Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Mileczna

kobieta, 43 lat, Holandia

170 cm, 98.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

27 września 2013 , Komentarze (32)

Wczoraj znowu byłam na fitnessie...i jakoś mi się podobało bardzo :))) Może to siła tłumu - bo naprawdę wczoraj to już szok był ... a może potrzebne mi takie wygibasy do muzyczki. Wiem ,że wiele z was kocha zumbę...no jakoś ja wolę zwykłe hantelki i stepy ,czyli wzmacnianie z rozciąganiem. Nie wiem czy to przez to bieganie ,czy już mi się głowa na tyle przemieniła że nawet jak już stwierdzam ,że nie mogę więcej razy podnieść nogi coś mi każe ćwiczyć mimo odczuwanego lekkiego bólu. Na fitness chodziłam całe życie ,z przerwą na jogę. I niestety od tych trzech lat kiedy sobie tyję przecudnie jakąś miałam awersje do tego. Obecny plan treningowy wygląda zatem tak: pn ,śr ,pt biegam - teraz tylko 8,5 km trasa pod górkę...wtorek i czwartek fitness i basen...sobota i niedziela spacery z psem i basen:))) Plan póki co pięknie daje rady. Na dzień dzisiejszy mam już spalone 18000 kcal - w sierpniu było mniej niż 16000 :)) Mam jeszcze całe cztery dni żeby dobić do 20 tys.

Mimo wszystko bardzo sie cieszę ,że koleżanki zaczęły chodzić na te fitnessy. Zaczynam się bardzo przyjemnie utwierdzac w tym ,że nie jestem nienormana z tym sportem bo wszyscy tak robią :)) Przez te długie 9 miesięcy o tym ,że nie jestem nienormalna zapewniałyście mnie Wy - i było to bezcenne! Cóż długo to trwało zanim moje otoczenie też doszło do takich wniosków. A ja chcę więcej i więcej :)))

Ale mimo tych bądź co bądź sukcesów ja ciągle w lustrze widzę grubasa. Przeglądałam zdjęcia z majowych wakacji ,byłam tak już na etapie -10 kg. Tak strasznie się cieszyłam i wydawało mi się że już jestem malutka...a teraz patrzę - masakra. Nadal wielorybek. Zaczynam podejrzewać ,że trudniej niż mój tyłek będzie odchodzić moja głowę. nie chciałabym do końca życia być na jakieś fanatycznej diecie. Może któraś z was - która juz osiągnęła swój cel - podpowie czy mija ta grubość w głowie ,czy nie jest to niestety takie proste?

Dobra już widzę ,że wpadłam w ton narzekacza...powód jest niestety znany i bardzo prosty. Jedna z vitalijek (Joova - znowu nie mogę przez slaby net podlinkować) namawia mnie na półmaraton św. mikołajów w grudniu...niestety się on odbywa w Toruniu. Już chyba od środy analizuje to na wszystkie strony i ni jak nie wychodzi - logistycznie nie dam rady. Za nic nie chciałabym jechać bez męża ...ale nie mamy z kim potwora zostawić. Potwór owszem jeździ z nami praktycznie wszędzie...ale tam będą tłumy ludzi - dla potwora to męki piekielne. I tak z łezka w oku muszę się poddać tym razem. No wiem ,że w przyszłym roku będzie mnóstwo nowych imprez na które będę mogła pojechać. Kuźwa ,żeby to było w W-wie może jakoś by dało rady...ale Toruń...dobra już się nie mazgam. Po południu bieganie więc mi się humor poprawi. Wieczorem exrta muzyczka i małe piwko ...zaczynamy łikend!

A na koniec rzutem na taśmę ja w nowym biegaczowym looku ....choć buty mam zazwyczaj inne :))

26 września 2013 , Komentarze (58)

