Wczoraj Krzysiek rozwiesił ogłoszenia o Śnieżku. Po południu rozstawiliśmy klatkę łapkę. Trochę się z tym wahałam, bo jak był mały został złapany z rodzeństwem właśnie dzięki klatce. Specjalnie po to ją kupiłam. Mógł zapamiętać stres i drugi raz nie wejść. Nie złapał się. Nadal wystawiamy jedzenie... Strasznie się o niego boję. To już 4 dzień...
Następne problemy to to, że w ganku mi zaczęło kapać z sufitu. Kapie dużo i na podłodze zbiera się kałuża. Nie wiem co zrobić. Dach był kryty kilka lat temu papą termozgrzewalną. Miało starczyć na 20 lat. To niby ganek na stronie domu należącej do mojej mamy, ale ona się tym nie interesuje. Ja z ganku też korzystam i nie może się przecież zawalić. Trzeba będzie coś tym zrobić. Tylko kiedy? Teraz zimą? Nie bardzo się takie prace wykonuje. Chyba należy poczekać z tym do wiosny co najmniej. Może Sebastian coś poradzi jak przyjedzie w styczniu. W sumie to on bardzo chce przyjechać na święta i sylwestra. Szkoda, że się Krzysiek nie zgadza. Sebastian obiecuje, że to i owo koło domu zrobi jak przyjedzie. To dobrze, bo Krzysiek się do niczego nie bierze.
W domu jest cieplej i to na tyle, że odważyłam się po południu na wyjście do igloo czyli do pracowni. Namalowałam kolejny obraz akrylami. Dziś go może skończę... Oczywiście podobrazi nie mam i zamalowuję stare obrazy. To jedyne wyjście. Na jakiś czas mi starczy...