Z okazji wczorajszego święta spadkowego odpuściłam ćwiczenia ;) Ale tylko z braku czasu, dietę trzymałam jak należy ;) Dzisiaj już wracam na mojego orbitreka, postaram się wytrzymać dłużej niż 30 minut... No zobaczymy...
Wiosna w pełni, słońce robi z moimi oczami dziwne rzeczy, koniecznie muszę kupić okulary przeciwsłoneczne, bo oszaleję.
Podejrzewam, że coś robię jednak nie tak i wypada zrobić morfologię. Pomijając zbliżający się okres, czuję ciągłe zmęczenie, nawet w dni wolne od ćwiczeń, mam problemy z koncentracją uwagi, jestem rozdrażniona i czasami chce mi się płakać..
Zasadniczo nie lubię ćwiczyć w domu, nie mam pomysłów na rozgrzewające ćwiczenia, więc najczęściej robię bardzo prostą gimnastykę i trucht w miejscu czy skakankę co chwilę zerkając na zegarek czy minęło już przynajmniej 5 minut, i mogę już popedałować. Ostatnio nawet bolały mnie mięśnie łydek, te nad kostkami (29 lat nie miałam pojęcia że tam są), nie wiem tylko czy przez orbiego, czy przez to, że wyszłam na długie wojaże w nowych butach do biegania, w których do tej pory ćwiczyłam tylko w domu.
Pożyjemy, zobaczymy ;)
edit:
Nie wytrzymałam więcej niż 30 minut... Ale to dlatego, że mój orbi po prostu doprowadził mnie do stanu białej piany.. skrzypiąc i stukając tak głośno, że po prostu nie słychać było, co dziecko do mnie mówiło. Jutro zafunduję mu porządne smarowanie i dokręcanie. Jeśli to nie pomoże, to po prostu wystawie temu modelowi negatywne opinie gdzie się da. Ale i tak go kocham za to co robi dla mojego ciała. Jednak przy takim akompaniamencie przed okresem nie da się na nim po prostu ćwiczyć. Zrobiłam jeszcze ćwiczenia na ramiona z fitappy, no i oczywiście rozgrzewkę i chłodzenie.
Spaliłam 488 kcal, co wg pulsometru równa się 0,06 kg tłuszczu ;) no woooow.... szał jeden.
Mam nadzieję, że nie jestem jedyna, która przed miesiączką nie ma w ogóle chęci do ćwiczeń... Ale nie daje się małpie, tym bardziej, że jak ominę ćwiczenia z takiego powodu, to mam potem niezłe wyrzuty sumienia.
Do przemyślenia jeszcze dieta. Udało mi się ustalić sobie 4 pory regularnych posiłków, bez podjadania, porcje takie, żeby się nie najeść, ale i nie umrzeć ;P Nie no - żartuje, rzadko się zdarza, że chodzę głodna. Ale jednak monotonia mnie zabija. Ile można jeść na śniadanie owsiankę, na drugie owoc i kawę zbożową, na obiad warzywa z warzywami, ryżem i kaszami, czy innym mięsem, a na kolację twaróg z jogurtem. A w niedzielę 50 kcal przeznaczone na słodkości... Nie mam fantazji jeśli chodzi o gotowanie dietetyczne. Idę na łatwiznę....