Pracująca sobota
Znowu do pracy-nie mam motywacji,bo wczoraj dowiedziałam się od pani dyrektor,że za poprzedni miesiąc nie chce szefostwo wypłacić nadgodzin-szczegóły opisze jutro jak będę miała więcej czasu.
Dieta utrzymana,ale za mało piłam wczoraj(nadmiar pracy).wczoraj 20km rower,a dziś jeszcze nie pedałowałam,ale się zmuszę tak jak do jedzenia mojego śniadania się zmuszam(płatki owsiane z otrębami na wodzie +5g masła+kilka śliwek i nektarynka+Duży kubas kawy zbożowej.
Wchodzę na wagę dziennie niestety-i tak czw.-88,1-pt.-89,2(zgroza)a dziś 88,1-takie skoki mnie denerwują,zwłaszcza,ze staram się,a efektów nie ma.
Ha ha ha -mam wolne!!!
Wstałam dziś jak ptaszek po 5 i migiem na basen-1250m z zaplanowanych 60000 do Nowego Roku.Dziś jeszcze 40km pokręcę na rowerku,bo zaległości mam na rowerowym forum.No ale czarownice mają już wprawę-to ich kolejna akcja,a ja muszę się rozkręcić,bo jak do tej pory na miotłę wsiadałam tylko od święta.Pewnie jeszcze będą takie dni kiedy nie wsiądę na rower,bo jak mam duże wesele to zwykle nie mam czasu,ale pomalutku nadganiam i jak dobrze pójdzie to nie będę ostatnia w rankingu jak do tej pory.
Poprałam dziś 2 pralki i obsprzątałam trochę mieszkanie-tylko łazienka mi została.
Spodziewam się dziś gości-koleżanka z narzeczonym ma wpaść.
Pisałam już 2 razy i za każdym komp mi się zawieszał.
Według źródeł z kalkulatora spalę dziś bez sprzątania ponad 1350kcal-postaram się więcej nie zjeść i będzie bardzo dobrze.
Powiem Wam,że ostatnio nabrałam nowych sił do pracy nad sobą i własnym ciałem.
Wy też mnie motywujecie.Jestem Wam za to wdzięczna.
Poniedziałek i sport
Pływanie
RowerDziś wstałam na basen i o 7,30 już pływałam(1000m)
Niedawno 32km na rowerze dokręciłam
Jestem z siebie dumna.
Śniadanie:płatki+kefir+śliwki+0,5 brzoskwini+herbata
Chcę wykorzystać maksymalnie ten wolny dzień na ćwiczenia i ogarnięcie domu.
Po basenie odwiedziłam koleżankę(jest na zwolnieniu lekarskim) z którą kiedyś pracowałam.
Podobno mój były szef kuchni chce się zwolnić,bo szefowa go skrzyczała.Miała rację.Bo jego partner po swojej pracy przesiaduje u nas w kuchni i podobno pracownicy kiedyś zamówili sobie pizze na koszt szefowej,bo nie chciał im zrobić obiadu,bo podobno czasu nie miał,a swojemu chłopakowi dał obiad.Moim zdaniem już dawno powinna zrobić z tym porządek,bo kto widział,żeby po kuchni chodził ktoś bez fartucha i badań.To tak jakby każdy pracownik sprowadzał sobie na zaplecze rodzinę i ja karmił.
Córka starsza nadal obrażona.Wieczorem poprosiła męża,żeby po nią pojechał do miasta.Jak wróciła to poprosiłam ją ,żeby w godzinach w których jeżdżą autobusy nie prosiła o podwózkę,bo nie jesteśmy jej taksówką-odpyskowała mi,że już nie trzeba,będzie chodziła pieszo.Powiedziałam jej,że to dobrze,bo dupsko jej schudnie i jak trochę wymarznie to i temperament się przytemperuje i w czasie kiedy będzie maszerowała będzie miała czas na przemyślenie tych swoich złośliwości.Już mi brak cierpliwości do tego dziecka.Młodsza też na nią narzeka,że jest miła tylko jak chce coś i ją wykorzystuje do sprzątania przed wizytą jej znajomych.Jak nie opanuje w sobie tej złości to ja nie wyobrażam jej sobie w roli matki-biedne te moje wnuki.
Dziś rekord na rowerku w domu!
Wklejam aktualny paseczek z rajdu rowerowego czarownic.Dziś jestem z siebie mega dumna.bo od 1września powinnam przejechać normę-120km,a do dziś miałam tylko nędzne 5km i 35 zaległe(wpisałam na pasek,a po 5km złapał mnie skurcz i nie mogłam dalej jechać)
Potem intensywne dni w pracy i nie było jak i kiedy,ale dziś do południa 25km,a przy tańcu z gwiazdami jeszcze 28km.
