i nie wiem jak usnę dzisiaj bo ona warczy, pyka.. i tak ma być 6 godzin..
W sobotę po treningu były dwa ziemniaczane placki + gulasz grzybowy (S. robi te placki cieniutkie jak naleśniki i prawie tłuszczu na patelni nie ma), niedziela śniadanie = jajecznica z rydzami, które tuż pod oknem rosły, obiad znowu placek + grzybowy gulasz.
Poniedziałek: 23 km rower,
Wtorek: 23 km rower + kompleks x 5, po pracy sprzątanie na cmentarzu prawie już po ciemku = strasznie trochę. Nie lubię bardzo, coraz bardziej, tej fury plastikowych dekoracji, zapaliłam małą białą świeczkę, postawiłam małą doniczkę z białymi chryzantemami.. nic więcej..
Środa: 20 km rower + 30 minut brzuch + tric + po pracy 20 minut siłowni i godzina bikini extreme
Czwartek:19 km rower + zakwasy, bardzo wyraźne, tym razem w "boczkach"
Piątek: 19 km rower + 40 minut siłowni + 1h interwałów i pieczenie chleba, a właściwie zagniatanie, bo pieczeniem już S. zarządza..
Sobota: 10 km rower, 1 h TBC i ganianie po lesie za grzybami..\
Niedziela: po lesie, po lesie