Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Mileczna

kobieta, 43 lat, Holandia

170 cm, 98.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

26 lipca 2013 , Komentarze (12)

Endo powiedziało ,że było 9 km. Zatem dalej nie osiagnęłam upragnionej 10. Po południu wczoraj było jednak troche ciepło na bieganie...momentami kiedy ścieżka sie z lasu wyłaniała było wręcz za gorąco. Wniosek z tego taki ,że w przyszłym tygodniu biegam rano...ma to tylko jedna wadę - z powodu ograniczenia czasowego nie jestem w stanie przebiec więcej niz 6 km :( Ale trzeba przyznać ,że taki dystans pokonuje na luzie...a dzięki porannym bryzom jest to niezwykle przyjemne. I na pewno nie będzie to tak wyglądało:

A może powinnam wstawać jeszcze wcześniej...tylko kurcze ta 4:40 to już jest dla mnie troszkę hardcore. No ale skoro biegacze wstaja przed świtem:

Na wczorajszym bieganiu zaczęłam sie zastanawiać czy ja w ogóle dobrze oddycham... i okazało sie ,że idealnie :)))

https://vitalia.pl/prawidlowa-techika-oddechowa-przy-bieganiu_2724 

Pozdrawiam i rzucam sie w pracy wir!!! Ach i jeszce dieta wczoraj - wzorowo :))) Dzis zapowiada się równie świetnie!

25 lipca 2013 , Komentarze (4)

No niestety ,ale po przeprowadzonej analizie mojej diety z ostatnich kilku dni wyszło mi na to ,że zaczęłam znowu oszukiwać. kompletnie nie chciało mi się w to wierzyć bo nie jest chipsów ,frytków itp....ale zaczęłam zdecydowanie jeśc wiecej. Tzn. wczoraj mnie to jakos uderzyło. Trudno mi powiedziec ile to trwa dni. Generalnie jesm to co mam zadane przez dietetyka...ale wczoraj mi wyszło o 3 posiłki za dużo!! Fakt - dietetycznie ,ale kurcze ... chyba mi wozja sukcesu nieco przysłoniła oczy. Zatem skarciłam się wczoraj mocno na wieczór i od dziś wróciłam do uczciwego zapisywania tego co jem i trzymania wyznaczonych godzin ,wielkości i ilości posiłków. Kurcze jak to jednak szybko organizm potrafi zacząć oszukiwać :((( Sierpień już za pasem. Zakładałam ,że przez ten lipiec to co najmniej jeszcze 3 kg zrzucę ale nie zanosi się. Fakt - urlop jak to urlop wybija z normalnego rytmu. Przedewszystkim nie było szans na pilnowanie pór i częstotliwości posiłków. Jedliśmy w miare zdrowo - warzywka z ogródka ...po prostu marzenie. Cukinka z grilla - naprawde bardziej mi smakuje niz karkówka. A do cukinki obowiązkowo sos czosnkowy na jogurcie. Dla mnie to jest hit od wielu lat :))

No nic sypie głowe popołem...mąką ...czym popadnie i zabieram się ostro za siebie!. Ale trzymajmy sie celów krótkoterminowych - 2 tygodnie wzorowej diety!! Do tego codziennie aktywnośc co najmniej godzinka. Dałam rady tyle czasu - nie można tego teraz zmarnować bo za małe spodnie zaczęły robić się za duże....to w ciąż są spodnie z kategorii namiot! W sumie to własnie podczas urlopu trochę sobie uświadomiłam ,że moja radośc ze schudnięcia choć słuszna...mimo wszystko jest przedwczesna. Jak byłam w domu wpadły mi w rece spodnie..i pomyślałam to chyba jakieś dziecięce....ale oglądam oglądam - nie!! To były moje spodnie w których chodziłam jakieś 10 lat temu!! Kompletnie nie mogłam sobie przypomnieć siebie samej takiej chodej! Troche mnie to zmartwiło....może i to było jedna z przyczyn po urlopowej handry :)

No dobra dość jojdania....moje szczęście jest w moich rekach...zatem patrzcie na me ręce jak ja nimi kręce!!! W prawo w lewo...na basen, do lasu! Będę się kręcić dopóty dopóki łazienkowa zimna zołza nie zacznie pokazywać 6 z przodu :))) I niech mnie pokroją jeśli się poddam!!! 

