Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Jeśli ktokolwiek chciałby cokolwiek o mnie wiedzieć, wystarczy wejść w pamiętnik.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 19919
Komentarzy: 212
Założony: 2 lutego 2013
Ostatni wpis: 7 września 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Zeppelinowa

kobieta, 29 lat, Toruń

173 cm, 120.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

7 września 2016 , Komentarze (23)

PRĘDZEJ UMRĘ NIŻ TY SCHUDNIESZ.

Właśnie coś takiego dziś usłyszałam.

Od człowieka, którego w ogóle nie znam.

Fajnie.

Serdecznie pozdrawiam starego dziada z rynku u którego kupowałam dziś ziemniaki.

Mam nadzieję, że miałeś rację i rzeczywiście niedługo umrzesz.

Bo tak się składa, że zamierzam schudnąć.

-

Kurwa mać. Czy ludzie naprawdę nie myślą nad tym co mówią? Czy tacy ludzie nie wiedzą, że słowem można zranić znacznie bardziej niż nożem? Dziś po prostu się zirytowałam. Kiedyś pewnie wzięłabym to do siebie, rozpłakała się i zrobiła sobie krzywdę słysząc takie słowa. Nie biorę jako wytłumaczenie tego, że to osoba starsza – wiek nie usprawiedliwa chamstwa. Gdyby powiedział mi coś takiego mój osobisty dziadek pewnie tylko bym się zaśmiała i powiedziała, że jeszcze zobaczy, bo on jest 'swój'. A tak, szczerze mówiąc, byłam tak zaskoczona takimi słowami, że tylko spojrzałam na niego jak na idiotę i rzuciłam 'Ahaa'. Bo w życiu nie byłabym gotowa na to, żeby usłyszeć takie słowa, w takiej sytuacji.

OD NIEZNAJOMEGO.

DLA KTÓREGO BYŁAM PIEPRZONYM KLIENTEM.

OD KTÓREGO NIGDY NIC WIĘCEJ NIE KUPIĘ.

Nie mam na to lepszego komentarza niż 'ja pierdolę'.

I nie potrafię zrozumieć, czy to kwestia pokroju 'powiedziało mi się' czy może raczej 'tak, jestem debilem' ? Co to zdanie właściwie miało na celu? Zepsucie mi dnia? Sprawienie, żebym poczuła się źle? Uświadomienie mi, że jestem gruba?

DZIĘKI ZA INFORMACJE.

RZECZYWIŚCIE, NIE MAM W DOMU LUSTRA, WAGI I NIE WIEM, ŻE MAM NADWAGĘ.

Nie wiem, co chciał tym osiągnąć, ale udało mu się:

* sprawić, że nigdy nic więcej nie kupię na tym jego straganie

* udowodnić mi, że idioci ciągle są wśród nas

* dać mi +10 do motywacji

-

A tak ogólnie, u mnie wszystko w porządku, jakoś to się turla do przodu. Jakoś sobie żyję bez tych słodyczy i innych rzeczy, które kiedyś były dla mnie niebywałą 'przyjemnością'. Da się? Oczywiście, że się da.

Chociaż przyznaję, wczoraj spotkałam się z koleżanką, którą znam od samej podstawówki i trochę popłynęłam, wiecie – jakaś pizza, jakiś browar. Ale wszystko w granicach rozsądku i pod kontrolą. Bo wszystko jest dla ludzi – trzeba tylko umieć myśleć przy wyborach.

Ciągle natomiast nie umiem skutecznie przymusić się do ruchu. Kuźwa, zawsze jest jakaś wymówka, ZAWSZE. Ale staram się to zmieniać, pracuje nad sobą. Mam nadzieję, że z każdym dniem będzie coraz lepiej.

Zacznij tam gdzie jesteś, użyj tego co masz, zrób co możesz.~

3 września 2016 , Komentarze (1)

Wnioski po pierwszym tygodniu:

- zeszło 2,5 kg. 

* Uważam to za super wynik, zwłaszcza, że tak jak wam pisałam, zdarzało się, że wpadło mi coś słodkiego. Poza tym, mistrzem ćwiczeń też nie byłam, a po drodze wpadła @, a i miałam urodziny 30.08 i też jakoś super sobie nie odmawiałam tego dnia.