Było to dosłownie polowanie. O godzinie 8:00 byliśmy z mężem pod Lidlem ,a tam pełny parking i kolejka do wejścia. Mąż heroicznie wywalczył koszyk ,ja biegiem do kosza z odzieżą sportową. Wyszarpawszy czapkę i rekawiczki poleciałam po spodnie...chwyciłam dwie ostatnie pary spodni i dwie bluzy. No nastepnym razem będę bardziej rozgarnieta. Tak czy tak jest zwycięstwo spodnie sa idealne , bluza prześliczna rękawiczki też...tylko czapka idiotyczna. No nie wiem dlaczego się w lustrze nie przejrzałam - jakoś nie sądziłam że czapka może stanowić problem :))) Tak czy tak jestem strasznie zadowolona. Ubrałam sie od stóp do głów na 107 zł. W decathlonie tyle bym dała za same spodnie :) I tym samym dostalam najpiękniejszy prezent urodzinowy na świecie. Mam nadzieję ,że nie będzie już zbyt ciepło żebym mogła nowe zdobycze wypróbować :))) No dziś to chyba tylko tym będę żyła. Mam 32 lata od 2 dni a zachowuje się jak nastolatka co dostała pierwszy rower :)) Z drugiej strony lubie to w sobie ,że nie muszę dostać willi z basenem żeby mnie niemożebne szczęście wypełniło po same brzegi. Urodziny miałam fajne...ale dzisiaj to już jest szał!!!

25 września 2013 , Komentarze (34)

No nie przebiegłam jeszcze maratonu ,więc jest jeszcze sporo marzeń do spełnienia ale... ale pierwszy raz w życiu mam wrażenie ,że to ja właśnie mam na to wpływ. To ja sama nie nikt inny od początku roku w śniegu i w deszczu maszerowałam z kijami. I może wam się to wydawać śmieszne ,ale po pierwszych spacerach z 0,5 kg ciężarkami na nogach miałam zakwasy niemal w całym ciele. Miałam też zadyszkę wchodząc na drugie piętro :) Nie bardzo potrafie wyjaśnić siłe jaka mnie przez ten czas przepchała dalej. Jakim cudem nie przestałam zdobywać tej cholernej góry pt. moja wielka nadwaga. Wtedy nie zastanawiałam się tak naprawde czy i kiedy osiagnę swój cel...skupiałam sie nad tym żeby nie przestać. Wczoraj mi pyknęło 32 lata ,jestem szczęśliwa jak diabli. Od wakacji przestałam farbować włosy - bo podobają mi się pojawiajace się siwe kosmki. I za to wszystko obwiniam wyłącznie bieganie. Nie wiem od jakiego czasu uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Ale przez to biganie wszystkie problemy wydaja mi się tak mało znaczące. Najważniejsze żeby znaleść czas na bieg.

Jakoś tak z początkiem jesieni się zaczął ruch w moim otoczeniu pt. chodzimy na fitnes i basen. I znajomi przychodzą , dzwonią że już maja karnet...że już są po pierwszej wizycie. To fajnie ,że się ludzie ruszają. Wczoraj szwagier dzwonił z życzeniami i się chwali ,że już wykupił karnet na basen i że nie jest źle bo daje rady 20 basenów zrobić. Nie powiedziałam oczywiście ,że ja robię 70 ... ale mąż stwierdził ,że zmobilizowałam jego braciszka do basenu. Kurcze ,nie myślałam że kogoś do czegoś mobilizuję :)) Póki co nie mogę się doczekać końca pracy i naciagnięcia moich atomowych podkolanówek do biegania...jak ja sobie pobiegnę!!!

Generalnie coraz częsciej po stwierdzeniu "ale schudłaś" pada pytanie "co robiłaś". Odpowiedź jest prosta - nie przestałam. Oczywiście nigdy nikomu się nie bede żalić ,ale mam w pamięci drwiny że z tymi kijkami to wyglądam jak narciaż co pogubił narty...i po co ja w ogóle wstaje rano i biegam!! A po co na ten basen tak często - przecież wystarczy w niedzielę. Były takie dni ,że mi się łezka zakreciła. Naszczęście przekroczyłam juz w tedy jakis próg i każde szyderstwo przekształcałam w zapal do ćwiczeń. Choć przyznaje ,że dopiero od niedawna biegam po osiedlu/ulicach bez wstydu. Choć nadal jestem pomidorowym biegaczem - taki mój urok. Niestety dopiero teraz mam glebokie poczucie ,że nie miałam i nie mam sie czego wstydzić. Nie mam jeszcze brzuszka plaskiego jak marzenie ,ale walczę o niego - codziennie! I jednak spróbuję was także przekonac o tym ,że my właśnie nie mamy sie czego wstydzić. Mamy wyłącznie powody do dumy - bo podejmujemy starania zamist siedzieć z chipsami na kanapie. I nie powiem - wyrazy uznania są przyjemna nagroda za ten trud. Ale bledną przy poczuciu zadowolenia z samego siebie. JA moge wszystko!!!

