- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (18)
Ulubione
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 6364 |
Komentarzy: | 86 |
Założony: | 16 listopada 2005 |
Ostatni wpis: | 27 marca 2014 |
Postępy w odchudzaniu
Moja aktywność - spaliłam 411 kcal
Nie ćwiczę. Jem regularnie, ale nie zawsze to co trzeba. Nie utyłam ale i nie schudłam. Jestem chora :( Plecy już prawie całkiem przestały boleć, to znowu zatoki... Jako że rozleniwiłam się przez ból pleców, nie potrafię zmusić się do powrotu to świata żywych.... Żołądek buntuje mi się z powodu najpewniej zbyt dużej ilości tłuszczów... Albo nie powinnam jeść ryb wędzonych na śniadanie. Albo do chorych zatok i gardła przyplątał mi się rota...
Nie wierzę w to co się dzieje... Jakiś letarg!
Moja aktywność - spaliłam 430 kcal
No to poćwiczone.. pobiegane.. i w ogóle! Pozamiatane...
Raz na jakiś czas zaczynają boleć mnie plecy w okolicy lędźwiowej. Bolą tak, jak przy wypadnięciu dysku. Ale dysk mi nie wypada, tylko mam problem z nadruchomością kręgów, jak stwierdził znajomy lekarz ortopeda, wszystko przez ciąże i znaczne nadwagi. No i klops. Boli. Chodzę jak kaczka, dupa do góry, cycki na dół... Machina moja poczeka, może nie zardzewieje. Dietę będę przynajmniej trzymała... bo jeśli chodzi o sport, to mogę co najwyżej popisać na klawiaturze...
Życie jest NIESPRAWIEDLIWE!!!!
Jeszcze dzieci znowu chore. Tym razem 3 dni w przedszkolu wytrzymały... Córka mniej, ale syn rozłożony na łopatki.. no prawie..
;(
Napisała bym co wczoraj robiłam i co zjadłam, ale nie chcę tego nawet pamiętać...
W każdym razie, dzień był kiepski pod względem wysiłku i diety. Dzisiaj zasłużone wyrzuty sumienia, ukradkowe spojrzenia w stronę orbitreka... wybacz mi to kochany! :D
Zasadniczo... trochę się podłamałam tym kiepskim wynikiem... cm też bez szału.. nie rozumiem własnego ciała.
Ciągle mam problem z wyjściem na zewnątrz.. Jest już świetna pogoda, a ja co? A ja w planach mam bieganie. Ciągle i wciąż. Nigdy tego nie lubiłam i nigdy tego nie umiałam robić. Planuję rozbieganie się wg tabeli, na początek minuta biegu na 4 marszu. Niezłe interwały mogą z tego wyjść...
Ale głupia creeda co? Głupia creeda się wstydzi! Bo niby wie, głupia, że to nie ważne co ludzie powiedzą i nie bierze tego do siebie, ale głupia nienawidzi uczucia tuż po, kiedy stwierdzi, że ktoś popatrzył czy się zaśmiał. Z resztą zawsze kiedy patrzą to znaczy, że się śmieją.. Sam pomysł wyjścia w dresach z domu, przyprawia ją o zawroty głowy! Jej największe kompleksy ujrzą światło dzienne! O NIEEEE...!!!
Taka głupia jest ta creeda!
Poza tym, dlaczego ona wciąż myśli, że w ogóle się patrzą? :O
To kiedy zmądrzeje? 30 na karku, a ona wciąż taka głupia!
Krótki poranny wpis, przed wycieczką do przedszkola, bo muszę się pokarżyć :(
Waga mnie nie lubi... Przez tydzień, pomimo uregulowania się spraw zwiazanych z @, pokazuje mi, że schudłam.. uwaga.. to będzie szok - 0,3 kg... Coś jednak robię nie tak... W takim tempie będę chudła kilogram miesięcznie... (sic!)
No cudów nie ma.. ale liczyłam jednak na 2-3 kg/m-c... :(
O co tu biega..? :( Aż dziwne jak taka wiadomość może popsuć humor..
Pomiary po powrocie, za kilka godzin.. może chociaż centymetry mnie nie zawiodą..
edit:
I ja tego nie chcę (??? ! ) zjeść...