24 lipca 2013 , Komentarze (14)

Niemal za każdym razem kiedy rozpoczynam bieganie uderza mnie wspomnienie mnie samej z przed paru miesięcy. Niestety o tym jakim byłam hipopotamem juz zapomniałam - niestety bo chyba czasem nie doceniam tego co już osiągnęłam. Ale oprócz tego zadziwia mnie jak bardzo dzisiaj nie wyobrażam sobie życia bez biegania, pływania , jazdy na rowerze itp. Jestem przekonana ,że jak w przyszłym miesiącu zacznę chodzić na siłownię to tez żyć bez tego nie będe mogła :) I zadziwia mnie za każdym razem ile człowiek sam sobie może dać radości tylko tym że ruszył dupę z kanapy!!! No jakoś teraz nie biegam po te 10 km...tylko 7km ,ale cały czas mam w pamięci euforię po przebiegnięciu moich pierwszych 10 km. i pomyśleć ,że postanowiłam przebiec te 10 km bo myślałam ,że Tazik przebiegła już 12 km....jakoś nie doczytałam - bo w tedy chodziło jej o 7 :)))) A najśmieszniejsze jest to ,że ja się pół życia zarzekałam że nigdy nie będe biegać. Że tego nie lubie, że to głupie...doprawdy nawet teraz się uśmiecham do monitora :) Szydziłam z tego co nieco bo po prostu nie spróbowałam. Nie mam pojęcia do dziś jakim cudem się do tego przekonałam. Oczywiście nie bez winy :) są tutaj Vitalijki ( Tazik , MatgotG - bardzo dziekuję). Ale mimo wszystko to był tylko zapłon...co było lontem? Naprawde nie wiem. Początki jak w każdej dziedzinie nie były w cale łatwe. Przy pierwszym marszobiegu wypluwałam płuca...trochę z powodu złej techniki...trochę z powodu braku kondycji. Jakimś cudem nie zrezygnowałam. Jeszcze pamiętam jak się tu chwaliłam pierwszym poważniejszym marszobiegiem ,kiedy w sumie naliczyłam biegu 45 min...z tymi zbawczymi przerwami na marsz :)

Dlaczego się to wszystko udaje? Nadal nie wiem :) Dlaczego potrafię kontrolować obżarstwo...dlaczego piję bezwiednie wodę - litrami :) ... dlaczego biegam!!...dlaczego nie marze o kotletach i frytkach.... bo tak sobie postanowiłam! Bo nie chcę już nigdy odkrywać ze zdziwieniam za małych spodni. Bo nie chcę skupiać w lustrze wzroku wyłącznie na twarzy - bo reszta się do patrzenia nie nadaje. Bo chcę w końcu śmiało wyginać ciało z mężem :))) A naprawdę jest tylko i wyłącznie kwestia decyzji...i odrobiny czasu :)))) No może troszkę więcej niż odrobina...ale jednak to tylko czas!!! Zatem kokodżambo i do przodu...niech puchną z zazdrości...niech się dziwią ,że odmawiam ciata ,frytków, chipsów i całych wagonów frykasów naj niezdrowszych. Ja już jestem fit na maxa...troszkę tylko jeszcze tego na maxa nie widać :))) Dżizas idę coś zrobić bo sie nakręciłam :))))

23 lipca 2013 , Komentarze (12)

No jakoś nie mogę wyjść z podziwu ,nie nad sobą a nad prostotą działania tego wszystkiego. Poniedziałek - zmęczenie masakra ....ale z braku lepszych zajęć (pranie po urlopie - ble) jednak wzięłam psa pod pachy i bryknęłam na ekościerzkę. Było absolutnie cudownie. Co prawda tych znajomych co mi nagadali ,że skończyła się tam plaga komarów to powinnam na 15 min. przywiązać tam do drzewa :) Fatycznie populacja komarów może jest nieco mniejsza..ale za to populacja bąków znacznie się zwiększyła. Mniejsza z tym...nie ma opcji żeby sie zatrzymać i tyle :))) Po za tym do tej pory nie brałam muzyczki do lasu - i to był błąd! Pobiegłam sobie kawałek nową trasą - bardzo ładną ,ale trochę przykrótką. Musiałam dosztukować z innego odcinka...i kurcze jakos mnie takie zmęczenie w połowie chwyciło że nie dałam rady się w 10 km zamknąć. Dziś spróbuję choć o 0,5 km wydłużyć dystans.