24 września 2013 , Komentarze (46)

Wpadłam w jakąś przefajna pętlę...samonapędzający się układ. Zdorwa dieta motywuje mnie do wysiłku fizycznego...fizyczny wysiłek do zdrowej diety. Bieganie motywuje mnie do pływania...pływanie do długich z psem spacerów. I tak w koło. Z grubsza nie myśle o niczym innym - no może o mężu w tym wszystkim. Nigdy nie narzekałam na brak "zainteresowania" z jego strony ,no ale teraz to już porządanie wisi w powietrzu. Dla równowagi czasem wtrąci ,że taką chudą też mnie kocha :))) Ja jestem dla siebie nieco bardziej surowa. Mimo ,że od was też otrzymuje pozytywne komentarze na temat moich zmian ,ja nadal w lustrze widze grubasa. W zasadzie to o zmianach we własnych wygladzie informują mnie te moje zdjęcia porównawcze najbardziej. Ale nie myślcie ,że tego wszystkiego nie doceniam. Doceniam...tylko ciagle mi mało!!

Nic to jednak...dziś są moje URODZINY!!!

A ja podarowałam sobie najpięknieszy prezent. Prawie 15 zrzuconych kilogramów. Smuklejsza sylwetkę i absolutne uzależnienie od sportu:))) Czy jest piękniejszy prezent...no nie ma. Chyba ,że ciepłe spodnie i bluza do biegania które obiecał mi mąż...w komplecie z rękawiczkami i czapka softshelową :))) Póki co mam wystrzałowe podkolanówki

Zgodnie z przewidywaniami wczoraj po założeniu nareszcie dobrego rozmiau jeansów w pracy od rana słyszałam komentarze o swoim tyłku. Na koniec dnia to już się zczerwieniłam bo sobie ide do samochodu ,a koleżanka za mną :Paula jaki ty masz malutki tyłeczek :))  Na informację ,że to juz 15 kg rozległy się ochy i achy :)) Choć inna koleżanka rzuciła : jak to teraz utrzymać? No i to jest dobre pytanie. Muszę się zastanowić nad stabilizacją...ale to później póki co świetujemy. Dziś miał być urodzinowy basen ,ale chyba skończy się na grzanym piwie - no raz na czas można.Basen i bieganie będzie jutro :))) To naprawde jedne z fajniejszych urodzin ostatnich lat.

Wczoraj biegnąc sobie tą trasą biegu avonowego stwierdziłam ,że jak już mam w nim wystartować to cholerka nie z założeniem aby nie przybiec jako ostatnia...dlaczego nie zawalczyć o podium? Zdaje sobie sprawe z tego ,że obija mi już nie na żarty. Ale z drugiej strony mam przeszło 9 miesięcy żeby się przygotować. Fakt - z przerwą na zime nie wiadomo jak długą. No ale od czego jest siłownia i bieżnia. Póki co skróciłam trase do 8,5 km bo to najgorszy odcinek - pod górkę prawie cały czas. Wzniesienie nie duże ,ale jak się okazuje na moją kondycję wystarczające.Tak czy tak - przystepuję do przygotowań...przystapiłam od wczoraj :))) Wiele z was pyta o bieganie. Ja to po prostu kocham. Nie powiem ,że teksty pt. "widzałam Cię wczoraj jak biegłaś - szacun" nie są przyjemne :)) Mnie w tym jednak zachwyca najbardziej przezwyciężanie siebie, swojego lenistwa...i niesamowita radośc jaka mi to sprawia. Wczoraj to już się regularnie śmiałam ze szczęścia - oczywiście na tych odcinak co nie sa pod górkę :))) Wczoraj właśnie miałam taki dzień ,że po powrocie z pracy nie miałam ochoty reka ruszyć. I już zaczynałam wymyślać powody przez jakie nie moge iść pobiegać. Naszczęście sie opamietałam. Przypomniałam sobie jak jedna z was napisała ,że w takie dni kiedy wlaśnie nam sie nie chce prawdopodobnie jest nam to bieganie najbardziej potrzebne i jedno jest pewne TO JEST PRAWDA! Juz po pierwszych metrach dostałam taki wiatr w żagle ,że zaczęłam sie zwyczajnie śmiać sama do siebie. Niech się schowają przy tym wszelkie używki - moim narkotykiem jest bieg i endorfiny. Nawet jak o tym myślę to mam lekkie łaskotanie :))) Tym wszystkim ,którzy pytaja jak zacząć bardzo polecam serwis http://www.bieganie.pl/ Poleciła mi go jedna z Vitalijek - sama już kiedyś też na niego wpadłam. Znajdziecie tam mnóstwo planów treningowych dla początkujacych. Tak ja juz kiedys wspomniałam ,ja po prostu wyszłam kiedys pobiegać. Biegłam ile mogłam ,potem spacerowałam i tak kilka razy i nie trwalo to napewno dłuzej jak 30 minut za pierwszym razem. Po prostu nie odpuściłam. Pierwsze 10 km przebyłam w czasie 1 h 50 minut. Teraz zajmuje mi to 1 h 15 minut. A moim celem jest zejśc poniżej godziny...grubo poniżej godziny :)))) 

