I czasami pada nowy, czasami świeci słońce, a co do wiatru = ledwo ledwo
Pusto, cicho i pięknie...
Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (199)
Ulubione
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 255563 |
Komentarzy: | 11001 |
Założony: | 21 lutego 2012 |
Ostatni wpis: | 29 marca 2025 |
I czasami pada nowy, czasami świeci słońce, a co do wiatru = ledwo ledwo
Pusto, cicho i pięknie...
Palec pod budkę, która/ry z Wa s to naprawdę lubi?
Moja dzisiejsza = wigilijna kolacja = idealna:
Przygotowanie to 5 minut, pożarcie 10 (bo się starałam jak najdłużej), a teraz czytam i nową chustę robię (klaziena) i bardzo mi dobrze
przechodź spokojnie przez hałas i pośpiech...
Słyszę Dezyderatę bez przerwy w głowie od kilku dni, szczególnie mocno od czwartku, kiedy zamiast w kierunku mojego zadupia, gdzie wiewiórki biegają, pojechałam w do prawiecentrum, do mojego super stomatologa ( kontrola, wymiana jednej plomby, małe bziubziu po kropce, o którą się niepokoiłam, że to próchnica, a to było tylko przebarwienie = cudowne uczucie, że wszystko ogarnięte).
A tam mega korki we wszystkie strony, poziomo i pionowo, trąbienie, wycie karetek, galerie i co się tylko da świecące na różne, zmieniające się często kolory
, parkingi pełne, na przystankach ludzie stoją z ogromnymi torbami. wszędzie reklamy, żeby kupować, a jak nie ma się za co to pożyczać..
W moim korpo też narzekania.. że trzeba przetrwać te święta, albo pojechać z dziećmi do mamy bo tam się odpoczywa..
Czuję się, jak co roku, przyjemnie wyautowana z "magii świąt". Mam wysprzątany każdy kącik moich 32 m i robiłam to przez ostatnie trzy tygodnie, żeby się nie zmęczyć i nie zniechęcić. Mam zamrożone pierogi z kapustągrzybami i serem (nie ja lepiłam), na półce czeka barsz z buraków (nie ja gotowałam). Mam chleb na zakwasie, pasztet z grzybami i grzybki marynowane (tak, to moja produkcja). I zrobię kolorowa, chrupiąca surówkę z różnych sałat i spółki. Na deser mandarynki.
Jeszcze tylko prezenty zapakuję.
Roweru więcej było w tym tygodniu i tylko dwie małe czekoladni pożarłam (obie niedobre sie okazały), a w korpo słodycze stoja teraz wszędzie i coraz to nowe sie pojawiają..
Bo wigilię mam jutro o 14.
Poniedziałek: 20 km rower + marsz 30 min. w południe (stokrotki i fiołki kwitną)
Wtorek: 20 km rower + komplex x 5 w południe
Środa: 30 km rower + 30 minut treningi z WH
Czwartek: 30 km rower + brzuch + tric w południe
Piątek: 19 km rower + 0,5 marsz w południe + 30 minut siłowni i 1h interwałów
Sobota: 20 km rower + 1h TBC
Nie wiem ile to już lat temu próbowałam. Książkę nawet kupiłam "sekret młodości facefitness". Ale jakoś mi nie było po drodze.
Ale teraz (teraz od pewnego czasu) niedobre rzeczy dzieją się z moją twarzą. Rano jest zawsze spuchnięta i jakby nieruchoma = sztywna. staram się nie patrzyć w lustro z bliska. Była szczupła, teraz jest okrągła, jakby coś w niej na policzki zjechało. No ja wiem, że w moim wieku.. ale nienawidzę
!!
Mam 4 dni tej yogi za sobą, obiecałam sobie wytrzymać miesiąc i zobaczyć czy są jakieś efekty..