Macie całkowitą rację z tym ,że nie ma się co przejmować brakiem oklasków na jaki natrafiłam na urlopie. Mam spore szczęście ,że mąż mnie tak bardzo wspiera w tym co robie...co nieco się przyłącza. No ale wiecie jak to jest...dziecko chyba do końca życia oczekuje jakiejś takiej pochwały od rodziców. Jestem już nieco przetośniętym dzieckiem ,ale widać wciąż mi na tym zależy. Nie martwcie się - po 7,5 km zaczęło mi się to wydawać bezsensownie śmieszne :)))) Bo heloł...przebiegłam 7,5 km :)))

Ostatnio mnie sąsiad zszokował...mieszkamy na nowym osiedlu ,więc jak już ktoś odpowiada dzieńdobry to jest raczej święto. A tu mnie gość zagaduje jak tam pani treningi? Biega Pani rano...jak długo...aż tyle ,to dużo! Kurcze, nie myślałam że ktoś się tym moim pomidorowym bieganiem może zainteresować :) Dziś zapowiada się cudowny dzień do biegania!

Oki..kończe przynudzanie. Mam jeszcze do was na koniec pytanie :) Mam do sprzedania stertę za dużych ubrań. Poczatkowo myślałam ,że oddam je. Ale z kasą u nas nie wesoło ,a przeglądając szafę stwierdziłam że większośc bluzek z zesłego roku jest naprawde mało schodzonych. W związku z tym może podpowiecie coś o sprzedawaniu ciuchów w necie? Czy tylko allegro...czy są jekieś inne portale...metody? Będę wdzięczna za sugestie.

22 lipca 2013 , Komentarze (9)

Poniedziałek po urlopie - co tu dużo kryć MASAKRA!!! Po takim dłuższym pobycie w rodzinnych stronach niestety jakiś mnie żal ogarnia. Mam tylko dwa marzenia na dzień dzsiejszy - schudnąć i wrócić raz na zawsze w beskidy! Wczoraj całą drogę się zastanawiałm po pierwsze jakim cudem wrócić na to cholerne południe... po drugie czy cała nasza przeprowadzka miała w ogóle sens. Ale za każdym razem wychodzi mi ,że miała - ech. No nic najpierw krótkoterminowe cele ,zatem : SCHUDNĄĆ! I tu przyznam jakoś wróciłam z tego urlopu zdemotywowana...jak sie nie trudno domyśleć nikt nie zauważył :((( Wiem ,że to nie dla "nich" te wszystkie wysiłki...ale cholera po 7 misiącach już się czeka na jakieś pochwały. Nic to - mąż chwali na lewo i prawo...dlaczemu mi to nie wystarcza? Widac jestem co nieco nie mądra :) Nie moge jednak powiedzieć ,że jestem już całkiem zniechęcona do pracy nad sobą. Cały czas sobie powtarzałam - jak zobacza mnie końcem roku to zdecydowanie opadna im kopary.

Dobra koniec tego marudzenia. Nawet w ramach ponownego spinania dupeczki obudziłam się dziaj na bieganie...ale odpuściłam. Położyłam sie chaniebnie późno, zasnełam na pewno po 1:00 więc rozpoczynanie poniedziałku po urlopie po 4 godzinach snu to nie było to. Co prawda 5 godzin to niewiele wiecej. Może lepiej bym sie czuła gdybym sobie conieco endorfin wstrzyknęła. Wstrzyknę po południu :) Mąż już w sobote zapowiedział ,że w poniedziałek idziemy na basen! Zatem moje drogie zaczynam się rozkręcać. Musze sobie strzelić jakiś zdrowy dystans ...może po pracy psu zrobie prezent i pojedziemy na zapomniana ścierzkę ekologiczną. W zasadzie nie zapomnianą ,ale unikaną z powodu plagi komarów. Ale właśnie dziś słyszałam ,że się ta plaga zdrowo zmniejszyła. To chyba dobry pomysł :) ,

 

10 lipca 2013 , Komentarze (10)

Naprawdę świetny mecz kręglowy mieliśmy wczoraj...niestety tylko remis wywalczyła moja drużyna. No ale dobre i to. Dziś w planach basen...fryzjer...weteryniarz...kupa roboty...zakupy :))) Jak to kurcze przed urlopem - jutro wyruszamy!!! BArdzo się cieszę ne ten wyjazd...chociaż nieszczególnie mamy kase :)))) Nieważne...dwie konserwy ,pies, karimata i dajemy radę - będzie cudownie. Bo mamy przecież siebie - zatem mamy moc!!!!

