Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Witam wszystkich walczących tu z kilogramami, przyzwyczajeniami i ....samymi sobą I witam siebie, nieustannie gotową na zmiany, wyrzeczenia i sukcesy. Uzależniona od roweru, wciąż przesuwam granice, więcej km, mniej wrażliwości na deszcz czy śnieg, jeżdżę wszędzie, nie pogardzę nawet indoor cycling. Nie biegam - nie lubię, ale zajęcia w klubie typu interwał, TBC uwielbiam. Siłownia - hmm, uczucia embiwalentne, inaczej nazwać tego nie umiem, nie lubię ale doceniam efekty i zmuszam się.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 216795
Komentarzy: 10485
Założony: 21 lutego 2012
Ostatni wpis: 11 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
beaataa

kobieta, 60 lat, Warszawa

170 cm, 54.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

23 września 2015 , Komentarze (2)

Kasia z mojej korpo schudła w sposób widoczny. Szczupła i bardzo ładna się zrobiła(dziewczyna). Usta czerwone, ciuchy nowe i włosy skrócone. Jak to zrobiłaś, no jak? – pytamy wszystkie, jakbyśmy nie wiedziały, że jadła mniej po prostu. Ale jak mniej? Czego mniej? Trening jakiś (to ja pytam)?

1200 kcal wersja „oczyszczanie” z brązowej torby stojącej codziennie od nowa w naszej restauracji. 1700,00 zł za miesiąc – ot i cała tajemnica. Ale dlaczego płacić tyle za tak mało (znowu ja)? Inni milczą:x i myślą(kujon).

Bo wygodnie, bo nie trzeba liczyć, bo motywuje, bo dietetyczka (ktokolwiek to jest) ułożyła dietę w sposób optymalny, bo nie ja za to płacę, to prezent…

Toreb zaczęło przybywać. W wersji 1000 kcal, w wersji vege(salatka), paleo(kurczak) i kapuścianej. I z czasem nie znikały, tylko zostawały na stole do następnego dnia kiedy przybywały nowe. Może nie sposób było przejeść wszystkiego…? Zostały upchnięte do lodówki i nie ma tam teraz miejsca na nic więcej.

I tylko nadal nikt nie chce chodzić ze mną na korpo-siłownię w przerwie na lunch.

Dzisiejsza aktywność: 20 km rower

30 minut orbitreka w południe - najpierw bardzo szybko, potem bardzo mocno, a na końcu znowu bardzo szybko, wybrałam dosyć ciężki program. Dodatkowym utrudnieniem było to, że mój kolega, który już ćwiczył, jak przyszłam, zamiast muzy włączył jakiś kabaret, taki..:x, inaczej mówiąc nie w moim guście.

Godzina zajęć ze sztangą, mój trzeci raz, wiedziałam już ile i w jakim kolorze to ciężko dla mnie, wiec dołożyłam jeszcze trochę tak, że nie mogłam kończyć "serii" (nie wiem jak inaczej można  nazwać ten ciąg prawie jednakowych powtórzeń. Weszło wszędzie. Jak wracałam na rowerze do domu miałam miękkie nogi i miękkie ręce i miękko w głowie:). To albo relax jest albo zmęczenie, nie wiem, ale przyjemne uczucie(uff)

22 września 2015 , Komentarze (2)

20 km na rowerze

tyłek w przerwie na lunch: 10 minut na orbitrku,

hip thrust 30 kg, powtórzone 4 razy - wolno, na górze przytrzymanie 1s. Wolę robić to nie leżąc na podłodze, tak jak robię, ale z plecami na ławce. Niestety na mojej siłowni nie ma takiej odpowiedniej.

22 września 2015 , Komentarze (2)

poniedziałek: 20 km na rowerze - zimno, w szatni moi koledzy planują, kiedy kończą rowerowy sezon. Ja mówię, że nie wiem - jak śnieg spadnie, jak lód będzie(zimno), jak mi się nie będzie chciało...

w południe mini trening brzucha

10 minut rozgrzewki na orbitreku

30 x spinanie brzucha na piłce, 30 x scyzoryki na piłce, 20x na każdą stronę skłony boczne z ciężarkiem 9kg w jednym ręku. Powtórzone 3 razy.

17 września 2015 , Komentarze (1)

20 km rower

Trening:ćwiczenia a i b wykonywane w serii łączonej

1a. Wciskanie sztangielek na barki: 10x 5,6kg   10x 5,6kg    9x 7kg    9x 7kg    8x 7kg 

1b. Ściąganie drążka wyciągu górnego do klatki:  10x 20kg    10x 20kg   10x 23kg  10x 23kg  10x 23kg 

2a. wyciskanie sztangi skos góra 60%:  8x 20kg     8x 20kg     8x 20kg     7x20kg 

       
2b. wznosy ramion bokiem w opadzie tułowia  10x 3kg     10x 3kg     10x 3kg     10x 3kg    

3a. Czacholamacz 2x 15x 10kg 
3b. Uginanie sztangi stojąc 2x 15x 10kg


A teraz nie moge pisać tak mi się recę trzęsą i ramiona pulsuja.

