Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Mileczna

kobieta, 43 lat, Holandia

170 cm, 98.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

23 października 2013 , Komentarze (37)

Z polecenia Barbary1976 obejrzałam fatkillers odcinek 5.

Edit: wszystko mi sie pomiesząło ...to smak.lyk mi polecała fatkillersó :))) przepraszam i dziekuję :)

Wyamerykanizowana konwencja programu jest jaka jest ,ale imponujące efekty uczestników jakoś to pozwalają znieść. No w każdym razie tenże piąty odcinek jest o wszystkich nas przerażającym kryzysie nadchodzącym wraz z pierwszymi poważnymi sukcesami. Od zeszłego tygodnia poważnie podeszłam dotematu pracy nad swoja głową. Ja chyba faktycznie bardzo dawno nie byłam tak szczupła jak teraz. Nie mówię o tych trzech ostatnich latach kiedy już maksymalnieu tyłam około 20 kg. Ale wchodzę w spodnie ,które kupiłam na studiach! Więc helloł! Więc ewidentnie właśnie jestem w tej fazie mojej drogi. Efekty jakie już uzyskałam są fantastyczne i teraz właśnie muszę się maksymalnie skupić nad tym żeby nie spocząć na laurach - strasznie wyświechtane to stwierdzenie. W każdymrazie wiem ,że teraz wcale nie będzie łatwiej. Że muszę wyrzeźbić ciało ,a towysiłek nie lada. Z tą zeszłotygodniową siłownia to niestety był totalny falstart. Bo nie byłam na to gotowa mentalnie. Tzn. podjęłam decyzję , mimo żenie byłam do końca przekonana zmusiłam się do wyjścia z domu. Ale ponieważ mojadeterminacja została w domu ,plan działania był raczej pt. liczę na cud to omało co z tej siłki nie wyszłam z płaczem. Zaczynam tego wszystkiego rozumieć przyczyny - na razie jednak odpuszczę tą siłownię ,ale jeszcze tam wrócę! Tylko trzeba się lepiej przygotować. Ale to odleglejsza przyszłość. Najbliższa przyszłość kształci się tak ,że dziś biegam. Insanity zaczęłam wczoraj ,niestety musiałam przerwać przez bolący bok. Zdaje się ,że za bardzo wczułam się w fit test i nadwyrężyłamżeberka. Ale nic to - zagoi się. Najwyżej zacznę znowu od poniedziałku - i tak do skutku!

Niektóre z was sugerują żeby odpuścić bieganie na rzecz insanity no niestety nie dam rady. Ja jestem rozkochana w bieganiu ,rozsmakowana. Bez tych kilkudziesięciu przebiegniętych minut cała reszta wydaje się nie mieć sensu.Ja naprawdę nigdy w życiu nie myślałam ,że będę w stanie przebiec 10 km  wogóle ,że dam rady "ciurkiem" biec przez 60 minut i więcej. Jak biegnę czuję się megamocna ,taka superwoman! A wszystkie insanity ,Ewki i inne siłownie chcę wprowadzić żeby wyrzeźbić to moje niesamowicie już ( jak dla mnie) sprawne ciałko. Jak tylko myślę o bieganiu to mam z emocji - pozytywnych - wilgotne oczy. Ale jak to bywa z każdym wielkim uczuciem bywają i wielkie burze ,i czasem faktycznie nie chce się zakładać butów itd. Ale każda burza się kończy ,a nierzadko wychodzi także tęcza!

22 października 2013 , Komentarze (19)

Pogoda do biegania była wczoraj cudna absolutnie. Ciepło ,lekki wietrzyk bez dwóch zdań bajecznie. Pobiegłam jednak dróżką polną - unikam jej po deszczu - i mimo lekkiego błotka byłam zachwycona. Tak sobie płynełam między tymi już powyłączanymi polami. Pies tym razem został w domu. I dobrze bo znowu był by do prania. Ale w ramach rekompensaty miał dłuższy popołudniowy spacer i całkiem długi spacer wieczorny. Zatem tydzień zaczęłam jak należy...no może wolałabym żeby to było 10 km a nie 9 - ale postaram się ten szkopuł wyprostować już jutro.