Jak zwykle się rozmarzyłam...

 

22 września 2013 , Komentarze (74)

Wpadły mi w łapy zdjęcia moje z marca...no nie zastanawiałam się długo i pstryknęłam dziś kolejne dla porównania. I jedno jest pewne - bieganie wymiata!!! Za chwilę naprawdę porównując zdjęcia z zeszłego roku będą na nich dwie różne osoby :))) No dobra do rzeczy...tak to dziś wygląda



Nadal zachwyca mnie wasze zainteresowanie bieganiem. Kilka dziewczyn nawet zainteresowało się biegiem garwolińskim. No ja bardzo serdecznie polecam. Sporo o tym czytałam i jestem pewna ,że to świetna impreza. W dodatku skierowana właśnie do kobiet najbardziej...choć panowie też mile widziani. Jako ,że avon jest sponsorem biegu w pakiecie startowym dla każdego uczestnika w tym roku były także kosmetyki :)) Więc nawet jak przybiegnę ostatnia to będzie nagroda. Edukuję się ostro na temat treningów i już od tego tygodnia ruszam 3x w tygodniu po 10km . Już się doczekać nie mogę!


Najpiękniejsze jest to ,że tylko 2 kg dzieli mnie od prawidłowej wagi. Czyli za jakiś miesiąc przestanę mieć nadwagę!!! Wręcz wzrusza mnie ta myśl. Do wagi idealnej zostało najwyżej 9 kg. To naprawdę niesamowite. U mnie w pracy mocne poruszenie się zrobiło po wtorkowym spotkaniu z dietetykiem . Wszyscy na potęgę wykupują karnety na siłownie, fitness i basen. Dobra to tendencja zdecydowanie. Ale właśnie to poruszenie mi przypomina jak fajnie jest mieć to już za sobą. Nie chodzi bynajmniej o zaprzestanie walki...ale początki są ciężkie. Nawet nie chodzi o brak kondycji tylko o oczekiwanie na wyniki. Tak się cieszę ,że nie odpuściłam!

21 września 2013 , Komentarze (17)

Dzisiaj stwierdziłam ,że każdy poranek od teraz powinnam witać zdaniem : dziękuję Ci Paulino ,że zabrałaś się za siebie i nie odpuściłaś!! Jak to w łikend dzień zaczęłam od ważenia. Wynik z 2 tygodni to -1,2 kg. Cieszę się jak diabli...no ale przyznaje ,że liczyłam na pełne dwa kilo. Nic to jednak bo chciałam sobie też zrobić zdjęcia w kolejnych za małych spodniach ,które wygrzebałam w zeszłym tygodniu a nie było czasu i co... i nie mam już czego fotografować - są dobre!!! 1,5 tygodnia temu nie zapinałam się w nich ,a dziś włożyłam je na spacer z psem. Nowiuteńkie jeansy które kupiliśmy w sumie dla męża ...ale z nich wyrósł :)) Z racji ,że fason unisex właśnie otrzymałam nową parę spodni!!! Czy można sobie wymarzyć lepszą nagrodę w tej sytuacji? Nie można!!! A pamiętacie spodnie z przed dwóch tygodni? Wyleciały już z szafy :)))

A z innej beczki ,to jestem zachwycona tym jak wiele z was biega lub właśnie biegać zamierza. To piękne!! Kiedy zaczynałam biegać nie zastanawiałam się nad tym czy to popularne a nawet czasem miałam uczucie ,że to tylko ja walczę...w sensie taka początkująca jestem. A tu po prostu jakiś mega fanclub biegania mnie otacza - no kocham to życie!!!

