Niedziela miała być niedzielą. Ale nie była. Jutro będzie, pomimo tego, że wciąż jest dziś. Zamieniłam niedzielę z poniedziałkiem ;)
W poniedziałek, czyli jutro muszę jechać z synem do lekarza, o 16, to akurat mniej więcej pora treningu... więc co mi pozostało.. Jak Bóg przykazał, sumiennie, zrobiłam 3x10 przysiadów ze sztangą, uważam że na pierwszy raz to nieźle... na 30 wyprost już nogi ledwo podołały, więc uznałam że nie będę szalała... potem 35 minut orbitreka. No niestety odechciewa mi się, bo po prostu ja latam, a tu po pierwsze: mąż się sprzeniewierzył i zajada w najlepsze kanapki, z koszmarnie białego chleba i wysoko przetworzonej wędliny, dzieci kruszą ciastkami do mojego własnego łózka, a orbi skrzypi jakby mówił "aaaa nie rób mi tego! to boli! złaź gruba krowo!..."
No w takich warunkach to każdy sąd mnie uniewinni. I to za wszystko.
Plan treningowy na następny tydzień:
Poniedziałek (zaliczony jak by nie było): nogi i cardio
Wtorek: ramiona i cardio..
I tak dalej, na zmianę, do soboty, a w czwartek ważenie.
Obiecałam sobie, że od wtorku, ponieważ w niedzielę jest poniedziałek, nie zejdę z tego orbitreka przed osiągnięciem 40 minut codziennie. To jest wykonalne. Niech sobie cierpi... ja też cierpię ;) ;P
Karampuk
19 marca 2014, 16:57moze stopery do uszu ? to jęków orbitka nie bedziesz słyszec
creeda
17 marca 2014, 07:23:D Dobrze wiedzieć, że nie tylko mnie rodzina zdradza... Jolka, słuchawki odpadają, bo zapomniałam dopisać, że co chwilę słyszę "Mamooooo, chce mi się....." i tutaj dowolna ilość wszystkiego...
jolakosa
17 marca 2014, 07:07sluchawki na uszy i wcale go nie słuchaj ze piszczy :)))
inesiaa
16 marca 2014, 22:16Hihi nie sluchaj tego orbiego, à meza i dzieci to najlepiej pozbyc sie z domu, mam to samo ; )))
Karolina_uk
16 marca 2014, 22:08Podziwiam za to, że nie poddałaś się i ćwiczyłaś. Moje wiosła tak krzyczą, że CZASEM boję się, że zbudzę męża jak rano ćwiczę, to czasem było z dużych liter bo ja nie mam jeszcze w sobie wyrobionego zaparcia na ćwiczenia.