5.30 rano - pobudka
6.00 - małe śniadanie dla dzieci (mam szansę na 5 posiłków!.. tylko apetytu nie mam o 6 rano)
6.30 - mycie, ubieranie dzieci
7.08 - planowane wyjście z domu na puszkę do przedszkola
8.00 - WOLNOŚĆ...całe 6 godzin dla mnie.. aż nie wiem czego pragnę bardziej, czy kilku godzin poza domem, czy kilku godzin w ciszy, w domu..
Ciekawe ile dni tym razem wytrzymają w przedszkolu, zanim przyjdzie mi kupować kolejne lekarstwa....Ostatnim razem byli 4 dni... i półtorej miesiąca leczenia. Aż mi się morda cieszy :) (ironia)
Dieta super.
Ćwiczenia.. tak sobie. Wczoraj wytrzymałam 20 minut na orbitreku, połowę tego czasu starając się zapanować nad odkręcającymi się śrubkami...wszystko z powodu ostrego wqrwa. Ale jest nadzieja. Dobrze mieć jednak teścia z warsztatem i .. spawarką:D zespawa mi dziada w pewnych miejscach podokłada jakieś podkładki pod śruby i może będzie odrobinę lepiej.. To jednak urządzenie mechaniczne, nie ma co się spodziewać ciszy grobowej... Ale w obecnym stanie rzeczy, to mnie wpędzi do grobu... Dodatkowo zrobiłam ćwiczenia z Martą, z poprzedniego wpisu i 40 przysiadów ze sztangą. Bardziej niż nogi bolą mnie barki od trzymania tej sztangi.. no ale nie żalę się.. o nie nie....
Przeglądając rózne pamiętniki wśród znajomych, ulubionych, ale także zupełnie obcych użytkowników uderzyło mnie parcie na.. Chodakowską, Mel B, Jillian i inne tego typu panie, które swoimi ciałami nęcą i zachęcają do nadludzkiego wysiłku, będąc bardziej celebrytkami, choć nie można im zarzucić, że nie znają się na swojej "robocie", widać to chociażby po ich ciałach... No ale... CUDZE CHWALICIE, SWEGO NIE ZNACIE. Pomijając Panią Chodakowską, której NIE NALEŻY chwalić, bo ćwiczenia w jej wykonaniu po pierwsze : dla ludzi ze znaczną nadwagą lub otyłością się nie nadają z wielu względów; po drugie: są kiepsko pokazane technicznie; po trzecie: Pani Chodakowska ostatnio preferowała ćwiczenia wykonywane W ŁÓZKU, na MIĘKKIM materacu, np.: uniesienie bioder z barkami wbitymi w miękką poduszkę i brodą wklejoną w dekold... no ja przepraszam.. ale prosta droga do zawału serca ludzi którzy się odrobinę znają na sporcie i do lekarza ortopedy....
Przeglądając swoją playlistę na YT znalazłam ostatnio film z instruktorką Martą. Jej ćwiczenia wykonywałam przy poprzednim odchudzaniu. Jest to intensywne ale krótkie cardio i zamierzam do tego wrócić, bo dzięki temu wydłużę czas ćwiczeń, nie przymierając nudą na sprzętach do ćwiczeń i zarazem dbając o swoje stawy, które są nadwyrężone poprzez orbitreka i stepper.
Świetne po krótkiej rozgrzewce, aby dalej własnie ją kontynuować. Jeśli ktoś spróbuje, zdziwi się, jak bardzo męczące ;)
Inna kobieta, której ćwiczenia są świetne, POPRAWNIE WYKONYWANE, z odpowiednimi instrukcjami i ogólnie po prostu bez zarzutu, a przy okazji jest osobą mega pogodną i ciepłą jest pani o nicku fitappy.
To jest jej strona domowa, a na youtube jest bardzo dużo jej filmów.
Ja osobiście uwielbiam np te:
Sprawdziłam i są efekty! Ćwiczenia działają i również, pomimo tego, że łatwe - dają w kość. To tylko jeden przykład, a filmów fitappy ma na prawdę dużo i każdy jeden lepszy od drugiego.
Także polecam dla osób które chcą coś robić, ale niekoniecznie po 40 minut szaleć w zabójczym tempie z celebrytkami..