Był też Fit test - czyli można powiedzieć wstęp do insanity jako się rzekło. I ogólnie spoko ,aż do wszelkich podskoków w pozycji pompki. Półtoratygodnia temu tak wywijałam na imprezie ,że stłukłam sobie żebro. Nic nadzwyczajnego , przy bieganiu tego nie czuję praktycznie...przy pływaniu troszkę przy kraulu się mi to odzywało. Ale niestety przy pompkach jakie by nie były cały bok jest napięty i normalnie nie dałam rady. Tak mnie zaczęło bolec po kilku wyskokach że musiałm zakończyć. Od wczoraj się zastanawiam czy odpuszczać to insanity czy nie. Opcjonalnie mogłabym narazie robić skalpel lub sie wybrać do normalnego fitnesclubu. Póki co stwierdziłam ,że spróbuję jednak podejść dziś do pierwszego cardio ,ale opuszcze pozycje plank i tyle. Narazie pierwsze wrażenia mam takie ,że ciężkie to insanity...ale może to tylko pierwsze koty za płoty :)  

21 października 2013 , Komentarze (18)

Decyzja już zapadła. Ruszam od dziś. Wszystko już zassane. Kalendarz wydrukowany. Przewodnik przeczytany. W pierwszy dzień trening jest krótki - tylko 30 minut. Szczerze powiedziawszy po filmiku reklamowym jakoś nie bardzo wierzę ,że ja dam rady te treningi w całości wykonać. Ale podejmuję wyzwanie pełna zapału. Jak się rzekło - czas zlikwidować galaretę na brzuchu. Wymodelować tyłeczek ,ramiona i nogi. Mąż oczywiście chodzi nadal za mna z tekstem "moja chudzinko" ,ale ta galareta zdecydowanie wymaga poprawy.

 

Biegania rzecz jasna nie odpuszczam. Mam nadzieje ,że do tej mojej 16:00 już się wypogodzi ,a jak nie to trudno :) Bardzo polecam ta stronkę : http://wbiegu24.pl/news/1347-bieganie-sukces-trzeba-tylko-chciec.html Naczytałam się o motywacji do biegania i mimo ciężkiej głowy po sobotnich "dyskusjach" miałam od razu ochote biegać. Ale wytrzymałam ,poszłam dla relaksu na basen. Dobrze ,że na tym basenie się można pod wodę schować bo znowu było włączone podwodne oświetlenie ,a to wywołuje u mnie atak radości :) Normalnie aż dodechu nie mogę złapac tak sie cieszę - jak szajba to szajba. W takich chwilach to nie wiem co ja bardzij kocham - bieganie czy pływanie. Jak biegam to biegani, jak pływam to pływanie :) Miałam troche przerwy przez przeiębienie więc zmniejszyłam ilośc długhości do 50....a potem jackuzzi. W lecie mi tam było stanowczo za goraco - teraz się rozpływam :)

20 października 2013 , Komentarze (18)

O ziemię mnie walnęło ,ale jest minus 0,4 kg. No zawsze to lepiej niż zeszłotygodniowy -0,1 kg :)))) Od chyba trzech tygodni to cholerne 73 mi utknęło. Ależ cieszę się bardzo ,chociaż doczekać się nie mogę kiedy ta 3 zniknie...a ja zobaczę z przodu 6. Już jestem tak blisko ,że aż czuję dreszcze.
Cudowny spędziliśmy weekend. Goście się bardzo udali :) Miałam małe wyzwanie kulinarne bo się okazało ,że koleżanka nie je mięsa. Wychodzili zachwyceni więc chyba sprostałam. I właśnie się zabieram za mrożenie ,bo rzecz jasna narobiłam wszystkiego za dużo. Ale nic się absolutnie nie zmarnuje.
Jutro poniedziałek ,zatem zaczynamy z wielką pompą nowy trening biegowy. Już się nie mogę doczekać. Dziś to raczej basen i spacer z psem - na spokojnie. A póki co takie raczej lenistwo :)