* Mam świadomość, że to pewnie głównie woda, ale jakoś nie robi mi to w tej chwili większej różnicy. Mniejsza liczba na wadze i tak mnie zmotywowała do dalszej pracy nad sobą.

- jadłam często.

* Średnio co jakieś 3 godziny. Czasami miałam wrażenie, że jadłam trochę za dużo, ale przyznaję, że nie bywałam głodna. I pewnie też dzięki temu nie ciągnęło mnie szczególnie do słodkiego.

- dużo piłam.

* Jestem przekonana, że codziennie na pewno wychodziły 2 litry wody, chociaż przyznaję, że nie liczyłam tego skrupulatnie. Ale wiem, że codziennie otwierałam 2 butelki wody, z czego z reguły ta druga nie była do końca dopita. Tak więc minimalnie wypijałam 1,5 litra wody.

Nagrody, czyli ode mnie dla mnie.

* Tak jak kiedyś napisałam, obiecałam sobie, że jeśli spadnie mi jakakolwiek liczba kg - wykupię sobie karnet na siłownie. I właśnie tak zamierzam zrobić. Jeśli dam radę, zrobię to jeszcze dziś, najdalej w poniedziałek. Jeszcze nie jestem pewna, czy zdecyduję się na miesiąc, czy trzy, ale wydaje mi się, że pewnie na trzy. Kiedyś już chodziłam i pamiętam, że dawało mi to sporo endorfin.

* Poza tym, jeśli uda mi się osiągnąć mój cel nr 1, tzn. zejść poniżej 100 kilogramów, zapisuję się na tatuaż. Myślę nad tym na poważnie od pół roku, więc to będzie ekstra nagroda i dodatkowa motywacja. Kto wie, może uda mi się przed końcem tego roku. :>

Dzień dzisiejszy.

Pomimo wczorajszego 'sukcesu' wagowego, dziś nie czuję się najlepiej. Psychika i to, co dzieje się w mojej głowie ledwo pozwala mi oddychać. Najchętniej przykryłabym się kołderką, leżała w łóżku i nie opuszczała go choćby na chwilę. Wizytę u psychiatry mam dopiero 26.09, więc muszę sobie jakoś poradzić sama. Kolejny raz znaleźć w sobie siłę, by funkcjonować. Na ten moment, niestety jej nie czuję. Najważniejsze, nie zajadać smutku, bo to nie pomaga, wtedy jest tylko gorzej.

A, bym zapomniała.

Dziękuję wam za wszystkie komentarze pod poprzednim postem, nie spodziewałam się aż takiej dyskusji i bardzo mi miło, że jakieś się wywiązały.


30 sierpnia 2016 , Komentarze (51)

Lata zajęło mi to, żeby w końcu to sobie uświadomić. Jesteśmy piękne dokładnie takie jakie jesteśmy. Waga w ŻADEN sposób nie definiuje naszego piękna. To, że ty uważasz, że wyglądasz źle nie oznacza, że myśli tak cały świat. Wszystko dzieje się wyłącznie w naszych głowach. Bo wiecie co? Jeśli to wygląd jest waszą główną motywacją do gubienia kilogramów, bo uważacie się za 'grube i brzydkie' to nie łudźcie się, że kiedy schudniecie dużo się zmieni. Jestem przekonana, że wtedy znajdziecie sobie coś zupełnie innego, co nie będzie się wam podobało. Garbaty nos, odstające uszy, krzywe zęby, czy to, że przy lewej stopie macie trzeci palec większy od drugiego.

Jednym z kluczy do szczęścia jest to, żeby w końcu zaakceptować siebie, razem ze wszystkimi niedoskonałościami. Bo tak jak napisałam na początku, piękno nie jest niczym konkretnym. To subiektywne pojęcie. I każda osoba na świecie ma jego inną definicję. Bo każdy z nas jest inny. I każdy jest w jakiś sposób piękny. Prawdziwa sztuka to to zrozumieć i zaakceptować.

~ Jeśli ktoś to przeczytał to gratuluję i życzę udanego wieczoru.Z chęcią poznam także wasze opinie w tym temacie.

