Tak już piątek. A ja z nie małą przyjemnością patrzę na mijający tydzień. Faktem jest ,że od początku sierpnia prowadzę się jak mercedes - zarówno pod względem diety jak i ćwiczeń. Ale ten tydzień był po prostu na medal. Posiłki o równych i tych samych porach , żadnych grzeszków i zwycięstwo nad szarlotką. No czuję się spełniona jak po wykonaniu kawałka dobrej roboty :))) A najśmieszniejsze jest to ,że trzymanie się pór i jakości posiłków przestało byc dla mnie czymś dziwnym. W sensie ,że jadłospis na cały tydzień praktycznie buduje się sam. Mąż w sklepie nawet pamięta zeby kupić mi jeden owoc na kolejny dzień do pracy (to podwieczorek) , jakieś warzywo na lunch i aby był chlebek rozmrozony na śniadanie :))) Oboje przestaliśmy być toksyczni :))) Wszelkie obmyslane kompozycje składaja sie wylącznie ze sdrowych składników - bo ja juz zapominam jakie to są te nie zdrowe...ich smak przestał być po prostu rarytasem.
Jak już pisałam ostatnio zajawiłam się na start w biegu. Póki co moim celem jest bieg "AVON kontra przemoc w Garwolinie". To jedynie 10 km...zdaje sobie sprawe ,że dla maratończykow to lekki śmiech myslę jednak ,że to racjonalny dla mnie dystans na pierwszy raz. Oczywiście bieg dopiero w czerwcu przyszłego roku. Mam nadzieję ,że do tego czasu mój czas już zacznie oscylować poniżej godziny na tym dystansie. Tak czy tak wczoraj zamiast mojej zwykłej trasy biegu wybrałam właśnie ta avonową. no cóż lekko nie jest...bo mimo ,że okolice garwolca to jedna wielka bezkresna równina to (jak sie okazuje) akurat około 1/3 trasy wiedzie wlaśnie pod lekkie wzniesienie. No cóż -samochodem nie wydaję sie ono znaczące :))) Dlatego stwierdziłam ,ze muszę ta trasę częściej przebiegać bo jednak daje mi ona lekko w kość. No ale co to dla mnie. Ogólnie się czuję jakbym podjęła decyzje o stracie w jakims cholernie waznym konkursie o niebotycznym znaczeniu :))) No dla mnie faktycznie ma on znaczenia - a wygraną będzie przybycie na metę na pozycji innej niz ostatnia. Na szczęście organizator nie przewiduje maksymalnego czasu przebycia trasy :))) Ogólnie to jest impreza biegowa ,w której na skalę krajowa bierze udział najwiecej kobiet (aż 25% uczestników to kobiety). Rany boskie juz nie przynudzam o tym bieganiu. Ale wierzcie mi ta moja nagla fascynacja...nie przestaje mnie fascynować :))) A tak garwolanki kibicowały przy trasie tegorocznego biegu
holka
23 września 2013, 12:12Bardzo wielkie brawa za wyrobienie w sobie takich zdrowych nawyków żywieniowych i za pasję,która objawiła Ci się jakby mimochodem :)
caiyah
22 września 2013, 09:40może i ja się zapiszę ;)
Malgosiat
21 września 2013, 16:58Kurcze to może dołączę, może do tego czasu dam radę.
fitness.poznan
21 września 2013, 10:08Z chęcią będę śledzić Twoje przygotowania do biegu :) Na pewno osiągniesz swój cel!
wiossna
21 września 2013, 06:57Wygrac z szarlotką. Szacun
Skania79
20 września 2013, 22:12Ty jak mercedes, ja jak stary ciapek :) Czas brać "panią" w troki i spalić trochę sadła :)
kasiqa22
20 września 2013, 18:35znam dobrze okolice Garwolina, moj pierszy chlopak jest z tamtych okolic:) kochalam tam siedzac na snopkach i ogladac zachody slonca, ale to w sumie bylo blizej Jagodne, czy jakos tak :p slicznie tam macie i naprawde ciesz sie ze masz tak piekne okolice do biegania.. nie to co zatloczony krakow=)
edycja2
20 września 2013, 13:47:* oczywiscie ze dasz rade.bedzie cudownie:)
LillAnn11
20 września 2013, 13:03dasz radę,wiem to :)
nucha1
20 września 2013, 12:43no to już teraz życzę Ci powodzenia!! :) trenuj ostro a na pewno nie zajmiesz ostatniego miejsca! pozdrawiam :)
vitalijka000
20 września 2013, 10:32Super sprawa ten bieg
asia0525
20 września 2013, 09:40Pisz o tej fascynacji jak najwiecej. Moze pozarazasz innych!!!
gruszkin
20 września 2013, 09:26No tak, lekkie ssanie norma, ale wczoraj przesadziłam kolacja 18.30 a spać o 24, a miałam plan pójść wcześniej... ale to chyba nierealne...
gruszkin
20 września 2013, 09:16Lekki uśmiech? toż to wielkie osiągnięcie, a największym osiągnięciem jest ta twoja radość z biegania. Mercedesiku nasz :P Cały czas nie mogę wyjść z podziwu, bo ta twoja metamorfoza była na naszych oczach, a raczej monitorach. Pamiętam dokładnie twoje początki, wątpliwości, kilka miesięcy i takie WOW!!! :*
kemer
20 września 2013, 08:5110 km to nie jest takie hop-siup! Wiele maratończyków biega na dystansach 10 km:) Ja sama biegałam swego czasu w takich zawodach, a potem poległam przy kontuzji i stało się jak się stało. Nadwaga, Vitalia i może jeszcze kiedyś wrócę do biegania, bom to świetna forma treningu.
karioka97
20 września 2013, 08:49równowaga w przyrodzie musi być, ja upadam a Ty triumfujesz :):) gratuluję . przecież z Kogoś przykład muszę brać :)
jolakosa
20 września 2013, 08:46szkoda ze ja nie moge biegać, bo tex bym pobiegała, ale może kiedys zaczne ...
riderka
20 września 2013, 08:38;) też biegam! i czuję Twoją moc! Moja pierwsza oficjalna dycha już za mną, ale godziny tez jeszcze nie złamałam ;( Ale mam nadzieję, że to juz tuż tuż - na razie najlepszy czas na dychę to 1h3min. Teraz moim celem jest półmaraton - i tu złamanie 2 godzin. Pozdrawiam biegowo!!!!!