Wiele z was prosi o rady w tym temacie...no cóż jedyna sensowną radą jaką mogę dać to : biegajcie! A tak szerzej to biegam dopiero od kwietnia. Kocham to bardziej z dnia na dzień. Ale niestety nie jestem jeszcze ekspertem w  tym temacie. Ale nie martwcie się ,internety są pełne mądrych i doświadczonych biegaczy i na szczęście możemy czerpać z ich wiedzy. I polecam się rozejrzeć po własnej okolicy - bieganie stało się naprawdę popularne i nawet w małych miasteczkach (Garwolin w którym mieszkam ma tylko 17tys mieszkańców) są kluby biegaczy. Tam na pewno będziecie mogli ćwiczyć z doświadczonym trenerem. Mnie najbardziej w bieganiu rozwala to ,że człowiek sam sobie bez praktycznie żadnych kosztów może sprawić tyle radości. W dodatku polepsza swoje zdrowie:))) "praktycznie bez kosztów" oznacza konieczność kupienia butów do biegania ,a my kobitki potrzebujemy także dobrego stanika sportowego. Ale to naprawdę można załatwić tanio.  Tak że rada nr 1 - biegajcie...rada nr 2 - nie przestawajcie :)))))

20 września 2013 , Komentarze (24)

Tak już piątek. A ja z nie małą przyjemnością patrzę na mijający tydzień. Faktem jest ,że od początku sierpnia prowadzę się jak mercedes - zarówno pod względem diety jak i ćwiczeń. Ale ten tydzień był po prostu na medal. Posiłki o równych i tych samych porach , żadnych grzeszków i zwycięstwo nad szarlotką. No czuję się spełniona jak po wykonaniu kawałka dobrej roboty :))) A najśmieszniejsze jest to ,że trzymanie się pór i jakości posiłków przestało byc dla mnie czymś dziwnym. W sensie ,że jadłospis na cały tydzień praktycznie buduje się sam. Mąż w sklepie nawet pamięta zeby kupić mi jeden owoc na kolejny dzień do pracy (to podwieczorek) , jakieś warzywo na lunch i aby był chlebek rozmrozony na śniadanie :))) Oboje przestaliśmy być toksyczni :))) Wszelkie obmyslane kompozycje składaja sie wylącznie ze sdrowych składników - bo ja juz zapominam jakie to są te nie zdrowe...ich smak przestał być po prostu rarytasem.

Jak już pisałam ostatnio zajawiłam się na start w biegu. Póki co moim celem jest bieg "AVON kontra przemoc w Garwolinie". To jedynie 10 km...zdaje sobie sprawe ,że dla maratończykow to lekki śmiech myslę jednak ,że to racjonalny dla mnie dystans na pierwszy raz. Oczywiście bieg dopiero w czerwcu przyszłego roku. Mam nadzieję ,że do tego czasu mój czas już zacznie oscylować poniżej godziny na tym dystansie. Tak czy tak wczoraj zamiast mojej zwykłej trasy biegu wybrałam właśnie ta avonową. no cóż lekko nie jest...bo mimo ,że okolice garwolca to jedna wielka bezkresna równina to (jak sie okazuje) akurat około 1/3 trasy wiedzie wlaśnie pod lekkie wzniesienie. No cóż -samochodem nie wydaję sie ono znaczące :))) Dlatego stwierdziłam ,ze muszę ta trasę częściej przebiegać bo jednak daje mi ona lekko w kość. No ale co to dla mnie. Ogólnie się czuję jakbym podjęła decyzje o stracie w jakims cholernie waznym konkursie o niebotycznym znaczeniu :))) No dla mnie faktycznie ma on znaczenia - a wygraną będzie przybycie na metę na pozycji innej niz ostatnia. Na szczęście organizator nie przewiduje maksymalnego czasu przebycia trasy :))) Ogólnie to jest impreza biegowa ,w której na skalę krajowa bierze udział najwiecej kobiet (aż 25% uczestników to kobiety). Rany boskie juz nie przynudzam o tym bieganiu. Ale wierzcie mi ta moja nagla fascynacja...nie przestaje mnie fascynować :))) A tak garwolanki kibicowały przy trasie tegorocznego biegu

http://bieg.truchtacz.pl/aktualnosci/146-baba-o-biegu 

19 września 2013 , Komentarze (32)