~ PS. Nic mnie chyba nie irytuje tak jak ten edytor pamiętnika.

30 sierpnia 2016 , Komentarze (1)

Przyznajcie się, ile z nas pomyślało kiedykolwiek 'schudnę i będę piękna', 'będę piękna jeśli tylko zrzucę te 5/10/20 kg', albo 'jeśli schudnę on na pewno się mną zaintersuje!' (w tym momencie szczególnie pozdrawiam autorów programu 'Schudnę dla Ciebie'.) ?Ale czy osoba z nadwagą musi być uważana za brzydką? Czy wyobrażając sobie kogoś brzydkiego widzimy go z dodatkowymi kilogramami? Czy fałdki na brzuchu definiują piękno? Czy ktoś otyły nie może być piękny? I co to właściwie jest piękno?

Najprościej będzie się w tym momencie posłużyć słownikiem języka polskiego, który definiuje piękno jako 'zespół cech, który sprawia, że coś się podoba'. Na pierwszy rzut oka wydaje się proste, prawda? Coś co nam się podoba musi być piękne.

Banał!

A jednak, wcale nie.

Piękno jest rzeczą bardzo subiektywną. To co jedna z nas uzna za piękne, druga wrzuci do worka z podpisem 'obrzydliwe'. Każdy może wyrazić w tej kwestii swoje własne zdanie, które niekoniecznie musi pokrywać się ze zdaniem innej osoby. 

Dlaczego więc tyle kobiet uważa, że są brzydkie, bo są grube? Czemu myślimy, że będziemy ładniejsze jeśli schudniemy? Odpowiedź nie jest trudna, wszystko dzieje się w naszych głowach.

Opowiem wam historyjkę.

Była sobie kiedyś dziewczynka, nazwijmy ją na potrzeby opowieści Marta. Marta spokojnie przeżywała swoje dzieciństwo wypełnione zabawami ze znajomymi z podwórka. Całe dnie na dworze? Czemu nie. Wracanie do domu 'kiedy zapalą się latarnie'? Jak najbardziej. Rodzice jej nie rozpuszczali, ale też nie żałowali niczego. W związku z tym, jeśli chciała zjeść ciastko, jadła ciastko. A musicie wiedzieć, że baaardzo lubiła słodycze, co zresztą było widać w jej wyglądzie. Ale nie przejmowała się tym w żadnym stopniu, bo nawet przez głowę by jej nie przeszło, że coś może być z nią nie tak. Do czasu. Dokładnie do momentu w którym otoczenie zaczęło jej wysyłać niezbyt subtelne sygnały. A to 'grubaska' czy 'świnka Piggy' rzucone przez kogoś na podwórku, a to 'nie jedz tego, bo będziesz miała dupę jak szafa trzydzrzwiowa' powiedziane przez babcie. W taki sposób właśnie nasza bohaterka dowiedziała się, że jest gruba i że to złe i niedobre dla niej. Miała rację, prawda? Nadwaga nie jest niczym dobrym, prawda? Prawda. I Marta się tym przejmowała, było jej zwyczajnie przykro. Kiedy dorastała jej przygody z wagą były różne. A to brała się za siebie i nagle jej waga mieściła się w granicach normy, a to wracała do poprzedniego stanu, a to znowu wracała na mniej więcej właściwą liczbę. Zawsze towarzyszyło jej przekonanie, że jest gruba, a nie chce taka być. Że grube to złe. Że grube to brzydkie. A wraz z dorastaniem Marta dopisała sobie do 'gruba' wiele innych epitetów, głupia/ tępa/ beznadziejna/ nieważna/ niepotrzebna, które wg niej ją opisywały. I uważała się za taką zawsze, bez względu na to, ile akurat pokazywała jej waga. Nienawidziła siebie, chociaż otoczenie już od dawna nie mówiło jej w brutalny sposób czegokolwiek co mogłoby to potwierdzić. Wręcz przeciwnie, potrafiła dogadać się z każdym i miała wielu dobrych znajomych. Każdy z nich uważał ją za wesołą, pozytywną osobę. Nikt nie miał pojęcia co siedzi jej w głowie i że nie bez powodu potrafi nosić długi rękaw latem.