16 września 2015 , Komentarze (2)

W moim domu przestała lecieć rano, na szczęście zdążyłam wypić kawę i umyć zęby.

W pracy już jej nie było. W szatni stali moi koledzy, spoceni po jeździe na rowerze jak ja i próbowali techniki wycierania się ręcznikiem i smarowania dezodorantem.

O 12,30 w związku z tym mieliśmy iść do domu, hura!! hura!!!

 Przed 12 zaczęła ciurkać, ogłoszenie odwołane;(

W klubie gdzie ćwiczę i gdzie jest właśnie remont - ani kropli oprócz tej w butelkach.

W domu (czwarte piętro) jest ta, którą sobie przyniosę.

20 km na rowerze

w południe: 10 minut orbitreka,

30x wznosy bioder leżąc na podłodze ciężar 30 kg, dokładnie z przytrzymaniem na górze, powtórzone 4 razy.

godzina zajęć "sztangi" drugi raz i chyba ostatni, bo czegoś mi w nich brakuje.

16 września 2015 , Komentarze (4)

Moja pierwsza

Nie pamiętam już skąd ją miałam. Była napisana odręcznie na kartce w kratkę wyrwanej z zeszytu i w 14 dni miała przemienić mnie z „dobrze wyglądającej”, nieśmiałej  nastolatki w wiotką, rozgadaną, nigdyniepodpierającąścianypodczasdyskoteki, królową ósmej klasy. Nazywała się Kopenhaska i byłyśmy razem niecałe trzy dni. Ważyłam 72 kg przy moim wzroście 170 i byłam jedną z większych=grubszych dziewczyn jakie znałam.

Potem, po latach, nadszedł czas na Dietę Diamondów, poważna sprawa – prawdziwa książka.  Zapoznała mnie z nią przyjaciółka mojej Mamy, nieustannienajakiejśdieciekobieta.  Była moja pierwszą z całego szeregu książek o dietach. Nauczyła mnie jak bardzo można być głodnym jedząc tak bardzo dużo i mieć przy tym głodzie brzuch jak balon. Została mi po niej przyzwyczajenie (pamiątka)  – owoce na śniadanie i przed posiłkiem, nie po.

Już wtedy ważyłam około 58 kg, które wyglądało nieźle w ubraniu, a bez, jak typowe skinny fat oczywiście.

I już wtedy byłam wegetariankę. Ten trend zaczął się u mnie już w wieku 6 lat, kiedy to usiłowałam chować mięso pod ziemniaki, albo karmić nim psa pod stołem. Potem mój wegetarianizm rozwijał się wprost proporcjonalnie do mojej niezależności i do mojej niewiedzy o odżywianiu, jadłam kanapki z żółtym serem i słodkie jogurty, kilogramy owoców i niewiele więcej. Aż doszedł do fanatycznego punktu w którym ruskie pierogi musiały być rozgrzebane, przepatrzone, a kelnerka tłumaczyła się z każdego ciemniejszego kawałka.

- Czy to – dziobałam widelcem mikrokawałek – czy, to nie jest czasem mięso?

- Nie wiem, my ich nie robimy.

- Wiec poproszę naleśniki – tak to wyglądało.

Jadłam głównie świeże owoce, owocowe jogurty, suszone owoce …. orzechy, pestki i ciastka, ciasta, ciasteczka..

Bolał mnie kręgosłup, nadgarstki, kolana - najbardziej. Byłam chuda i miękka i przekonana, że muszę jeszcze schudnąć.

Skończyłam właśnie 40 lat i kolejni lekarze, kolejnych specjalności, do ogromnej ilości leków dodawali uwagę

– ale wie pani w pani wieku -… to zawieszali głos

Albo

-no młodsza już pani nie będzie… 

Aż wreszcie, po kilku bardzo trudnych latach (spacer 2 km i wejście po schodach były wyzwaniem, a mięśnie w zaniku, a raczej w postaci trzęsącej się galarety z nawisem w okolicy kolana) trafiłam do reumatologa, która po obejrzeniu moich nic złego nie pokazujących wyników badań, zaproponowała zrobienie testu na nietolerancje pokarmowe.

Okazało się, że nie powinnam jeść  mleka zwierzęcego, jajek,  pszenicy, drożdży  i jeszcze kilkunastu innych produktów. I że mam niedoczynność tarczycy.

Więc co?

Kasze, kasze i jeszcze raz kasze. Warzywa, owoce, orzechy i pestki. To była ciężka praca, znaleźć to co mogę zjeść, wykluczyć szkodliwe. Szczególnie na wakacjach – wszędzie ze swoją miską, planowanie i udawanie, ze nie widzę i wcale nie chcę lodów! I słodkich jogurtów i naleśników z jagodami i śmietaną i z serem …

Dwa lata temu nauczyłam się jeść indyka i ryby i jajka. Nie do końca nie w każdej postaci ale jednak...

I nic mnie już nie boli. Od lat.