Dziś nie mam porcji zdjęć z super efektów...ale przyznam szczerze ,że jak pojadę w swoje strony to mam nadzieje że ktoś to zauważy. Nawet jak by to miał być komentarz babci pt.: jak marniutko wyglądasz...tak wychudłaś :)))) No wiem ,że w gruncie rzeczy nie ma to znaczenia. Ale co zrobić jak człowiek łaknie dowodów :))))) Generalnie jakieś takie mam szczęście dziś na twarzy...jak co dzień :))))) Kurcze naprawdę mogła bym dzsiaj każdemu dawać buziaka na szczęście. I obawiam się ,że to wynik przedawkowania endorfin :))) Pan w moim radio mówił ,że są silnie uzalezniające. I to jest jedyny nałóg ,którego leczyć nie będę - never!

Od jutra:

To już jutro...ech Polska południowa jest cudna...mój najukochańszy beskd niski...Kraków :)))) O matko jaka jestem rozmarzona  - jak ja się do pracy wezmę. No nic - może on pomoże :

 

 

9 lipca 2013 , Komentarze (10)

Lekko to było dziś niesamowite bo nie położyłam się wczoraj tak wcześnie jak chciałam ,więc nie liczyłam że wstane na to bieganie. Dodatkowo jak się rano okazało zapomniałam nastawić budzika - nawet takiego do pracy :) A tu niespodzianka. Obudziłam się o 4:30 całkowicie wyspana. Z wielką radością wstałam , naciagnęłam co miałam naciągnąć i wio. Biegło się wspaniale - 5,88 km. Odważyłam się nie ubierać kurteczki do biegania...jakoś do tej pory było mi zimno ,a oczywiście po 20 minutach już żałowałam że nie została w domu. Więc tym razem została...początkowo było nieco rześko ,ale szybko się rozgrzałam.

A wczoraj mi mąż strzelił piękny komplement. Bo zostawiłam kompa otwartego na moim wczorajszym wpisie ze zdjęciami. I podszedł do mnie, patrzy w kompa i mówi : jak ładnie schudła - kto to? No Ja przecierz!!!! To już będę chyba mega bogata jak mnie mąż własny nie poznał :)))) Za to wzmogły sie ostatnio uszczypliwości w pracy...tak chyba trochę po tym dietetyku. Dziś natomiast usłyszałam od jednej koleżanki: dzisiaj to ja też widzę ,że schudłaś :)))) Co prawda to nie równoważy docinek - ale jak już niewierzący wierzą to znaczy ,że naprawdę jest dobrze!!! I warte jest to każdej przebiegnietej minuty ,każdego przepłynietego metra.

Oczywiście nie myślcie ,że choćby minutę moich potów poświecałam komuś innemu niż ja sama. Każdą kroplę potu dedykuję wyłącznie sobie...i może troszkę mężowi bo od samego początku mnie wspiera. Teraz zajawił sie na dietę...i tak jak ja na poczatku ganiłam jego żeby omijał takie czy inne potrawy bo dieta - to teraz od niego słyszę: tego nie bo to nie zgodne z dietą..szok!!! Na basen to już chodzimy notorycznie z jego inicjatywy.

