Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Witam wszystkich walczących tu z kilogramami, przyzwyczajeniami i ....samymi sobą I witam siebie, nieustannie gotową na zmiany, wyrzeczenia i sukcesy. Uzależniona od roweru, wciąż przesuwam granice, więcej km, mniej wrażliwości na deszcz czy śnieg, jeżdżę wszędzie, nie pogardzę nawet indoor cycling. Nie biegam - nie lubię, ale zajęcia w klubie typu interwał, TBC uwielbiam. Siłownia - hmm, uczucia embiwalentne, inaczej nazwać tego nie umiem, nie lubię ale doceniam efekty i zmuszam się.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 217672
Komentarzy: 10495
Założony: 21 lutego 2012
Ostatni wpis: 16 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
beaataa

kobieta, 60 lat, Warszawa

170 cm, 54.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

26 lipca 2020 , Komentarze (8)

W piątek S. wrzucił kajak na dach auta i pojechał na Brdę. Ma więcej urlopu niż ja. 

A ja stare kąty odwiedzam: sobota_Leśna Podkowa = 40 km nakręcone, trochę po błocie, które zawsze jest na drodze, która jest po drodze, nie umiem jej ominąć i nawet się nie starałam, bo zatrzymanie się na chwilkę i zerkniecie do google maps = 30 mniej więcej gryzących mnie komarów. I oczywiście mam port na kierownicę, do którego mogę wpiąć komórkę i mieć mapy na bieżąco, ale nie na tym rowerze:<

Super było, chociaż park, piękny kiedyś, rozkopany teraz, z ogrodzonym środkiem, z kupą gruzu przygotowaną do czegoś tam, co na tablicach wizualizacyjnych wygląda jak jeziorko otoczone alejkami, ławeczkami itp..

Niedziela: Kampinos = 50 km nakręcone, ale było mniej przyjemnie. Albo piach, albo błoto, komary w strasznej ilości. I muszę tam dojechać droga która nie jest w lesie..

Ale zadowolona z siebie jestem bardzo(puchar), bo każdego dnia  był trening + oczywiście moje 20 km na rowerze.

poniedziałek: wyzwanie JM 10, ostatni raz pierwsza część

wtorek: komplex x 4

środa: boot camp https://www.youtube.com/watch?v=fY8jFwtYJa4, nie polubiłam, takie pitu pitu= zmiany ćwiczeń za często, przerwy też:<

czwartek: komplex x 4

piątek: 30 minut siłki = podstawowe ćwiczenia

Wciąż czytam: Eleanor.. wciąż jestem zachwycona... coraz bardziej..

A słucham: Ghost Wall. Przy jednym i drugim czasami mam goose pimples, a przy Eleanor raz szlochałam(szloch)..

20 lipca 2020 , Komentarze (15)

Jeden, a jakby dwa różne, zależy na którą chmurę się patrzy..

 Kurek dużo już mniej, komarów za to setki x więcej. 

Jedzenie zawsze takie samo: śniadanie - jajecznica z kurkami, obiad - młode ziemniaki z fasolką i zsiadłym mlekiem, do ogniska - miseczka bobu.

90 km nakręcone(puchar)

A czytam eleanor oliphant is completely fine, świetne jest.

12 lipca 2020 , Komentarze (12)

Mam teraz dwa życia:

1, Tydzień pracy zdalnej = rozmemłanie, podżeranie, bezruch, "chodzenie na paluszkach", bo S. śpi 1,5 m od mojego/naszego biurka, za zamkniętymi drzwiami sypialni, w której duszno jest okropnie jak te drzwi się zamknie.

2. Tydzień pracy w korpo + przestrzeń, korpoznajomi. Pytanie nr. 1 = gdzie wyjeżdżasz teraz na wakacje..?...  Mało jedzenia, codziennie trening z wyzwania JM(puchar)

A weekend jak to weekend, cudowny pomimo deszczu(deszcz)

Stada kurek wypatrzone " z roweru"

I kromka chleba do jajecznicy z nimi:

Słucham Harlan Coben: Run Away = so/so.. czytam  Jest of God by Margaret Laurence i wtedy wszystkie emocje mam na wierzchu, bo tak właśnie w moim domu było,, dokładnie tak.. Powrórze Jarmurzem dziękuję, dziękuje bardzo.

7 lipca 2020 , Komentarze (8)

Nad Dłużkiem:

Kamping ogromny, przyczepy z werandami jedna na drugiej prawie, ogromne namioty, ktoś, kto tylko z auto wysiadł to już bębnił, gromada psów i dzieci😱 .. ALE, psy nie szczekają i są wszystkie na smyczy, dzieci się nie wrzeszczą, ich rodzice też nie, a namiot rozbiliśmy na suchej wyspie po środku błota i rano ptaki podchodziły mi prawie pod nogi, łypiąc jak to one jednym okiem. I było cicho. A na drogach w lesie stada kurek rosły (S. już w domu kaszę z nimi zrobił(puchar)). I wieczorne/nocne właściwie pływanie w super ciepłym i czystym jeziorze. 117,5 km nakręcone po lasach i wzgórzach.