Dobrze widzicie - nie jestem na diecie ...ale prawdą jest ,że się odchudzam :))) Dla kobiety o siedzącym trybie pracy dzienne zapotrzebowanie na kalorie to ok 2000. Ja dziennie zjadam około 1500 kcal , w celu zredukowania nazbieranej tranki tłuszczowej. Ale nie jestem na diecie :))) Dlaczego tak twierdzę...bo jem wszystko to co lubię ,tylko wszystkie potrawy przyrządzam z głową. Oczywiście wszystko to zgodnie z wszelkimi wskazówkami racjonalnego odżywiania. W tym tygodniu przypomniałam sobie o bigosie - bo dostałam od mamuśki trochę kapusty włoskiej. Nigdy wcześniej bigosu z niej nie robiłyśmy i okazuje sie ,że świetnie to pasuje. Mąż był zszokowany ,że można jeść bigos na diecie :))) No pewnie ,że można tylko trzeba go z głową przygotować. Prosty zabieg wymienić bigosowe resztki na piers z kurczaka i gotowe. Całkowita zawartośc tłuszczu to jedna łyżka oliwy na której zeszkliłam cebulkę i nastepnie opiekłam na tym pierś pokrojona w kostkę. Kapustę kiszoną i włoską zgodnie ze sztuka gotuję ok. 45 min osobno (do włoskiej wrzuciłam ziele angielskie, liść laurowy i suszone grzyby). Potem wszystko do jednego gara + koncentrat pomidorowy no i dobrze jest to na wolnym ogniu pare godzin potrzymać - jak to bigos :) Oczywiście do smaku pieprz ,sól ,majeranek - no co kto lubi. Wierzcie mi po za tym ,że tłuszcz nie wylewa się nosem smakuje to jak najnormalniejszy w świecie bigos...u mnie od wczoraj w domu tak pachnie ,że nie moge się diczekać powrotu do domu. I mam nadzieję ,że cos mi w tym garze zostanie bo meża siłą odciagałam od kuchni. Nie mam większego problemu ze słodyczami ,ale np. uwielbiam zapiekanki. Czy nie jem ich na diecie? Oczywiscie ,że jem!!! Kroję pomidorki bez skóry na chleb pełnoziarnisty ,który sama piekę. Takie kanapeczki na chwilke do piekarnika do zmięknięcia pomidorów ,a potem na to mozzarella i zapiec. Żadna zapieknaka z budki nie jest tak pyszna :))

Wiem ,że to trochę przynudzanie ale chodzi mi o to że zdrowe jedzenie to nie jest kara za frywolne życie. To najlepsza nagroda za odzyskanie rozumu :))) Ja np. byłam niepoprawną fanką soli. Gdybym lubiła ciasta je też bym pewnie soliła. Teraz oczywiście nie jest tak ,że przestałam używać soli w kuchni - ale używam jej o chyba tone mniej. Niektóre potrawy to niemal odkrywam na nowo. To samo jest z tłuszczem...wiele smaków tłuszcz po prostu zabija. I będę to powtarzac do znudzenia - nie jestem na diecie ...ja tylko zdrowo jem!!! Do tego pokochałam na nowo sport bez ,którego nigdy już nie chcę żyć. I już zupełnie niebawem wyrzeźbię swoje ciałko tak ,aby wyglądało jak te 8 lat temu kiedy kończyłam studia :))) Bynajmniej nie marze o kaloryferze na brzuchu...ale niech juz po prostu zniknie ten bojler.

18 września 2013 , Komentarze (30)