W ogóle mam wrażenie ,że odkad jestem zdrowa :))) Czyli od stycznia poziom mojego optymizmu wzrósł kilkukrotnie. Ja raczej ogólnie jestem pozytywnym typem ,ale teraz to już pełne szaleństwo. Ostatnio mi się trafiło kilka szkoleń...wiadomo różni ludzie. I naprawdę prawie od każdego słyszę - bo ty to taka wiecznie uśmiechnięta jesteś...no z czego mam się smucić ? Jak zobaczę kogoś znajomego to natychmiast banan na twarzy...jak się witam banan...jak sie żegnam banan....no bananów jakoś nie lubię nadmiernie ,a tu się okazuje że bananowa ze mnie kobita :))))) I teraz też mam banan :)))) Ach jeszcze jedna ważna informacja - dziś na porannym bieganiu normalnie spotkałam bobra!!! Nie dało się zrobić zdjęcia bo natychmiast zanurkował jak mnie zobaczył...ale naprawde był piękny i wielki :))))

8 lipca 2013 , Komentarze (10)

Jest to zarówno przyjemne jak i nieco przykre. 7 misięcy dokładnie minęło wczoraj od rozpoczęcia walki o lepszą siebie...o zdrowe życie. I tak naprawdę to dopiero teraz widać zanczącą różnice. Jeśli zatem ktos z was jest na poczatku drogi niech się szybko nie zniechęca - trzyba popracować. Nadwagi nie wypracowałam sobie w miesiąc ...więc w miesiąc nie schudnę. Najbardzoej jestem włąsnie dumna z tego ,że wytrwałam. Mimo ,że czasami naprawdę nie było łatwo...pierwszy poważniejszy kryzys miałam juz po 3 miesiacach. Naszczęście się opanowałam po jakiść dwóch dniach. Naprawdę strasznie się cieszę. Ach jakie ja tu bedę miała zdjecia za kolejne 7 miesięcy :)))) Póki co mam tylko takie...ale moim zdaniem różnica jest spora - a to tylko 1,5 miesiaca!!!

 

 

8 lipca 2013 , Komentarze (12)

Nie wiem czy to nie jest już chorobowe :) Ile razy przochodzę koło lustra to sie ogladam...i usmiecham - jest dobrze! Póki co w ubraniu:))) Mam nadzieje ,że niebawem będzie dobrze także bez :) Generalnie nie mogę wyjść z zachwytu nad tym ,że uprawiając sport - wzglenie darmowy - mozna sobie taką sprawiać radość. Niemal codziennie o tym myślę....jak ja mogłam być taka nie mądra - tyle czasu!!! Jakim cudem dawałam sobie rady nie biegajac, nie pływając - szok!!!

Jestem absolutnie najszczęśliwsza :))) Banan na twarzy codziennie. Nie ma takiego problemu z którym sobie nie poradzę...schudłam 12 kg - czy moze byc coś trudniejszego? No chyba tylko schudnięcie 24 kg :) Ale jak wszystcy doskonale wiemy - to tylko kwestia czasu. Chyba jako jedyna się ciszę ,że upływa. Nie mogę się doczekac końca roku...kiedy już będę regularnym szczypiorkiem. I strasznie sie cieszę ,że 7 stycznia 2013 podjęłam słuszna decyzje i trzymam sie jej do dziś! Jestem FIT jak cholera...a będzie jeszcze gorzej :)))) Będę FIT jak jasny gwint!

 

7 lipca 2013 , Komentarze (8)

Aktualna waga 77,5 kg...czyli od zeszłego tygodnia mam nie 0,4 a 0,9 kg spadku!!! To niesamowite. Ostatnio tyle warzyłam 2 lata temu...no jeszcze mi ciutkę brakuję do wagi z tamtego okresu. Ale nie ma sobie co zawracać głowy prehistorycznymi wagami...przecież i tak je pobije :))))
Wczoraj znowu miałam napad przymierzania - głównie tego w co od dawna nie wchodziłam...było fantastycznie :))) W ogóle mnie wczoraj taka myśl uderzyła: jaka jestem szczęśliwa i dumna z siebie ze 7 stycznia 2013 roku podjęłam tak słuszną decyzję...i się jej trzymam do dziś!!!! Zaczynałam od dość intensywnego nordick walkingu...kończę na bieganiu :))

To  naprawdę niesamowite! Ile osiągnęłam w jedynie 7 miesięcy...i ciągle się nie poddaję...i nadal walczę :)))
Bardzo wam wszystkim dziękuję....bo mój sukces jest w dużej części waszą zasługą!!!

jeszcze chwileczka i tak wyskoczę :))

I na koniec wstaweczka...z moich łydek po 3 miesiącach biegania - szok :))

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.