kolejny dzien
no to jedziemy dalej, jeden cel osagniety to chyba trzeba sobie wyznaczyc nowy, no wiec teraz moja wymarzona waga to 60kg, jak tyle osagne to rzucam palenie takie teraz mam postanowienie, generalnie to trzymam sie dzielnie jak na mnie, w sumie nie mam zadnych zachcianek, bo za duzo na glowie chyba mam i z niczym wyrobic sie nie moge ;/ w sumie jem coraz mniej, juz litrami coli nie pochlaniam, ale za to na kawe sie przerzucialam ( z dwojga zlego chyba to lepsze co?), no i cwicze te 4, 5 razy w tygodniu musi byc nie ma bata zebym na rowerze nie przejechla normy, takze trzymam sie dzielnie a w nagrode w przyszly weekend kupie sobie wino i truskwaki raz na dwa tygodnie przyjemnosc musi byc
oj
no to jade dalej...teraz mam postanowienie, ze kolejny dwa tygodnie jestem na pierwszej fazie :), a tak juz jest od wczoraj, zadnych weglowodanow i alkoholii, dopiero w nastepny weekend sobie na cos pozwole, cwicze caly czas, oprocz weekendow, ale wtedy staram sie duzoooo spacerowac, na ten cholerny basen jakos wybrac sie kurde nie moge, ale moze nastepnym razem pojdzie mi lepiej, oficjalne wazenie i mierzenie w przyszlym tygodniu powiedzmy wtorek, moze zobacze choc troche mniej ? fajne by bylo, ale to sie okarze, jak na razie jestem zadowolona coraz wiecej osob zauwaza, ze jakby troche mniej mie bylo, no i spodnie robia sie coraz luzniejsze (te ktore juz zwezalam i te w ktore zaczelam wchodzic)....
yeeeee
jest w koncu upragnione i dluuuugo wyczekiwane 65kg hurrrrraaaa.....ale i tak dalej bede stosowac swoja dietke, znaczy sie sposob odzywiania zostaje, choc juz nie bedzie tak restrykcyjny, bo np wczoraj zjadlam zupke chinska i wypilam winko, ale raz na tydzien wino nie zaszkodzi a zupa coz....tam gdzie bylam nie bylo nic innego do jedzenia niestety a cos musialam zjesc bo glodna bylam strasznie...a tak ogolnie to jezdze sobie na swoim rowerku i jest super bo robie ok 50-60km dziennie do tego cwiczonka i waga leeeeciiii w dol mam nadzieje ze chociaz do 60kg dojde do wakacji zobaczymy ale kazdy kg bedzie mnie cieszyl....
jest
jest dobrze, zeby nie powiedziec, ze bardzo weszlam dzisiaj na wage i zobaczylam 67kg na pasku nie zmieniam bo oficjalne wazenie i mierzenie dopiero bedzie, w cm tez zdecydowanie mniej :))) jest zadowolna, przejechalam dzisiaj 52km i swoje standardowe cwiczenia tez zrobilam, zjdlam w sumie nawet duzo bo kefir, bialy serek z ogorkiem, na obiad piers z kurczaka z warzywami i zoltym serem, miedzy czasie kawka i 3 kostki gorzkiej czekolady i na razie to wszytsko i zastanawiam sie nad kolacja ale musze stwierdzic, ze glodna wogole nie jestem takze chyba z niej dzisiaj zrezygnuje, ale jak mnie cos najdzie to czekana na mnie kalarepka...
a jednak zmienilam nie moglam sie powstrzymac ;)))
i
i jutro koniec obowiazkowych 14-stu dni...ogolnie musze stwierdzic, ze przez ten czas wogole nie chodzilam glodna wrecz przeciwnie jadlam ile chcialam....popelnilam kilka grzechow, znaczy sie jeden w sobote wypilam wino, ale w niedziele mialam takiego kaca, ze teraz nad nastepnym grubo sie zastanowie, przez weekend tez nie cwiczylam, na basen tez sie nie moge wybrac ;/, ale w niedziele zrobilam sobie mega dlugi spacer....w jedzeniu raczej nie popelnilam za duzo bledow (tak mi sie wydaje), dzisiaj za to poszalalam na moim rowerku tak sie za nim stesknilam, ze przejechalam az 50km, oprocz tego cwiczenia....musialabym sie zwazyc i pomierzyc, zeby zobaczyc czy sa efekty, ale czuje @ w powietrzu i ogolnie jakos tak mi ciezko samej ze soba, takze chyba to odloze na przyszly tydzien, tak jak wczesniej pisalam poki co bede sie trzymala tego spospobu odzywiania i zobacze jakie beda efekty..dobra ide spac bo juz nic nie widze....
dzien dziesiaty
jestem pod wrazeniem jak ten czas zlecial....jeszcze niedawno zaczynalam a tu prawie koniec....fjnie ale stwierdzialam, ze dalej bede sie trzymac tej diety...bo chodze caly czas najedzona i musze stwierdzic, ze do slodyczy mnie nie ciagnie...ale kurcze do chleba troche tak...dzisiaj jak bylam z siostra na spacerze i zakupach i weszlysmy do sklepu a tam taki zapach, ze az slinka sie zebrala siwezytki chclebek tak pachnial....ehhhh stwierdzialam ze raz na jakis czas pozwole sobie na kawalek chleba badz bulke jakas ale to od wielkiego dzwonu...bilans dzisiaejszego dnia to kefir, bialy serek ze szczypiorkiem i ogorkiem, potem obiad czyli miesko z gora surowki no i na kolacje kalarepa....jakos apetytu nie mam....przejechalam 30km, standardowe cwiczenia zrobione, plus mycie i sprzatanie samochodu i okolo 1,5h spaceru czyli generalnie dzien bardzo dobry dla mnie i dla diety...ale czuje, ze zbliza sie @, takze musze uwazac, zeby nie miec napadow....no i jutro znowu wyjazd...rano napewno pocwicze, a potem zawalony dzien mam praktycznie do wieczora, i mam nadzieje, ze uda mi sie w koncu isc na ten basen....a i w nagrode, ze tak dobrze mi idzie bylam na solarce az 7min...bo nie chcialam sie spalic...
