Oprócz co wieczornego biegania po śniegu (tylko jeden dzień wypadł, bo śnieg zamienił się w lód), przedłużając czas od 12 minut do 6, przedostatniego dnia spakowałam do plecaka nową miss grace, dziurawe butki i resztę rekwizytów.
I w gdzieś tam daleko w lesie/górach, gdzie śnieg padał i wiał wiatr, przebierałam się w to wszystko i ustawiałam tak i owak, w jedna i druga stronę.. .
A teraz już cieszę się, że śniegu za grosz, deszcz tak bardzo mi nie przeszkadza.
Wtorek: 20 km rower (w południe nic, bo cały dzień w ciasnej sali na nudnym szkoleniu tkwiłam, gdzie miał być obiad, a zamiast były ciastka i czekolada. Zjadłam 4 pieguski i kawałek gorzkiej, niedobre to było, ale ja głodna nieprzytomnie..
Środa: 20 km rower + 0,5 marsz w południe, a zamiast bikini ekstreme - siedzenie w corpo
Czwartek: 16 km rower + kompleks x 5 w południe
Piątek: 19 km rower + brzuch/tric w południe + 30 minut siłowni i 1h interwałów
plany weekendowe:
Sobota: 10 km rower + 1h TBC
Niedziela: 10 km rower + 1h power TBC
Waga zimowa: 55,5 kg = 2 kg opony tłuszczu w talii.