18 października 2013 , Komentarze (25)

Może to przez pogodę, może przez ciągle plątające się po mnie przeziębienie ,a może nie ta kwadra księżyca. W każdym razie na ten miesiąc wystarczy marudzenia! Wzięłam sobie do serca wszystkie wasze rady i uwagi. Kurcze jak się nie ogarnę za chwilę się zacznę zachowywać jak bezsensowna laska co wygląda jak milion dolców ,a chodzi i jęczy że jest za gruba zamiast się cieszyć zwyczajnie życiem. Jedno jest pewne - z ta głową to trzeba uważać. Zatem troszkę zwalniam na łikend...choć dziś bez wymówek trening perfekcyjnej pani domu (bo jutro goście). Zatem uroczyście przyrzekam poprawę. W ramach akcji rewelacji od przyszłego tygodnia insanity - jak tylko wirus się nie rozwinie.

Postanowiłam troszkę więcej poczytać o relaksacji. Tak wiele już zrobiłam dobrego dla swojego ciała ,a zapomniałam o głowie która w tym sukcesie miała nie mały udział. W końcu gdyby nie to ,że ona jednak jest po mojej stronie to nie byłabym dziś tu gdzie jestem. Gdyby głowa zawzięcie nie powtarzała "nie przejmuj się przytykami innych, rób swoj" to już dawno bym odpuściła. A teraz cóż ,wpadła bidulka w jakąś panikę ,a ja zamiast jakoś pomóc krzyknęłam "zamknij się ,idziemy na siłownię".No i się mało nie popłakała.

Doskonale sobie zdaje sprawę z tego ,że zdrowe i piękne ciałko to nie jest cel tylko misja...miss JA! Wiem ,że to się nie skończy za 2 -3 miesiące ,że żeby to miało sens już musi tak być do końca życia. I będzie przysięgam! Ale trzeba się do tego zabrać nie tylko od dupy strony ,od głowy strony także. Wczoraj było mi trochę głupio po tym wpisie ,że się tak mazgam. Ale jak same pisałyście ,każdy może mieć gorszy dzień i na to też sobie trzeba pozwolić ,i trzeba jak najszybciej potrafić sobie z tym poradzić. To co mnie w tym wszystkim cieszy ,że nie mam problemu z dietą nawet w tych rezonansach. Dawniej jak miałam smutny dzień to jedzenie mi poprawiało nastrój ,teraz poprawić nastrój może mi tylko bieganie...no i mąż.

No dobra?w planach spokojny łikend ,a potem ogień! Nie spoczniemy nim dojdziemy?

A w ramach akcji "a ty twierdzisz ,że się nie da" : http://pudelekx.pl/18-miesiecy-cwiczen-dalej-twierdzisz-ze-sie-nie-da-14047

17 października 2013 , Komentarze (25)

