Każdy dzień był inny
Po środowym treningu (ogromny klub, a tylko kilka osób, wykroki robiłam np. w sali takiej długiej, że 20 baaardzo długich kroków było od ściany do ściany i było tam wywietrzone i byłam tam sama) rozbolał mnie kręgosłup tak out of the blue i tak, że jak trochę posiedziałam, to trochę też postać musiałam w niedoprostowaniu, zanim mogłam ruszyć dalej, a przerwę lunchową spędziłam na siłowni leżąc nieruchomo na macie i myśląc, co za .... właśnie teraz, jak mam zaplanowany wyjazdowy, rodzinny weekend.
Ale nie umiałam zrezygnować z 20 km na rowerze, więc nie było tak tragicznie chyba.
A w piątek przeszło w 90% - moje ciało jest "obcym" dla mnie.
I weekend był, jak miał być wyjazdowo rodzinny. Bardzo dużo chodzenia, jeżdżenia na hulajnodze, oglądania, gadania, ciemnego piwa ale.
Mało jedzenia i spania.
A poniedziałek już rutyna: 20 km rower i zestaw na brzuch.
10 minut rozgrzewki na orbitreku
30 x spinanie brzucha na piłce, 20 x scyzoryki na piłce, 20x na każdą stronę skłony boczne z 9kg w ręku. Powtórzone 3 razy - jakoś ciężko wyjątkowo.
marii1955
17 listopada 2015, 10:35Trochę Cię "wystraszył" ten kręgosłup i musiał Ci dokuczać , że w przerwie lunchowej ułożyłaś go nieruchomo na macie ...Przypuszczam , że tu chodzi o kręgosłup lędzwiowy ... Nie jestem jakąś tam znawczynią zbytnio , ale wiem , że przy takim wyproście - powinno się moocno naprężyć brzuszek , aby lędzwie miały podporę . Najważniejsze , że formę odzyskałaś i wyjazd rodzinny się udał wspaniale , do tego stopnia , że nie było czasu nawet na spanie - hehe :) Ale masz zapał do tych ćwiczeń - podziwiam :)))))))))))