Poniedziałek: 20 km rower + marsz 30 min. w południe (to mój dzień na regeneracje)
Wtorek: 20 km rower + 30 min. marsz w południe
Środa: 20 km rower + brzuch i tric x 4 + 20 minut siłki (przysiady) + 1h bikini extreme
Czwartek:20 km rower + komplex x 5 w południe
Piątek: 19 km rower + 0,5 marsz w południe + 30 minut siłowni i 1h interwałów
Sobota: 10 km rower + 1h TBC
Minimalizuję bagaż jak się da, więc body malutkie i obiektyw też taki musi być. I "stary" taki jest (drugi stary, bo pierwszy niestety zniszczył się podczas kajakowej wywrotki = głupia ja, że nie schowałam aparatu na rzeczce, która wydawała mi się mega bezpieczna). Tylko co z tego, że "stary" cudownie rozmywał tło i bohen było zaskakujaco ciekawe, ale to w moich chustach procentowało, albo w portretach krabów.
A człowiek (ja zwykle)wyglądał na fotkach jak gnom. Głowa ogromna, wszystko inne krótkie i klockowate
.
A w tym nowym tak:
Sobota: 10 km rower + 1h TBC
Niedziela: 10 km rower + 1h power TBC
Juz nogami przebieram..!
Wigilia to jeszcze nie wiem kiedy będzie, chyba nie 24 grudnia, ale wiem z kim kim i gdzie i ciesze się na sama myśl o niej.. bardzo!
A od pierwszego dnia świąt do 6 stycznia = 13 dni w czeskich karkonoszach, które w zeszłym roku oczarowały mnie do szpiku kości w spindleruv mlyn, tak to było. Na śladówkach tam się dostałam.
Teraz będzie blisko Szpindlerowego, ale gdzie indziej. I jak trudno było już we wrześniu zarezerwować sobie tam noclegi takie jakie lubię: ciche (chociaż to się dopiero okaże), z własnym jedzeniem, bez imprezy sylwestrowej.
Poniedziałek: 20 km rower + marsz 30 min. w południe
Wtorek: 20 km rower + 30 min. marsz w południe ( jak jeszcze ciepło i słonecznie jest..
Środa: 20 km rower + brzuch i tric x 4 + 20 minut siłki (przysiady) + 1h bikini extreme czas na siłkę skurczył się dramatycznie jak zrobiło się zimno i trzeba tyle ciuchów zdejmować/zakładać
Czwartek:20 km rower + marsz 30 min. w południe
Piątek: 19 km rower + 0,5 marsz w południe + 30 minut siłowni i 1h interwałów
Słaba jakość tegorocznych pokus
I nie narzekam, bo właściwie przestały być pokusami...
Teraz jest ten czas w moim corpo, że prawie codziennie jakaś okazja i wiem, że to się jeszcze zintensyfikuje
.
Ale na razie dobrze sobie radzę.
Poniedziałek: 20 km rower + marsz 30 minut w południe + częstowanie pierniczkami - zjadłam jednego, cieniutkiego i maleńkiego.
Wtorek: 20 km rower + 0,5h marsz w południe
Środa: 20 km rower + brzuch i tric x 4 + 20 minut siłki (przysiady + rozpiętki) + 1h bikini extreme
W środę, z okazji X, zostaliśmy zaproszeni na corpośniadanie. O 8,30! dla mnie to czas krojenia jabłka, a nie pożerania różnych pyszności, więc naszykowałam sobie wszystko jak zwykle: te jabłka i pojemniki z kaszą, surówką i łyżką gulaszu indykowego z grzybami. I tylko poszłam popatrzyć. Bo ja złą kobietą jestem i uwielbiam patrzyć ile słodkiego i tłustego futrują moi coworkers, szczególnie te na dietach.
