Tydzień bez liczenia kalorii. Próba charakteru 🤪 Póki lato trwa i gorąco, to się mniej jeść chce. Konkretów, bo owocki na porządku dziennym. Na poniedziałek został mi kawałek tortu z niedzieli, więc skończyłam w ramach drugiego śniadania. Na obiad nie miałam ochoty, więc dzień wyszedł w miarę ok. kalorycznie. I spadeczek wagi we wtorek 😉 jakoś mi bezkarnie znów uszedł słodki dzień.
Podsumowując czerwiec, to spadek wagi był prawie żaden/0,8kg/. Rzutem na taśmę dziś, waga osiągnęła najniższy dotąd poziom 63,8 😀 Tak wiec lipiec będzie pod hasłem utrzymania tego 63, ewentualnie, przy dobrym wietrze, zejścia do 62.
Na działce dojrzewają czerwone porzeczki, więc mój kompocik z rabarbaru zmienił się na kompocik z czerwonych porzeczek i truskawek, pycha. Powoli dojrzewają truskawki, samosiejki poziomki są smaczniejsze od tych kupnych, sadzonych na wiosnę. Druga czereśnia zaczyna się ładnie czerwienić i całkiem spoko już smakuje. Szpaki są dla niej łaskawe, póki co. Winorośl pięknie rośnie i jest szansa na owoce. Jakaś zaraza mi weszła na węgierki i bób czarnieje, kapustę zjadają ślimaki, ech. I mrówki, wszędzie mrówki wszelkiej maści. Walczę z nimi cynamonem, którego o dziwo się boją. Nie miała baba kłopotu, kupiła sobie… działkę . Ale niezmiernie mnie cieszy ten kawałek pola, mimo że nieurodzajny.