Na to wygląda ,że moja głowa jest za gruba na siłownię. skończyło się na 30 minutach na bieżni, 10 minutach rowerku i 20 minutach ćwiczeń na nogi. Było bardzo dużo ludzi ...trener jeden. Jakoś wolał pomagać swojej chudziutkiej koleżance. No rozumiem - mega ruch...ale ech. Jedyny pożytek z tego ,że po pierwsze spokojnie mogę na zimę z bieganiem się przenieść na bieżnię. Chociaż trzeba przyznać ,że zapewne jeszcze 3-4 miesiące temu wybiegłabym  stamtąd z płaczem. Mam przyjść w sobotę jak będzie mniej ludzi i wtedy trener może znajdzie dla mnie czas. Nie no raczej nie mogę mieć do gościa pretensji. Początki bywają dziwne …a przecież nie mam na czole wytatuowane: schudłam 16 kg i już naprawdę wyglądam nieźle. Słoń jaki jest każdy widzi. Wygląda na to ,że w tym tygodniu to nie forma fizyczna mi siadła tylko psychiczna – i kompletnie nie wiem dlaczego. Wyjątkowo mam spokojny tydzień. Wszystko idzie gładko …może zbyt gładko. Muszę się ogarnąć wewnętrznie i ruszyć do przodu. Może potraktowałam sama siebie zbyt ambitnie – mam zdecydowanie do tego tendencje. Chyba bez żartów przesadzam z tymi wszystkimi czasami itp. Wiem ,że są wśród nas osoby biegające więcej i szybciej ode mnie…i są takie które biegają mniej i wolniej. I sęk w tym ,że nie ma to żadnego znaczenia. Dochodzę do wniosku ,że od czasu do czasu jakiś taki się bunt we mnie robi. Może to wszystko tylko wina przemęczenia. Organizm zaczyna buntować głowę.  Bo faktycznie sporo już osiągnęłam ,ale nadal jestem kartofelkiem. Z galaretą na brzuchu i resztkami cellulitu na udach. Dlaczego jeszcze nie jest koniec? Dlaczego ciągle trzeba walczyć? A może już wystarczy? Jak same widzicie musze odpocząć głowę bo zaczyna bredzić. To ,czy i kiedy będzie koniec zależy tylko ode mnie. Warunek jest jeden – trzeba dobiec do mety! Całe to odchudzanie zaczyna faktycznie wyglądać jak maraton z jego najrozmaitszymi etapami. Momentami niezwykłej euforii , ale i momentami załamania i zwątpienia. Tak więc już chyba nie ma wątpliwości ,że minęłam jakiś wirtualny trzydziesty kilometr i nadszedł zwyczajny kryzys. Nie ma on poważniejszego źródła ,głowa mankieruje a ja muszę to zwyczajnie zwalczyć. Wymagam jakiejś transformacji. Bardzo się cieszę ,że jestem tutaj z wami i w takim momencie jakiegoś zaplątania na pewno też się za chwilkę wyplątam. Już mi lepiej. 

 <?xml:namespace prefix = o ns = "urn:schemas-microsoft-com:office:office" />

16 października 2013 , Komentarze (26)

No i nareszcie wczoraj pobiegałam. W zasadzie wychodząc z domu nie zakładałam dystansu. Co jednak 4 dni całkiem rzetelnie chorowałam. Potem 3 dni jako takiej rekonwalescencji ,więc lekki spadek formy raczej przewidywałam. Niestety sie nie pomyliłam. Ale nic to strzeliłam 6,8 km. Czas tragiczny: 50 minut. I tak jak zwykle wnóstwo frajdy mi to dało. Drugi raz spróbowałam biegac bez muzyczki...całkiem to inne doświadczenie. Ale chyba bardzej się resetuję przez to. W pracy jakiś taki dziwny czas ,bardzo mi to bieganie już było potrzebne. Pies jednak został w domu ,więc tak sobie biegłam ja ,stoper i paczka chusteczek. I nahle mnie ktoś z tego transu wybił. Mijałam kolegę z pracy - w tym moim zamyśleniu dopiero jak po imieniu mnie zawołał to go zauważyłam....z hambaksem w ręce:)) I krzyczy za mną ,że też tak powinien jak ja biegać (już o tym na wiosnę przebakiwał)...a póki co te hembaksy. No cóż ja mogłam na to rzec...uśmiechnełam się szeroko i pobiegłam dalej. Ale trzeba przyznać ,że mi sie zrobiło miło. Chociaż muszę się pochwalić ,że oprócz aktywowania mojego ,było nie było szwagra ,który zawzięcie od niedawna chodzi na basen. Mojemaksymalne aktywności natchnęły też innego kolegę z pracy i juz od 3 tyodni biega! Niesttye nie chce ze mna biegać...ale jakoś to przełknę. Zresztą ma wrażenie ,że ja tak tylko narzekam że nie mam z kim biegać ,a tak naprawdę to po prostu lubię tą godzinke tylko dla siebie samej. Ja i mój nieco przyspieszony oddech:). Zatem są już dwie ofiary mojej sportowej szajby. Nie licząc jednej koleżanki co chodzi na fitness...no ale tej chyba do moich ofiar nie moge zaliczyć. Tak czy tak zaraza się rozszerza. Na Vitaliii chyba też jest juz kilka ofiar :) A cholerka męża jakoś chwycic nie chce...no ale on trzeba przyznać bardzo odporny na infekcje. Muszę jakąś grubszą bakterię wychodować...takiego prawdziwego BAKCYLA :))) Tak ,że wracam do gry. Może nie w wielkim stylu ,ale z wielkim zapałem. Kurcze jak ja kocham to bieganie. Nie do końca rozumiem mechanim tej miłości ,ale mam twarde dowody. No wiem ,że endorfiny ... i tak to dla mnie nie pojęte :)))To chyba tak jak wszystko w życieu jest po prostu kwestia decyzji !