A było tak: croissanty, kanapki z wielkich białych buł, coś co nazywa się jogurtem, a jest słodką papką posypaną czymś jakby musli i żurek!. W ilości takiej, że dla tych co przyszli o 8,40 został tylko ten żurek.. miny moich kolegów, którzy przyjechali bez śniadania, bo na śniadanie, a dostali tylko miseczkę żurku.. bezcenne. Potem pojawiły się pogłoski, że będzie jajecznica
. Po godzinie (to już tylko z opowieści tych głodnych, którzy czekali wiem) podano smażoną kiełbasę i kaszankę + białe bułki..
Czwartek:16 km rowerem na "co nowego w podatkach" cudna pogoda, w letniej bluzie jechałam = 9 km do roboty i 9 km do domu
Szkolenie podatkowe - topowa firma doradcza - super hotel w W-wie. Na początek niespodzianka = croissanty (ja oczywiście zaopatrzona w pojemniczki i jabłka). Potem ciasta i ciastka w ogromnej ilości, wszystkie bardzo czekoladowe i kremowe, kanapki z białych bułeczek z serem i jakąś masą i w bardzo ograniczonej ilości (nie miały powodzenia zresztą) kanapki razowe z sałatą + pastą z sera i jakiejś ryby chyba. I taka jedną pożarłam. Pyszna była. A moja wewnętrzna zła kobieta oczy napasła
.
Piątek: 19 km rower + kompleks x 5 w południe (miał być marsz, ale padało + 30 minut siłowni i 1h interwałów
Weekendowe plany: po 10 km rower + godzina TBC w sobotę i niedzielę i szycie woreczków na chleb i ściereczek.
From scratch wszystko..
Zimno okrutnie. I szaro_buro. i wieje.
Sobota: przed TBC, 3 malutkie/cieniutkie plasterki moich żytnich muffinek na zakwasie + pasztet z grzybami ( grzyby w pasztecie to pomyłka, tak samo dobry był bez nich) + 10 km rower już w ciepłym ubraniu.
Obiad: S. zrobił placki ziemniaczane, cieniutkie jak naleśniki, na teflonowej patelni z gulaszem indykowo_grzybowym (dwa takie pożarłam)+ ogromna micha surówki.
Kolacja: zupa krem z dyni posypana natka i groszkiem
Niedziela: = sobota, tylko zamiast TBC, power TBC.
Jeszcze schudniesz do Sylwestra...
Edycja 2019
Albo inna jakaś nazwa handlowa..
Ale w moim klubie w zupełnie nowej odsłonie:
Uczestniczą głównie faceci_miśki. Trening personalny. Wszyscy używają mini band i robią monster walk.
I jak to kosmicznie wygląda, duży_pusty kwadrat podłogi w klubie, po którym w tą i z powrotem spoceni faceci w półprzysiadzie, z ta taśmą o okolicy kolan w bok się przesuwają, każdy ze swoim trenerem, który im te boczne kroki liczy...
Poniedziałek: 22 km rower
Wtorek: 20 km rower + 0,5h marsz w południe
Środa: 20 km rower + brzuch i tric x 4 + 20 minut siłki (przysiady + rozpiętki) + 1h bikini extreme
Czwartek:17 km rowerem na "śniadanie podatkowe" w centrum, pod megawiatr z mżawką na dodatek = w super toalecie dla inwalidów w 10 minut przemieniłam się z mokrego brudasa w korpokobitkę i przez 2h byłam straszona nowym TP-R, popijając sobie cudownie gorącego earl greya. Ale potem trzeba było przemienić znowu = z sakwy wyciągnąć mokre i zimne ubranie
i kolejne 9 km pedałować. A wszystkie światła były czerwone, nieskończenie długo czerwone
. W sumie rower 35 km.
Piątek: 19 km rower + 0,5 marsz w południe + 30 minut siłowni i 1h interwałów
A w domu cudownie gorąca zupa_krem z dyni.
Dlaczego warto ciężary podźwiagać..
Nie tylko na zumbie skakać:
Kiedyś to były ręce/ramiona jak patyki...
+ Miss Grace nr 2 (nie ostatnia)