Pewnie już dawno domyśliliście się, że Marta to ja. Wiele czasu zajęło mi to, żeby zaakceptować siebie. Nie jestem nawet pewna jak to się stało, ale w tej kwestii jest już znacznie lepiej. Teraz dziwię się sama sobie, że mogłam uważać się za grubą ważąc 70 kg. Bo wiecie co? W tym momencie, kiedy moja waga zdąrzyła już przekroczyć mocno 100, czuję się bardziej pogodzona za sobą i ze swoim wyglądem niż wtedy, kiedy ważyłam znacznie mniej. Oczywiście, ciągle nie jest z tym idealnie, nadal mam problemy sama ze sobą, nawet sporo, ale nie są już one ściśle powiązane z tym ile akurat ważę. Waga nie sprawia, że płaczę po nocach, że nie chcę żyć, że nie mogę na siebie patrzeć. Waga nie jest wyznacznikiem mojego szczęścia i nieszczęścia. Mam nadzieję, że już nigdy nie będzie.

Spytacie, skoro jestem taka pogodzona ze swoją wagą, to co ja robię na takim portalu? I to będzie nawet całkiem mądre pytanie. Bo pierwszy raz zabrałam się za odchudzanie nie z myślą 'chcę być ładna, chcę by w końcu mnie zauważył', a dlatego, że chcę być zdrowa, dla siebie, nie dla kogoś. Uważam, że to najlepsza motywacja jaką tylko mogłam wybrać. Problemem nie jest mój tłuszczyk tu czy tam, a to że wchodzenie po schodach do mieszkania to dla mnie niezła wyprawa. Nie chodzi mi o bycie szczupłym, chodzi o bycie zdrowym.

Dodaj komentarz

29 sierpnia 2016 , Komentarze (4)

Moje drogie, jako że nie mam już zbyt wiele czasu, żeby spieprzyć dzisiejszy dzień to ogłaszam został on zakończony sukcesem. Przynajmniej pod względem dietowo-ćwiczeniowym. Bo tak, oto dziś, w końcu ruszyłam mój tłuszczyk. Pojeździłam na rowerze, zaliczyłam z psem dwa spacery dłuższe niż 5 minut i nawet poćwiczyłam z jakimś przystojnym panem z YT! Nie jest źle.

Ogólnie rzecz ujmując, to całkiem ciekawe jak wiele energii mam w sobie kiedy jem całkiem zdrowo /'całkiem', bo np. dziś pozwoliłam sobie spałaszować loda<3/ i nawet zmuszę się do ruchu. 

Zadziwiające jest także to, że mam świadomość w jaki sposób działają endorfiny, a jednak tak często stwierdzałam, że nie chce mi się/ nie mam czasu/ nie mam ochoty/ i tak będę gruba.

Zamierzam przymuszać się do tego tak długo, aż w końcu to polubię.

28 sierpnia 2016 , Komentarze (4)

Cześć dziewczynki.

Jeżeli chodzi o jedzonko, wszystko jest w jak najlepszym porządku. Moim dzisiejszym grzeszkiem było zjedzenie 3 kostek czekolady. Spoko, najważniejsze, że mam to pod kontrolą. Że nie zjadam całej tabliczki tylko te 3 kostki. Chociaż wiem, że byłabym w stanie wsunąć w siebie i 3 tabliczki, nie oszukujmy się. Ale może powinnam się czuć winna? Jeśli tak, to cóż, mam spaczone sumienie.

Oczywiście, sytuacja z ćwiczeniami ma się znacznie gorzej. Dzisiejszy dzień przesiedziałam w domu chowając się przed słońcem i opiekując się moim pozszywanym psem. Tak, wiem, mogłam sobie w tym czasie odpalić coś na yt.

I tak, wiem, MUSZĘ w końcu zacząć je robić. Obiecałam sobie, że jeśli zaliczę jakiś spadek 1 września (wtedy minie tydzień trzymania mojej 'diety') zafunduję sobie karnet na siłownię. Jeśli będzie inaczej, cóż, będę musiała sobie radzić w domowym zaciszu. Poza tym, muszę wymyślić sobie jakąś fajną nagrodę jak już zejdę poniżej 100. Tylko jeszcze nie wiem co, mam z milion pomysłów i nie wiem jak wybrać jedną rzecz.