Dziwne jakieś mam teraz uczucia słuchając koleżanek ,które się oszukują. Oczywiście oszukują pod kątem swojej wagi i kondycji. Co gorsza ja wiem ,że byłam dokładnie taka sama. Mam w dziale conajmniej 25 kobitek. Do tej pory uważałam ,że wszystkie sa szczuplutkie - bo ja generalnie chyba byłam najgrubsza z nich wszystkich. Więc oczywiste jest ,że starałam siż nie zwracać uwagi na wygląd innych i generalnie omijać temat nadwagi szerokim łukiem...żeby to umnie była nadwaga jeszcze ,a nie regularna otyłość. Jestem raczej baba z jajem więc na przytyki co do mojej wagi potrafiłam odgryść się takim tekstem ,że nikt dwa razy tego tematu przy mnie nie podejmował :))) No niebardzo jestem teraz z tego dumna. W każdym razie nawet dobijając do 90 kg zawzięcie twierdziłam ,że ja się w swoim ciele czuję świetnie i basta. Wczoraj mieliśmy w pracy takie pierdybajki pt. badanie cholesterolu ,dietetyk itp. Oczywiście to wszystko w formie zabawy. Chociaż byli panowe z pogotowia z manekinem do resuscytacji i goście z PZU z samochodem do symulowania dachowania - fakt uśmiałyśmy się wszystkie przy tym setnie ,ale temat same przyznacie poważny. mniejsza z tym. Jak cały czas powtarzam ,ja mam jeszcze sporo pracy przed sobą ,ale na całą kolejke kobitek do dietetyczki (notabene była to ta dietetyk co do niej chodziłam) i tego jej urządzenia byłam jedyną laską podjaraną na maxa. Bo wiedziałam ,że napewno mi się parametry przez dwa tygodnie poprawiły - i się nie myliłam :) Ale w sumie nie o tym chciałam. Oczywiście ja nie uważam ,aby takie "spotkanie" zastępowało konsultacje lekarskie i normalne badanie ,ale... Ale myślę ,że daje to jakiś obraz ,a przedewszystkim powinno być impulsem do zabrania się za siebie. I z niemałym zdziwieniem obserwowałam jak moje koleżanki odchodziły od tego stanowiska załamane - te same ,które od 9 ciu miesięcu z mniejszą lub większą intensywnością drwiły z moich sałatek ,odmawiania ciasta itp. I powinnam chyba być zadowolona - na zasadzie ,że miałam rację. Ale niestety było mi ich niesamowicie szkoda. Nawet próbowałam coś tam opowiadać o tym co ja robię, ale nim wróciłyśmy do swojego budynku doszły do wniosku ,że dietetyczka to hochsztaplerka i nabija ludzi w butelkę. No generalnie już się przestałam odzywać. Bo nie trzeba mieć laserowego mieczyka żeby odróżnić osobę szczupłą od otyłej. No ,ale znowu nie czuję się w mocy żeby je oceniać - bo byłam taka sama. Szkoda tylko bo te babeczki mają zazwyczaj tak max 10 kg tej nadwagi - więc w porównaniu do moich co najmniej 20 kg to nie dużo. Ale chodzi mi o to ,że jak teraz odpuszczą to dojda sobie spokojnie do poważnej nadwagi i w tedy jest płacz. I niestety stara prawda : że jesli nie sięgniesz dna to się po prostu nie odbijesz. Kurcze...naprawde powinnam świętować zwycięstwo ,a jestem bardzo zasmucona. No nic - nie zbawię nikogo na siłę. Tyle ,ze wczoraj pierwszy raz popatrzyłam na ten cały nasz dział bardziej krytycznie - czyli pierwszy raz od 3 lat nie z perspektywy osoby z ogromna nadwagą. Sam ten fakt był przyjemny :)) Generalnie przestałam widzieć same laski...tych szczuplutkich jest najwyżej 30% i większości nie maja wiecej niz 26 lat - no po studiach to ja tez była laska. I tak sobie myślę ,że w moim życiu prywatny dokładnie tak samo patrzyłam na świat. Że składał się dla mnie wyłącznie z szczupłych wysportowanych ludzi do których ja rzecz jasna nie należałam. Ja się chyba nawet nie przyglądałam ludziom - ale nie z dobrego wychowania ,czy coś tylko po prostu nie chciałam widziec tych zgrabnych tyłków...siłą rzeczy nie widziałam także tych otyłych. Pokrętnie zmierzam do tego ,że jak już człowiek wpadnie w tą nadwagę to się wyprowadza całym sobą do jakiejś samotni ,twierdzy wręcz w której trzeba się bronić przed przytykami o otyłości. Do której nikogo się nie wpuszcza - bo sie jest otyłym. Z której na nikogo się nie patrzy - bo się jest otyłym. Niestety jednak zanim doprowadzi się juz do takiej lekkiej tragedi przechodzi się przez etap ,sama nie wiem - wyparcia , jako moje koleżanki czyli juz powinny się za siebie zabrać ,ale uważają że wszystko jest ok i świetnie czują się w swoim ciele. Jasna cholera jakbym siebie słyszałam z przed 2 lat. Gdybym wtedy byla mądra w niewięcej niz 6 misięcy doprowadziłabym się zarówno do odpowiedniej wagi jak i nie straciła całej sprawności fizycznej jaka miałam. Ale nic to - teraz medal dla mnie ,że sie w ogole opamiętałam. To przecież takie proste - podjąc decyzje i się jej trzymać!!! I m.in. dzięki wam mnie sie to udaje. I jestem dumna ...i szczęśliwa. Tylko pomalutku dostaję palmy na temat sportu - mam nadzieję ,że codzienne obowiązki jakoś mnie w granicach zdrowego rozsądku zatrzymają :))))