I odbudowały się moje mięśnie i mogę ćwiczyć, jeździć na rowerze ile chcę (a chcę dużo, bardzo dużo) i chodzić po górach z ciężkim plecakiem. Nie mogę biegać – ale tez i nie znoszę biegać, żadna strata.

Nie umiem zmobilizować się do zważenia tego co jem, policzenia makr, kalorii, jednym słowem: ułożenia (i stosowania) świadomej diety.

Oczywiście zamierzam to zrobić, wiem jakie to ważne i oczywiście jutro zrobię. Dammit!

16 września 2015 , Komentarze (2)

Po weekendzie, który był odpoczynkowy dosyć, mój leń wewnętrzny(pomysl) wypalił znienacka, tuż przed treningiem - tyle masz na głowie i weekend taki w biegu (rowerowy raczej, skorygowałam go zaraz), przecież regeneracja też jest ważna... więc było tylko to:

poniedziałek: 20 km na rowerze

w południe mini trening brzucha

10 minut rozgrzewki na orbitreku

30 x spinanie brzucha na piłce, 30 x scyzoryki na piłce, 20x na każdą stronę skłony boczne z ciężarkiem 9kg w jednym ręku. Powtórzone 2 razy. Grzebałam się w szatki i na to tylko starczyło mi czasu(zegar).

wtorek: 20 km na rowerze - znowu lato jest(slonce), poł godziny na orbitreku, bardzo mocno, albo bardzo szybko, ciężko w każdym razie.

14 września 2015 , Komentarze (1)

sobota - 10 km na rowerze, TBC (zupełnie inne niż w piątek ), kilka tysięcy kroków po sklepach w poszukiwaniu idealnej kurtki typu parka - kurtka nieznaleziona, wszystkie były jakieś nie takie:(

I pomimo deszczu(deszcz), wyjazd na grzyby.

niedziela - 53 km na rowerze z tego część po piachu, takim naprawdę nie do jechania

Padało od tygodnia i od tygodnia rosła moja nadzieja, że urosną, na pewno będą.

Ale na parkingach leśnych nie było autokarów z grzybiarzami, w lesie nie było miejscowych z ogromnymi puszkami po farbie i gumiakach = nie było nawet kurek, nawet muchomorów nie było:<.

Na stadionie leśnym, jak co roku, odbywał się festyn Wielkie Grzybobranie i drużyny wracał z lasu po kilku godzinach z pustymi koszykami, a pan sprzedający książki zachwalał, że jedyne grzyby to dzisiaj u niego - w atlasie.

11 września 2015 , Komentarze (3)

czwartek: 20 km na rowerze i tyle, nazywam to regeneracją, niektórzy nazywają to lenistwem. Szczerze:|: to ja czasami nazywam to regeneracją, a w innej chwili lenistwem.

piątek: 20 km na rowerze 

w południe 30 minut orbitreka

Trening siłowy: ten nowy, po którym w zeszłym tygodniu ledwo się ruszałam, ale teraz nowynietakbardzo, za to dłuższy:

1. Romanian MC:

10x 30 kg (tak rozgrzewkowo) 10x 35kg, 10x 35kg, 9x 40kg, 8x40kg - pierwszy raz 40 kg(alkohol) 

2. sumo MC: 10x 30kg, 10x 30kg, 9x 30kg, 9x 30kg, 8x30kg

3. wznosy bioder Hip bridge (plecy na ławeczce): 20x 25kg powtórzone 5 razy - tu też progres, poprzednio było 20 kg x 4 razy - strasznie mnie to wykańcza, najcięższe ćwiczenie(kreci)

4. wznosy z opadu: 3 serie x 20 wznosów - to jak relaks, mimo że oczywiście mam cały czas napięcie mięśni i na górze przytrzymuje 1-2s

5. wspięcia na palce: 20x 50kg stopy ustawione równolegle, 20x 50kg stopy na zewnątrz, 20x 50kg stopy na zewnątrz, 20x 50kg stopy równolegle 

6. wyciskanie sztangielek na barki: 15x 7,5kg, 10x 7,5kg, 9x 7,5kg, 9x 7,5kg, 9x7,5kg

7. ściąganie drążka wyciągu górnego do klatki: 15x 20kg powtórzone 5 razy - jest trochę za łatwo z tym obciążeniem, ale za trudno z 25kg:(

8a. biceps uginanie sztangi stojąc 10x 10kg

8b. czachołamacz 10x 10kg

8a i 8b powtórzone dwa razy jako seria łączona

I w nagrodę godzina TBC

I do domu na rowerze z wiatrem:D

9 września 2015 , Komentarze (1)

wtorek - 20 km na rowerze - tylko

środa - 20 km na rowerze

Godzina zajęć pt sztangi. Bardzo dawno już na takich nie byłam, zapomniałam jakie ciężary zakładać, poczułam mocno. Przez długi czas uważałam, że te zajęcia nie mają takiej wartości jak trening na siłowni, wolno z dużymi jak na mnie ciężarami, ale ostatnio hmm... nie wiem.

W każdym razie - podobało mi się;)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.