27 sierpnia 2016 , Komentarze (2)

Nie spieprzyłam pierwszego dnia! Czyli zaczynam w całkiem dobrym stylu. Moim jedynym grzechem i to jak najbardziej kontrolowanym było zjedzenia loda świderka. Także, moje drogie, wszystko mam pod kontrolą.

Dziś ogarnę sobie tylko trochę więcej ruchu i będzie fantastycznie. To dziwne, ale naprawdę nie widzę ani jednego powodu, żeby nie osiągnąć celu. Chociaż miałabym się turlać - dam radę. Byle do przodu. To zdrowsze jedzenie też jakoś lepiej na mnie działa, od razu jakby mam więcej siły i ochoty na cokolwiek.


Swoją drogą, nienawidzę lata. Naprawdę, jak patrzę na pogodę za oknem to myślę 'o jak ładnie', ale zaraz potem przypominam sobie, że wystarczy, że wyjdę tam na kwadrans i już ją znienawidzę. Po cichu liczę, że te upały znikną tak szybko jak szybko się pojawiły.

Dziękuję wam za wszystkie komentarze pod poprzednim postem. Mam motywację, ale to zawsze bardzo miło wiedzieć, że mam w was wsparcie. Dziękuuuuję.


26 sierpnia 2016 , Komentarze (13)

Chyba w końcu dorosłam, żeby naprawdę się za siebie zabrać. Tak, zapuściłam się i to strasznie. Wiedziałam o tym, więc wchodząc na wagę nie byłam jakoś szczególnie zaskoczona.

Co najwyżej, zawiodłam się na sobie. Ale z drugiej strony, sama się prosiłam o taki wynik. Stało się, to się stało, więc mam dwa wyjścia

* nic nie zrobić i zatracić się w tyciu

* w końcu ruszyć tyłek i coś ze sobą zrobić

Ostatnio cierpię na nadmiar wolnego czasu, więc jak można się domyślić, wybrałam tą drugą opcję. Zresztą, skoro ten wpis się pojawił to nie po to, żeby oznajmić wszem i wobec, że się poddaję.

O nie, nie, nie dam się tak łatwo.

Wczoraj miałam koszmarny dzień, zjadłam takie świństwa, że myślałam, że umrę. Naprawdę, z dziką satysfakcją wyrzuciłam to co zostało do śmieci, a cole wylałam do toalety. Kurczę, naprawdę myślałam, że od tego zdechnę. 

NIGDY KURWA WIĘCEJ TEGO GÓWNA.

Dobra, nie oszukujmy się, teraz tak mówię, a za parę dni stwierdze, że 'chipsiki to bym zjadła'. Ale wiecie co? Wtedy powiem sobie 'nie'.

Bo to ja kontroluję swoje życie. Tylko ja mam władzę. Więc jeśli chcę jeść zdrowo to tak będzie. To wyłącznie ja jestem byłam swoim wrogiem, ale koniec z tym. Teraz jestem swoim sprzymierzeńcem, nawet jeśli jedynym, to nic nie szkodzi, to wystarczy. 


Pierwszy raz zabieram się za siebie nie dlatego, że brzydzę się sobą, że uważam że jestem paskudnym grubasem. Bo wiecie co? Nigdy nie byłam pogodzona ze sobą tak bardzo jak w tej chwili. Chcę schudnąc wyłącznie dlatego, że mam dość męczenia się przy wchodzeniu po schodach, po dłuższym spacerze. Chcę być zdrowsza i chcę się po prostu lepiej czuć. Wygląd jest sprawą zupełnie drugorzędną. Nie sądziłam, że kiedyś moje myślenie przestawi się na taki tor, ale jednak tak się stało. Kiedy pomyślę jak parę lat temu nienawidziłam swojego wyglądu i uważałam się za grubą krowę to robi mi się przykro, bo wyglądałam znacznie lepiej niż teraz. Wszystko dzieje się w naszych głowach. Fajnie, że w końcu udało mi się to zrozumieć.


