Kasia z mojej korpo schudła w sposób widoczny. Szczupła i bardzo ładna się zrobiła. Usta czerwone, ciuchy nowe i włosy skrócone. Jak to zrobiłaś, no jak? – pytamy wszystkie, jakbyśmy nie wiedziały, że jadła mniej po prostu. Ale jak mniej? Czego mniej? Trening jakiś (to ja pytam)?
1200 kcal wersja „oczyszczanie” z brązowej torby stojącej codziennie od nowa w naszej restauracji. 1700,00 zł za miesiąc – ot i cała tajemnica. Ale dlaczego płacić tyle za tak mało (znowu ja)? Inni milczą i myślą.
Bo wygodnie, bo nie trzeba liczyć, bo motywuje, bo dietetyczka (ktokolwiek to jest) ułożyła dietę w sposób optymalny, bo nie ja za to płacę, to prezent…
Toreb zaczęło przybywać. W wersji 1000 kcal, w wersji vege, paleo i kapuścianej. I z czasem nie znikały, tylko zostawały na stole do następnego dnia kiedy przybywały nowe. Może nie sposób było przejeść wszystkiego…? Zostały upchnięte do lodówki i nie ma tam teraz miejsca na nic więcej.
I tylko nadal nikt nie chce chodzić ze mną na korpo-siłownię w przerwie na lunch.
Dzisiejsza aktywność: 20 km rower
30 minut orbitreka w południe - najpierw bardzo szybko, potem bardzo mocno, a na końcu znowu bardzo szybko, wybrałam dosyć ciężki program. Dodatkowym utrudnieniem było to, że mój kolega, który już ćwiczył, jak przyszłam, zamiast muzy włączył jakiś kabaret, taki.., inaczej mówiąc nie w moim guście.
Godzina zajęć ze sztangą, mój trzeci raz, wiedziałam już ile i w jakim kolorze to ciężko dla mnie, wiec dołożyłam jeszcze trochę tak, że nie mogłam kończyć "serii" (nie wiem jak inaczej można nazwać ten ciąg prawie jednakowych powtórzeń. Weszło wszędzie. Jak wracałam na rowerze do domu miałam miękkie nogi i miękkie ręce i miękko w głowie. To albo relax jest albo zmęczenie, nie wiem, ale przyjemne uczucie