dzien dziewiaty
ogolnie dzien bardzo pozytywny...rano cwiczenia, potem wyjazd na zakupy z siaostra malutka Igunia i mama, generalnie nachodzilysmy sie niezeimsko, 3h nam to zajelo, a kalorie spalane bo przymiarki i dreptanie ;)....nie ma co zaszalalam dzisiaj na maxa....kupilam duzo kosmetykow i pare rzeczy do ubrania na lato....a poza tym to bilans przedstawia sie naspepujaca....rano kefir, gorzka czekolada, potem na obiad skrzydelka z przyprawami i surowkami, a na kolacje omlet z pomidorem, szynka, plasterkiem zoltego sera, ogorkiem, szypiorkiem i majonezem....najadlam sie niesamowicie...przejechalam dzisiaj na rowerze 32km....nie wazylam sie jeszcze chyba dopiero w przyszlym tygodniu bede to robic, bo jakos do siostry wybrac sie nie moge, a ona ma wage elektroniczna...mysle, zeby sobie taka sprawic...ale to jakos w przyszlosci...no i jeszcze dzisiaj zrobilam standardowe cwiczenia na uda, brzuch i nogi....pracowity dzien jednym slowem....
dzien osmy
czyli blizej niz dalej...musze sie przyznac, ze zaczynam sie przyzwyczajac do nowego sposoby odzywiania...w sumie nie ciagnie mnie do slodyczy...czasami mam tylko ochote na bulke albo kawalek chleba z maslem i warzywami..ehhhh ale musze trzymac sie dzielnie...dzisiejszy bilans to kefir i gorzka czekolada do południa, potem na obiad kawalek miesa z surowka (duzo jej bylo), i kolacja jakies 10 min temu to bialy serek z ogorkiem, rzodkiewka, cebulka i szczypiorkiem...standarowo pilam duzooo wody i moj nalog czyli cola dzisiaj zero a nie light...chcialabym juz dzisiaj niz nie jesc tylko problem w tym, ze ja pozno chodze spac i czasami to taka glodna jestem, ze porazka....ale wtedy nie objadam sie zjem pol pomidora czy cos podobnego i jakos zagluszam sie...ale caly czas mam problemy z wypoznianiem....i nawet juz xenna powoli nie pomaga i co tu zrobic...ma ktos jakis sposob na takie dolegliwosc?
oczywiscie tez cwiczylam przejechalam 31km, i ziwekszam powoli ilosc cwiczen na pozostale partie ciala....zastanawiem sie na a6v? dziala to? kupilam tez skakanke az 1.5zl na nia wydalam i jutro troche poskacze, tylko jakos u mnie miejsca kurde nie ma...ale cos sie wymysli, dla chcacego nic trudnego podobno...
dzień siódmy
no i w zasadzie polowa pierwszej fazy za mna, jeszcze tylko 7 dni i bedzie mozna przejsc na faze druga, ale zastanawiam sie czy przypadkiem nie przeciagne jej jeszcze troche....na tej diecie byla dwa lata temu i stosowalam ja prawie rok, zaczelma sie ochudzac jak wazylam 67kg i schudlam do 53kg....to byly czasy ehhh, ale nic teraz tez nie jest najgorzej zobaczylam juz 6 na wadze takze teraz tylko do przodu....jak juz pisalam weekend jakos przezylam, chociaz pokusy byly wszedzie, ale dalam rade, jeszcze nastepny weekend bedzie taki ciezki, ale mysle, ze teraz tez mi sie uda, z aktywnosci fizycznej raczej przez te dwa dni nie moge byc zadowolona, bo tylko spacerowalam, ale zawsze to cos, no a dzisiaj juz wrocilam do swoich obowiazkow przejechalam 21km na rowerku co spowodowalo ubytkiem 500kcal, brzuszki, dupka i uda tez wycwiczone....zjalam kefir, pasek gorzkiej czekolady, kawalek miesa i saltke z pomidorow na obiad, teraz kolacja jeszcze i chyba bedzie to jajecznica...takze powoli powoli ale do przodu w tym tygodniu wazenie i mierzenie juz sie nie moge doczekac ale mysle, ze to nastapi w srode...ide na jakis spacer, znaczy sie do sklepu tylko ale na czware pietko trzeba bedzie wejsc bo windy u nas nie ma....
dzien szosty
no i jedziemy dalej bez zadnych porazek ;))))) w sumie na basen nie zajechalam bo juz za pozno jest ale dwie godzinki spacerku bylo, takze zle nie jest....bilnas dnia wychodzi tak kefir, sałatka gecka, kiełbaska smażona taka średnia, biały serek ze szczypiorkiem i rzodkiewka, cola oczywiscie i gorzka czekoladka....no i to by bylo na tyle...juz nic nie planuje dzisiaj zjesc ale jakby mnie cos korcilo to wypije szklanke kefiro i bedzie dobrze....