Wszystko inne się zrobiło, dla wszystkich...
Ja na szczęście puki co, nie zetknęłam się z K. osobiście, ani nikt z moich bliskich i z dalekich znajomych.
S. wrócił w poniedziałek hurra!! hurra!! co za ulga i radość!! i udało mu się wrócić pustymi pociągami, przechodząc przez puste piesze przejście graniczne. I teraz ma kwarantanne, której okazało się jednak, że ja nie muszę mieć. Ale moje korpo (niespecjalnie chętnie) pozwoliło mi pracować zdalnie przez trzy dni. I chyba od poniedziałku znowu będę jeździła/pedałowała do biura co budzi we mnie sprzeczne uczucia: korpo jest wielkie, nawet do łazienki, czy na kawę, czy na spotkanie iść = jakiś tam ruch jest. A w domu (32 m2) tkwię w jednym miejscu i źle mi to robi. Ale w korpo stykam się z innymi (innych jest bardzo mało teraz i wszędzie oczywiście stoją płyny do odkażania i co sobota odkażane jest całe biuro). I dziwię się bardzo, że samo korpo chce spotykać się ze mną, mieszkającą z facetem odbywającym kwaranntannę??
I nie mogę ogarnąć się z treningami
Tkwiąc w tak w jednym miejscu 8 godzin, w jakiś marazm wpadam.
To co przez tydzień mi się udawało, śmigać na rowerze po parkach i spokojnych uliczkach "przed pracą" 10 km (świat wygląda wtedy, jakby byli na nim tylko ci pedałujący, mający psy i biegacze i nieliczni kijkowcy) i "po pracy" 20 km (wtedy pojawiają się jeszcze rodziny z dziećmi, na rowerach, hulajnogach, własnych nogach i wersje mieszane). Trzymają się od innych z daleka, ptaki śpiewają jak szalone, pierwsze kwiatki kwitną i zielone liście wyłażą.. Pięknie bardzo i dziwnie/strasznie trochę..
Źle mi bez treningów, ale nie potrafię się zorganizować. Pogrzebałam złotkowychulubionych, ale jakoś nie wiem.. świetne one są, ale jakoś moja kuchnia=jedyne nadające się miejsce, jakaś za mała mi się wydaje i nie ma tam muzy, a ja bez niej nie mam energii. Taa, złej baletnicy rąbek u spódnicy zawadza.
Mój ulubiony, zamknięty oczywiście teraz klub, ma codziennie on line treningi. Na jeden się naszykowałam i jaka kicha=jaki zawód na maksa. Też bez muzyki, facet gadał głupotygłupoyugłupoty, zachęcał do polubień, komentarzy, udostępniania, robił długie przerwy = ja wtedy pajacyki. Ale wytrwałam tą godzinę. Brawoja.
Plan mam: zacząć od dzisiaj jillian michaels 30 day shred.
Z jedzeniem za to idealnie=mało i warzywnie. Nic nie smakuje mi teraz tak bardzo, jak ..??? nie wiem nawet jak to nazwać różne autorkie wersje leczo, ale z dużą ilością innych korzeniowych. I mieszanki sałat. Jakieś jabłko, dwa dziennie, dużo pora naciowego, kiszonych ogórków. Lampka czerwonego wytrawnego wieczorem, przy szydełkowaniu dwóch chust naraz.
A nasz samochód jest w serwisie i garaż (do tej pory królestwo S.) zamienił się w warzywniak.
Wiem, strasznie słaba fotka, ale tam światło jest słabe. I jeszcze w skrzynkach drugie tyle.. = zapasy roślinożercy
Zdrowia Wam wszystkim życzę