Dziś uświadomiłam sobie ,że dzieci już do szkoły poszły (moja jedna,druga od października) i ,że basen po 8 rano do 16 szkoły zajmują,a ja chciałam jutro popływać.Będzie ciężko wstać przed 6,żeby zdążyć rano przed 8-będę się starała.Po południe rezerwuję na rower i spisanie remanentu z kuchni(pani dyrektor mnie już pogania).W domu też mały sajgon do ogarnięcia,bo potem 3 dni znów w pracy po 12 godzin i tylko to co konieczne będę robiła.
Dieta dziś jako tako.
Zjedzone:Ananas świeży 2,5sztuki,udziec z kurczaka (niestety smażone przez teściową)+dużo surówki z warzyw+ niewiele majonezu i to wszystko rozłożyłam na cały dzień.Nie liczyłam ile to kcal,ale na pewno mniej niż wczoraj.
Spaliłam na rowerku 750kcal-pełen sukces po zastoju.
Brak czasu,konsekwencji i dyscypliny.
Od kiedy u mnie w hotelu zwolnili się dwaj kucharze z piątki jaka była do maja,nie potrafię schudnąć,a jeśli już schudnę to zaraz przybieram ciut więcej.Do tego czasu wiodłam spokojniejszy i bardziej zorganizowany tryb życia,miałam czas i siły na ćwiczenia,przygotowywałam sobie jadłospis i jedzenie na kolejne posiłki i trzymałam się tego,a teraz jak już zdołam się wyrwać na basen to sukces,jazdę na rowerze zaplanowałam z czarownicami po 20km dziennie od 1 września i już dziś mam zaległosci 100kmCzarno widzę tą moją dietę jak tak dalej pójdzie.
Dziś już od rana nakrzyczałam na starszą,bo bałagan mają w swoim pokoju,a jeszcze mój zaśmiecają i karze mi jeszcze być cicho,bo się niby skupić nie może-wnerwiłam się i powiedziałam,że do skupiania ma swój pokój,a ja nie zamierzam się wyprowadzić do kuchni ze swojego pokoju i ja też potrzebuję mieć gdzieś swój azyl.Focha zrobiła pozbierała swoje rzeczy i coś krzyczała,że się wyprowadzić chyba musi i coś jeszcze-ja nie potrafię z nią rozmawiać.
Ogólnie mam doła,bo to szczyt wszystkiego ,żeby w przeciągu 1,5 tygodnia warzyć tak różnie(poprzedni czwartek 87,2{euforia,bo schudłam 1,2kg}w miniony czwartek 88kg,a dziś 89,5-no zgroza,a @ to się spodziewam dopiero ok 12, więc nie ma nic na moje usprawiedliwienie
Wolny dzień!
Dołączyłam do czarownic od wczoraj jedziemy,a ja już mam zaległości przez ten kierat w pracy.
Dziś wolny dzień więc trochę nadgonię w terenie.Kolejne 3dni praca na maksa-jutro od 8-22,albo dłużej,piątek od 6-22,a sobota też wcześniej bo wesele i chyba do końca muszę zostać ,bo w niedzielę mam wolne,a inni pracują.Dziś gotowanie w domu(muszę zrobić trochę pierogów ruskich,bo obiecałam dzieciom,a jakoś czasu zawsze brak).Lodówka też pustką wionie i trzeba coś kupić,żeby ją zapełnić,bo tylko coś dla mnie zostało(pomidory i papryka).
Dieta poległa-nieregularnie jadłam przez tą harówkę i mało piłam(jak na złość woda w pracy się skończyła,a swojej nie zabrałam i tylko kawę i ze 2 herbaty na dzień zaliczyłam).Od czwartku zdarza mi się zjeść coś smażonego ,a poza tym zaczęły się kłopoty z WC,ale dziś kupię jogurty i maślankowy dzień sobie zrobię i pewnie będę czuła się lżej,bo od czwartku przybyło mnie trochę za dużo-dziś miałam 88,6,czyli o 1,4 więcej.
Plotki nie zawsze zawieraja prawdę.
Tytuł odnośnie mojej nowej koleżanki,z którą od poniedziałku miałam pracować po raz pierwszy.Obawiałam się,że się niedogadamy i opowiadano mi,że jest konfliktowa itp.Kelnerzy to nawet obstawiali,która z nas wygra jakąś mniemaną potyczkę.A my kobitki dogadałyśmy się jak należy,pracuje się nam dobrze i co do podawania potraw potrafimy się dogadać i o sprawach mniej zawodowych też potrafimy rozmawiać-nawet mogę powiedzieć,że ją polubiłam.