Dziś u mnie pada i średnio przyjemnie ,więc zdecydowałam się wymienić bieganie na siłownię. Idę po prostu dalej hodować bakcyla dla męża :)))

Edit. Hambaksy to hamburgery i wszelkie inne hot-dogi...przepraszam sama znam to pojęcie od niedawna ,ale uznałam że to dlatego że nie jadam :)))

14 października 2013 , Komentarze (81)

No i mnie VitaEmma natchnęła całkowicie. Czym? Tym:

I faktycznie tak jest. Tylko trzeba przeczekac i nie odpuszczać :))) Ale wierzcie mi dokładnie tak to wygląda. Całą wiosnę słyszałam: po co ty to robisz?? Po jaka cholerę wstajesz o 5:00 rano? Ty nienormalna jesteś. Po co ten basen tak często? Po co ty biegasz? Kurde czasem naprawde miałam ochotę bić. Ludzie potrafią być naprawdę bezwzględni kiedy chcą ukryć własne lenistwo. Ale trzeba być na to głuchym po prostu. I robić swoje. A uczucie kiedy predzej czy puźniej opadaja im kopary jest zwyczajnie bezcenne. Teraz nikt się już nie odważy w  moją stronę puścić takim tekstem :) Przychodzą i pytają "jak to zrobiłaś?". Szczerze - to zazwyczaj nie wiem co odpowiedzieć. Choć mam niejednokrotnie ochotę puścić wiązankę w stylu :nie odpuściłam nawet wtedy kiedy podkladaliście mi nogi. Teraz to się już z tego śmieję. Wiem ,że wygladam szczuplutko - nawet jeśli ja ciagle widzę sadełko do spalenia. No ale przyznać trzeba ,że nie wszyscy kładli kłody pod nogi. Mężowi za wsparcie to chyba kaczkę upiekę :) Choć na jego brzuszek to raczej powinnam zrobić sałatkę - w sumie to dziś ma przygotowaną :) Mam też jedną uroczą koleżankę w pracy ,która od samego poczatku mnie wspiera - jej też powinnam upiec kaczkę :) Jest szczuplutka więc jedna kaczka jej nie zaszkodzi. Kurcze ona jest już po ciąży ,a figura maturzystki. No nic ,ja na taką figurę musze jeszcze troszke popracować. Ale jestem naprawdę blisko. Ja niemal codziennie cieszę z tego ,że dałam rady dotrzeć tu gdzie jestem. Tak strasznie siebie lubie za to. To najfajnieszy prezent jaki kiedykolwiek sobie zrobiłam. Chociaż w myśl zasady nagradzaj swoje osiagniecia ostatnio kupiłam także koszulkę. W pepco - z moim zeszłoroznym sadłem nawet tam nie wchodziłam. A teraz bęc - mam koszulkę całkiem szczuplutką. To chyba pierwszy ciuch od 1,5 roku jaki kupiłam. I nie ma rozmiaru 46! Niewinne L. Wczoraj kolejne za duze podkoszulki opusciły moja szafę - totalnie za duże :) Kurcze jaką czuje moc!!!! 