Czy półmaraton to już jest odpita palma? Może troszeczkę...ale spokojnie to dopiero marzenia na przyszły rok. Póki co jestem podjarana czerwcowym biegiem na 10 km ,tylko bardzo bym chciała polepszyc swoje wyniki - bo póki co jest tak raczej słabo. Kurcze kiedy zaczynałam te moje marszobiegi i doktoryzowałam się w treningach dla super poczatkujących  ,a teraz jakieś biegi mi w głowie...jestem taka podjarana ,że zaraz bym poszła biegać. I dziekuję wszystkim wprawionym biegaczkom za rady. Już przeszukuję net i pomalutku będę wprowadzac zmiany w "terningach" ...no w sumie nie powinnam się już tego słowa bać. Jak by nie było trenuję samą siebie!!!

I jeszcze ostatnie słówko o tych wczorajszych zabawach z dietetykie itp. W ramach tej akcji był poczętunek dla każdego. Nic wielkiego :kanapeczki ,owoce...i szarlotka. Dziewczyny stwierdziły ,ze jestem nienormalna że nie jesm szarlotki :) Wierzcie mi miałam ochote bo naprawde ładnie wyglądała - jak wiadomo ja za słodkim nie przepadam więc jak mówie ,że wyglądała ładnie to musiała wyglądac super. Ale pomyślałam - czy ten prostopadłościan z kruszonką i jabłkiem jest wart wszystkich moich wyrzeczeń? Odpowiedź jest prosta : N I E !!!!

17 września 2013 , Komentarze (16)

Och wyżaliłam się tu wczoraj co niemiara :))) No ,ale przyznam że troche mi to pomogło. Bo ja to taka durna jestem ,że się nie odezwę jak jest pora na to a potem chodzę i to w sobie tłamszę i cała jestem od tego popsuta. Zatem wczoraj to wszystko wylałam tutaj. Co mi to dało? Cóż za namową Gruszkin napisałam list. Ja jestem raczej hardcorowa i jak się nie trudno domysleć mam to po rodzicach ,więc darowałam sobie spowiedź z dna mojej duszy tylko poprzez e-mail wysłałam mamuśce zestawienie które umieściłam we wczorajszym wpisie :)) Wieczorem gadałam z nią przez telefon - załapała o co mi chodziło. Oczywiście od mamusa nie mam co liczyc na jeakieś lamentowne przeprosiny - no było by to bardzo dziwne w jej wykonaniu i raczej zaczęłabym sie martwić. Ale troszkę w żartach ,troszkę złośliwie zapytałam czy już widzi róznicę i że mnie trochę te drwiny ubodły...no to ona ,że sory :)))

Zatem oficjalnie i bardzo serdecznie wszystkim dziekuję za wsparcie. I fantastycznie ,że te z was majace własne dzieci staraja się zwracać uwage na to jak bardzo ważne jest docenianie. Tylko pamietajcie ,że doceniać to jedno...a okazywać to  - to drugie. Moi rodzice myślę ,że mnie doceniają ...z okazywania natomiast się muszą mocno doszkolić.

 

Oczywiście po popołudniowym bieganiu po tej schizce nie było śladu. Ja cały czas zachodze w głowe jak ja sobie dawałm w życiu rady z problemami nie biegając!!! Już sie powtórzę ,ale naprawdę po 5 km każdy problem jest conajmniej o 5 km mniejszy niż wcześniej ...co prawda po 10 km nie znika ,ale nieżadko po tych 10 juz znajduję dla niego rozwiązanie. W sumie własnie dlatego bardzo sobie cenię samotne bieganie. I myśl o jakimś tandemie troszkę mnie przerasta :))) Wczoraj u mnie była lekka mżawaka. Mąż patrząc ,że się szykuję na bieganie pytał z przerażeniem czy ja naprawde chce wyjść w taką pogodę... no cóż to własnie były dopiero warunki idealne!!! Bardzo lubię biegać w deszczu...niestety to pewnie ostatnie takie dni. Bo co innego biegac w deszczu przy rozkosznych 17 stopniach...a co innego przy 7 :))

Pozdrawiam was serdecznie!!! Do wybiegania :)))

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.