Pracy było dużo w minionym tygodniu,ale jakoś poszło.
Na jeden dzień była też inna pani-Ania.zwalnia się od konkurencji i na razie w wolne dni,będzie chodziła się zapoznać z naszym zakładem,a jeśli się zdecyduje od grudnia już u nas.
Zaczyna się robić zespół mocno kobiecy,a do tej pory tylko ja byłam kucharzem wśród kucharzy.
Beata ma ochotę zostać u nas na stałe(na razie jest do pomocy),ale nie wiem,czy jej się to uda,bo pani dyrektor baaaardzo jej nie lubi).
Dietetycznie poległam w tym tygodniu-nieregularnie,mało ćwiczyłam i mało piłam.
Cieszyłam się,że po zastoju w czwartek miałam mniej o ponad 1 kg,a potem grzeszek za grzeszkiem i dziś rano 87,6(czwartek87,2)
Dziś mój wolny dzień,ale idę na wieczór,kiedy największy ruch za Beatę,jutro też praca,a środa wolna.Potem istne wariactwo-goście z poznania-grupa,Francuzi już kolejny tydzień jedzą jak dzicy i na dodatek żeby było weselej wesele na 110 osób.
Mało się będzie spało i dużo piło(wody oczywiście)
Ciężko,będzie z wpisami do pamiętnika,ale na forum postaram się zaglądać.
Dzięki wam moi kochani za to,że jeszcze mnie znosicie:)
zapomniałam już że miałam urlop
To się stało już w pierwszym dniu pracy-harówka jak na ugorze.Pełny hotel luda większość Francuzów i wszyscy głodni na maksa,a my we dwie na kuchni i to po raz pierwszy razem pracowałyśmy z Becią-ja tam ogólnie nie narzekam na nią, ale kolega który poszedł na urlop,podobno marudził,że jej się robić nie chce itp.Grunt to się dogadać-jak ktoświdzi,że jest robota i ja się nie opieprzam to też zasuwa.Całe szczęście po 18 przyszła nasza pomoc(była uczennica),bo mogłoby być kiepsko-i tak momentami brakowało naczyń i patelni,a bajzel był nie do ogarnięcia.Całą noc się kręciłam i spać nie mogłam-wpierw ból nóg(odzwyczaiły się chyba od biegania cały dzień),a potem myślałam czego brakuje,od czego zacząć pracę itp.
Idę dziś wcześniej,bo dzień ma być taki jak wczoraj,a trzeba jeszcze ze 200rolad klepnąć i ciasto na śniadania machnąć i farsz do mięs(ten na rolady już wczoraj zrobiłam z Beatą(jakieś ponad 20kg)Jeszcze zakupy muszę w Auchan do pracz zrobić,bo mój nowy szef jeszcze trochę zakręcony jest i wiele zapomina.Nawiasem mówiąc bardzo się ucieszył,że już wróciłam,bo ze mną sprawniej mu idzie zamawianie towarów i robota-to miłe,że tak sądzi.
Dietę miałam wczoraj cud-oprócz śniadania w domu skubnęłam tylko parę winogron i odrobinę panierowanego kotleta,picia też chyba za mało,ale taki zwariowany dzień był,że nawet do Wc nie było czasu skoczyć.
Wieczorem miałam na wadze mniej niż rano tyle się ze mnie wypociło,a dziś rano 86,8,ale to niedokładna waga po wczorajszym(wczoraj-87,5)
Spadam myć włoski,szybki prysznic na przebudzenie i znowu praca,a miałam mieć dziś wolne-chyba tylko czwartek będzie wolny od pracy,potem znów wesele(robię je całe z Beatą,bo P.ma wolne)
Jutro choćby nie wiem co idę rano na basen i masaż wodny-relaks wskazany.
:)
Dziś u mnie pochmurno i kropi.Wczoraj Wyjechałam rano po 9 na basen odkryty,woda była chłodna,ale przy tym upale jaki był to dobrze,bo fajnie chłodziła.Pływałam i opalałam sie na zmianę i tak aż do 15,30,bo już mi się nudzić zaczęło,a i głowa od słońca bolała.W domku poszłam się przespać i trochę przestała boleć(nie lubię brać tabletek,bo otępiają).
Już przedwczoraj wyjechałam na ten basen,ale jak kupowałam w biedronce wodę i owoce żeby mieć co zjeść podczas basenowania,spotkałam kuzynkę męża i zgarnęła mnie do swojego domu na kawę i naleśniki.Była tam jej synowa i wnuki(10,niecały roczek).Czas szybko minął i już nie poszłam na basen odkryty tylko na kryty,ale popływałam 1500m.