Niedziela miała być niedzielą. Ale nie była. Jutro będzie, pomimo tego, że wciąż jest dziś. Zamieniłam niedzielę z poniedziałkiem ;)
W poniedziałek, czyli jutro muszę jechać z synem do lekarza, o 16, to akurat mniej więcej pora treningu... więc co mi pozostało.. Jak Bóg przykazał, sumiennie, zrobiłam 3x10 przysiadów ze sztangą, uważam że na pierwszy raz to nieźle... na 30 wyprost już nogi ledwo podołały, więc uznałam że nie będę szalała... potem 35 minut orbitreka. No niestety odechciewa mi się, bo po prostu ja latam, a tu po pierwsze: mąż się sprzeniewierzył i zajada w najlepsze kanapki, z koszmarnie białego chleba i wysoko przetworzonej wędliny, dzieci kruszą ciastkami do mojego własnego łózka, a orbi skrzypi jakby mówił "aaaa nie rób mi tego! to boli! złaź gruba krowo!..."
No w takich warunkach to każdy sąd mnie uniewinni. I to za wszystko.
Plan treningowy na następny tydzień:
Poniedziałek (zaliczony jak by nie było): nogi i cardio
Wtorek: ramiona i cardio..
I tak dalej, na zmianę, do soboty, a w czwartek ważenie.
Obiecałam sobie, że od wtorku, ponieważ w niedzielę jest poniedziałek, nie zejdę z tego orbitreka przed osiągnięciem 40 minut codziennie. To jest wykonalne. Niech sobie cierpi... ja też cierpię ;) ;P
Mam miły okres w życiu ;)
Aż trochę boję się co będzie jak zacznie się czas "pod górkę"... Taka naturalna kolej rzeczy...
Uściślając:
1. Chudnę. Czuję to i widzę. I nie tylko ja ;)
2. Cellulit się zmniejsza, przestaję poznawać własną pupę :D
3. Zdrowie dopisuje, zarówno dzieciom, mężowi, jak i mi.
4. Pogoda, pomijając ten weekend, jest świetna!
5. Okres się zaczął, a to znaczy, że niedługo się skończy... :/ ;) Ale znaczy też, że zespół napięcia się wreszcie skończył, w tym miesiącu wyjątkowo dał mi się we znaki... Aż dziwne, ze nic nie zniszczyłam...
6. Mam sztangę! 15 kg w sumie... pożyczona od szwagra, ale jest ;) Więc do lata może "zrobię tyłek" :D
Jeśli chodzi o dietę.. dalej prześladuje mnie monotonia.. Nie narzekam, ale też nie ma rewelacji.. Po prostu nie chce mi się;) Każdy posiłek jest robiony razy 2. A czasami 3...
Dajmy na to - śniadanie: Dla dzieci kanapki, parówki albo naleśniki, dla mnie owsianka i cieszę się, kiedy męża już w tym czasie nie ma w domu, bo nie muszę jemu robić ;D Ale to jest ok, bo on robi mi kawę..
Drugie śniadanie, przeważnie owoce, wiec luzik
Potem nieszczęsny obiad....Dzieciom albo zupę, albo jakieś kaloryczne wieprzowiny, czy kurze cycki, ale za to w panierce... Jedyne co się nadaje do wspólnej konsumpcji, to surówki. Dla siebie robię ryże i kasze z warzywami i gotowanym drobiem, a mąż ostatnio poprzez mojego wqrwa z tego powodu zjada wszystko co się nadaje z tych 2 opcji ;P ;)
Musi coś podjadać po kryjomu skubany, bo nie chudnie... :|
Podwieczorek jakieś jogurty czy owoce
Kolacja jak śniadania... tylko zamiast owsianki ja mam ser biały z jogurtem, lub serek wiejski lub jajka.. Opcja z jajkami pasuje wszystkim poza synem... no i tak w koło panie Macieju... aż się odechciewa ;)
Za to jeśli chodzi o konsumpcję ziemniaków, to 5 kg kupione w dyskoncie starcza teraz na ponad 2 tygodnie, a kiedyś potrafiliśmy w 3 dni wykończyć, jedząc placki, do obiadu ogromne porcje.. wszystko oblane tłuszczem... KOSZMAR! Dobrze że już tak nie ma...