Zgniłocha (obejrzane tak "po drodze" dwa kempingi i kopanie się w piachu). Jeden ogromny, tłum ludzi leżących na piachu nad jeziorem jak stado fok, nikt nie chodzi po lesie, Ci co chodzą to do baru po drugiej stronie drogi, po lody po frytki i po piwo. Nikt na rowerze nie jeździ. Drugi malutki, nad taką odnogą jeziora, że bardziej wąski staw to przypomina, z plażą pełną ludzi po drugiej stronie. 

Tak blisko siebie, a tak inaczej...

30 czerwca 2020 , Komentarze (16)

Praca w biurze = zupełnie inna energia. No i korpo siłka pod ręką, blaszany budynek bez klimy(kreci), z oknami na szczęście. Skarb w tych czasach. 

20 km rower codziennie i cztery treningi z wyzwania Julian Mitchell(puchar)

A w weekend pierwszy raz od czasów zarazy, jazda pociągiem do naszego lasu. Pociąg pusty. Stacje po środku niczego_po środku lasu. W lesie kurki i nawet jakieś ze dwa prawdziwki się trafiły. 

Nakręcone 113 km.

A mój wiewiórkowy zaczyna już sweter przypominać, a ja ciekawa jestem bardzo, jaka długość rękawa zrobi mi się jak go upiorę(mysli)

21 czerwca 2020 , Komentarze (13)

Były bez smaku i bez zapachu, pierwsze i być może ostatnie. Nie umiem ich wybrać, nie takie pamiętam, że były. Zraziłam się. A kupiłam je w moim warzywniaku "za rogiem" gdzie wszystko inne jest pyszne(szloch).

Ale za to pierwsze tegoroczne kurki zaskoczyły mnie tym, że w ogóle były, no i pyszne były w S. jajecznicy:

Tydzień pracy zdalnej za mną =tydzień kompletnego rozmemłania, tylko 10 km rowerowe przed i po pracy utrzymany. No i 110 km w weekend (słuchając The Boy From The Wood). 

Tydzień w corpo, to tydzień dostępu do corposiłki. Jak mi strasznie brakuje moich regularnych (kiedyś, w czasach przez zarazą) treningów w klubie. One już są czynne, ale ja się ich boję pukico(strach).

16 czerwca 2020 , Komentarze (15)

 znowu tak samo: prognozy takie(deszcz), że spakowałam za dużo, że jak zmoknę, to będę miała co na grzbiet wciągnąć (suchego coś). I zamiast mojego pięknego kapelusza (bo po co on, jak burza, za burzą ma przechodzić),  zwykłą czapkę z daszkiem zabrałam:(. A było gorąco (nie, nie pływałam w jeziorach, pływać nie lubię tak samo jak nie lubię biegania) i cdn przepięknych zachodów.

53 km przekajakowaliśmy, z Babięt do Sorkwit i z powrotem + zajrzenie na Babant.. 

I tylko mój wiewiórkowy sweterek nie bardzo przy braku deszczu urósł, chociaż i tak dobrze, że w ognisku nie skończył, bo taki moment był (kilka godzin trwający), że tego wzoru nie ogarnę nigdy nigdy(szloch)

9 czerwca 2020 , Komentarze (13)

= pierwszy raz w przyczepie z przedsionkiem, super w czasie deszczu(deszcz), dusznej nie do wytrzymania, jak duszno.

 Kolejny raz w okolicy Nart. Nakręcone 130 km i to z zerwaną linką lewej przerzutki (S. zawiązał ją mocno, tą linkę dookoła ramy, co nic nie dało, a potem wetknął kawałek patyka w sprężyny koło tarcz i było już jakotako).

30 dni wyzwania z Kołakowską wypróbowałam, nr 1 hitt = nie lubię, nr 2 brzuch, całkiem niezły. 

I moja korpo siłka wreszcie otworzona:D, na którą prawie nikt nie chodzi, a jak chodzi to w całkiem innych niż ja godzinach. Na publiczną siłkę nie jestem jeszcze gotowa.

Wczoraj było 30 minut z ciężarami. Dzisiaj będzie dłużej(ninja)

DO FRYZJERA IDĘ WIECZOREM!!!!

I na cztery dni kajakowania szlakiem Krutyni się szykuje...

2 czerwca 2020 , Komentarze (19)

Cozy Pullower by Ewelina Murach, który skradł moje serce kompletnie, jakiś już czas temu i do którego jak do jeża się przymierzałam od tygodni, okazał się tak po mistrzowsku opisany, że nie miałam z nim problemu. Tak myślałam w każdym razie. Ale tyle błędów popełniłam, ż teraz zamiast sweterka do pach zrobionego, mam dwa kłębki cudnej wiewiórkowej włóczki od Slavka Yarns:

W poprzednim tygodniu dwa, tylko dwa treningi:<, godzinne. Codziennie 20 km rowerowania. Weekend = 101 km. Waga 55 km i opona wiadomo gdzie(szloch).

24 maja 2020 , Komentarze (19)

Tydzień pracy w korpo = maseczki, smarowanie rąk czymś po czym one są wysuszone i brzydkie(slina). Ale też przestrzeń, kontakt z ludźmi... i tylko jeden trening z Ch(szloch)

Weekend w lesie = 101 km rowerowanie, ścinanie niepotrzebnych krzaczorów i super jedzenie w małych ilościach. A i tak mam wrażenie, że, osuwam się w brzuchatą, tyłkokościstą, starą babę(spi)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.