Ostatnio 3 dni pływam po dłuższej przerwie i przepłynęłam w sumie 4000m,a teraz czuję mięśnie jak się rozciągają.
Dieta wczoraj poległa(cały litr lodów wciągnęłam na raty)_to chyba już stres przed pracą która mnie czeka od poniedziałku.
Mimo wszystko dziś rano 87,4kg więc pomału wracam do swoich upragnionych 86kg,które już miałam.
Dziękuję wam za wsparcie i wiarę w moje siły.
Po wakacyjnym wyjeździe!
Wróciłam kochane wczoraj około południa.Z marszu weszłam na wagę i moja prognoza się sprawdziła-było 90,5kg po śniadaniu i szklance wody,a więc rano będzie ok 90tak jak czułam.
Nie będę się tu biczowała ani usprawiedliwiała,bo to nic nie pomoże.Mam jedynie nadzieję,że zaskoczę dietkowo na pełnych obrotach z ćwiczeniami-będzie ciężko.
Wyjazd w towarzystwie mojej najstarszej siostry,był złym pomysłem-nie ubliżając jej ona nie je tylko wpierda......a jak prosie(tłumaczyła to tym,że ma nad morzem taki duży apetyt).Nawet moją córkę irytowała swoim zachowaniem po 2 dniach,a jej widok jedzącej gofra obrzydził nam jedzenie czegokolwiek.Kupowała do lodówki więcej niż byśmy w trójkę mieli zjeść,a potem my musiałyśmy jej pomagać jeść te tłuste konserwy i kiełbasę.Hamowałyśmy ją bo kupowałaby jeszcze więcej.Dieta bez pieczywa i niskotłuszczowa była więc niemożliwa przy niej.Moja córka mnie pocieszyła,że lepiej wyglądam niż ciocia i nie sapię tak jak ona i nie mlaskam przy jedzeniu i choć jestem od niej cięższa to sprężyście chodzę,a ona drobi kroczki bo jej brzuch zawadza(Tak Werka mówiła).Ja sobie zażartowałam,że jak za parę lat jedzenie bedzie moją moim jedynym celem i będę się tak zachowywała to jestem za eutanazją-ma mnie dobić z czystym sumieniem.
Miałam się spotkać z Agą-Vitalijką,ale jak to bywa z tymi planami nie wypaliło.
Na Hel miałam jechać na rowerach z córką,ale albo ją głowa bolała,albo lało a jak już ona chciała w niedzielę to słońce tak grzało,że z plaży żal było schodzić.
Pogoda była w kratkę do niedzieli o plaży można było zapomnieć.
Trochę się wyluzowałam i odmóżdżyłam przez to słuchanie szumu fal,ale to też jest potrzebne.
Pranie po wyjeździe zrobione,ale do prasowania nie mam serca.
Niedziela była dniem złych wiadomości-najpierw dowiedziałam się,że zięć mojej koleżanki z Poznania złamał kręgosłup i czeka go operacja w poniedziałek(na szczęście jest duża szansa na to że wyjdzie z tego,bo rusza nogami i głową-poszedł mu kręg piersiowy gdy jechał do pracy na motorze o dziwo nie szybko i wypadł na zakręcie.A dopiero 3 tygodnie temu był ich ślub.
Drugą wiadomość przekazał mi mąż i koleżanka-Moja koleżanka z poprzedniej pracy zmarła nagle i jutro idę na jej pogrzeb.Jeszcze niedawno w czerwcu bawiłyśmy się na imprezie zakładowej,a 2 tygodnie później spuchły jej nogi i w szpitalu zdiagnozowali jej jakąś rzadką odmianę białaczki być może szpiku kostnego lub śledziony.Ok 20 lipca była na przepustce na weselu swojego syna i podobno miała już wychodzić ze szpitala,wyniki miała dobre i przyplątała się jakaś infekcja więc do wtorku ją chcieli zostawić w szpitalu,a po kilku godzinach od tej informacji zmarła.To niepojęte jak to nasze życie jest krótkie i kruche.
Dziś dietkowo się trzymam choć jeszcze nie zaliczyłam ćwiczeń-rower chyba odkurzę po powrocie i chociaż do siostry skoczę.Aga mnie motywuje do tej formy ruchu,choć nie za dobrze się czuję na rowerze-od kręgosłupa drętwieją mi dłonie po 10km.
To będzie na tyle jak na razie.Zdjęć mam mało i muszę je dopiero obrobić,a bardzo tego nie lubię robić.