Edit

Oj muszę to dopisać.Ale mam świadomośc ,że to nieco głupie. Się dziś wystroiłam w nową koszulkę i jeansy ze studiów i się sypią komplementy od rana. Przed chwilą wróciłam z rozdania nagród za udział w lidze kręglowej. I powiem wam ,że aż mi się dziwnie zrobiło ... to trwało najwyżej 10 min ,ale cały czas szef zakładu się tak mega na mnie gapił. Pracował kiedyś jako szef mojego działu...jak zaczynałam tu pracę to byłam raczej pulchniutka i potem to tylko postepowało. A jak mąż stwierdził ,że jeszcze taka chuda nie byłam nigdy jak teraz to chyba to dyrektorskie obcinanie jest tego dowodem. WOW :)

13 października 2013 , Komentarze (22)

Zatem po oficjalnym ważeniu nie jest tak źle. -0,1 kg trochę to śmieszne ,ale prawdziwe. Zawsze to lepsze niż wagi wzrost. Cholerna choroba i tyle. Od poniedziałku zaczynamy ostrą jazdę. Wracam z hukiem do biegania i pływania. Dla poprawy nastroju się też pomierzyłam. I faktycznie mi się nastrój polepszył. W biodrach przez 3 tygodnie zleciało mi aż 4 cm :))) Najgorszy jest ten cholerny brzuch. Utkną i się w ogóle nie zmienia już od prawie 3 miesięcy. Udo zmalało za to w ciągu tych 3 tygodni o 3 cm. No naprawdę nie jest źle. Zatem nie rezonuje tylko kończę tą rekonwalescencje. W sumie to się cieszę ,że odpuściłam bo się to gnojstwo nie rozwinęło w nic poważnego i całość trwała tylko 4 dni. A co do mojego rozmiaru to chyba mam teraz 42 ,ale już mocno pretendujące do 40. Jeansy które teraz noszę mają rozmiar W32L31 ,ale nie wiem jak się to na zwykłą rozmiarówkę przekłada.
Mąż mi dzisiaj powiedział ,że taka chuda jak jestem teraz to nie byłam nawet jak się poznaliśmy :))) W ogóle chodzi za mną dziś i mówi moja chudzinko...kurcze tak się cieszę ,że nie odpuściłam!

12 października 2013 , Komentarze (14)

To na pewno wasze moce i życzenie mi zdrowia odgoniło co nieco to cholerne zaziębienie. Przemówiłyście mi także do rozumu i jeszcze sobie dziś odpuściłam forsowanie. Wzięłam psa na długi spacer ,pobiegam po niedzieli. Waga niestety wzrosła. Mam +0,2 kg. Ale oficjalne ważenie dopiero jutro więc ze zmianą paska poczekam. I już się miałam zeźlić piekielnie i wpaść w rezonans albo bóg wi w co ,ale wpadły mi w łapy moje najukochańsze jeansy z zeszłej jesieni - i sobie właśnie uświadomiłam ,że to już rok. Zeszłej jesieni już prawie z nich wyrastałam. Mój rozmiar 46 śmiało pretendował do 48. No tak czy tak wskoczyłam w nie natychmiast i totalny szok. Tak jak już nieraz pisałam ja ciągle widzę w lustrze grubasa - co częściowo jest prawdą. Ale jak założyłam te spodnie to naprawdę zdębiałam. Jak ja mogłam być taka wielka? Z drugiej strony powinnam się cieszyć. W marcu pisałam ,że marzę o takim zdjęciu i mam :)


© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.