rower 10 km - a licznik pokazał ponad 6 000 km w tym roku!!!! co znaczy nawet około 200 km więcej, bo w przypadku awarii używam drugi zastępczy, już bez licznika
rano godzina TBC, cała sala pełna, już chyba jakieś świąteczno/sylwestrowe motywacje się pojawiają
A później rajd po sklepach sportowych: poszukiwani
- nowy namiot: bardzo lekki, bardzo mały i bardzo nieprzemakalny, co jest "mission impossible", model wytypowany wcześniej w sieci namierzony, obmacany i zdyskwalifikowany, stary namiot zostanie zaimpregnowany i folią obłożony....
- maszynka do gotowania na benzynę i gaz: bo dosyć już mamy zaczynania urlopu od poszukiwania sklepu z gazem (i jeszcze wentyl musi pasować, więc często jest radość na początku - są, są, eee, ale nie dla nas
- buty trekkingowe ciepłe: pierwszy sklep, drugie mierzenie - niespodziewany całkowity sukces
- polarowa maska na twarz, jeżdżę w nich na rowerze np. i ostatnio dziecko się popłakało na ten widok i uciekło do mamy, pomimo, że starałam uśmiechać się łagodnie i przyjacielsko..
To strawiło, że pół dnia gadaliśmy z S. o wakacjach: trasy, szczegóły i jak to było poprzednio....
niedziela: rower 10 km - 5 km w słońcu z wiatrem, a 5 km pod lodowaty wiatr i wśród szarych chmur
godzina indoor cycling, tyle osób, że ci, którzy nie zarezerwowali sobie miejsca, nie dostali się
i godzina ćwiczeń ogólnorozwojowych, jakoś ciężko mi dzisiaj były, ale z rozmów w szatni po okazało się, że wszystkim, więc chyba to był trudny trening