Tak więc, mam plan :

* ograniczyć sól. Głównie dlatego, że ją kooocham, a ma to zgubny wpływ na moje ciśnienie, które jest wiecznie za wysokie.

* koniec ze słodzeniem kawy i herbaty. W efekcie pewnie ograniczę kawusie do minimum, bo uwielbiam ją słodką i z duuużą ilością mleka. Bardziej piję mleko z kawą niż kawę z mlekiem. Smutne, ale prawdziwe.

* wykluczam ze swojego życia gazowane słodkie napoje. Żegnaj colo, mam nadzieję, że nie będę za bardzo tęskniła!

* koniec z chipsami, orzeszkami i innymi przesolonymi przekąskami, które długo miały miejsce w moim serduszku

* regularne posiłki. Choćbym miała jeść coś co 2 godziny, żeby nie czuć głodu.

* warzywa, warzywa, warzywa, więcej warzyw!

Oczywiście, chcę też wdrożyć do swojego życia jak najwięcej ruchu. Autobusem jeździć tylko w ostateczności, jeśli tylko to możliwe, pójść pieszo, albo wsiąść na rower. Muszę też w końcu kupić ten karnet na siłownię, to na pewno mi nie zaszkodzi.

Mam nadzieję Wiem, że mi się uda. Muszę być silna. Skoro już postanowiłam, to nie ma odwrotu. Chcę to zrobić, żeby udowodnić sobie i wszechświatu, że mogę. Że umiem. Że radzę sobie z życiem.

Niech ktoś trzyma za mnie kciuki, bo nigdy nie za wiele pozytywnych wibracji!

24 lipca 2014 , Komentarze (5)

Tak, tak, tak.. przyznaję się bez bicia, trochę dziś pogrzeszyłam. Wyszłam z koleżankami na piwo, które samo w sobie jest raczej mało dietetyczne i jeszcze pozwoliłam sobie na lody...

image

.. ale co tam, nie robię tego codziennie, więc nie będę sama sobie robiła wyrzutów. yolo, te sprawy. Dobrze się z nimi bawiłam i to jest chyba najważniejsze. 

Jako pokutę poświęcę jutro trochę czasu na ćwiczenia, będę po pracy, więc nie będzie to takie znowu łatwe, ale co najmniej kwadrans na pewno dam radę. 

-

No i oto nadszedł dzień nr 4. 

Nie, zdecydowanie nie zdarza mi się na co dzień obżerać, jeść aż do oporu. Czasami bywają jednak sytuacje, w których stwierdzam, że 'obżarłam się jak świnia'. Taa,. są to zawsze dni typowo świąteczne, Boże Narodzenie i tym podobne. Pyszne jedzenie z każdej możliwej strony, no i jak tu się nie skusić..? Przecież nie można obronić się przed tym wszystkim.. Zresztą, co wam będę tłumaczyła, pewnie doskonale wiecie o co mi chodzi. Nie sądzę jednak, żeby miało to szczególnie zgubny wpływ na moją wagę. A na pewno nie było głównym czynnikiem, który doprowadził mnie do otyłości. Wiadomo, tak samo jak nie da się schudnąć w parę dni tak samo nie obrośnie się w tłuszcz przez zjedzenie zbyt wielu specjałów ze świątecznego stołu.

-

'Pamiętaj, że wszystko można zacząć od nowa. Jutro jest zawsze świeże i wolne od błędów.' - L.M Montgomery

I z tym optymistycznym cytatem zostawiam was na noc, trzymajcie się. ;)

23 lipca 2014 , Komentarze (9)

Więc tak, chciałabym wam bardzo podziękować za komentarze pod ostatnim wpisem, nie spodziewałam się tylu miłych słów, naprawdę. Niezbyt umiem nazwać konkretnie to uczucie, ale jakoś tak pozytywnie zrobiło mi się na duszy. 

image

-

Nie mam jednego zdjęcia, które by mnie inspirowało. Dlatego właśnie wkleję wam parę takich, które zwyczajnie lubię. Nie są to zdjęcia, które powszechnie uznajemy za motywacyjne, ale co tam. 

A najbardziej mnie inspiruje i motywuje do działania ten gif.

image

Jedno spojrzenie na tę kobietę i mogę odmówić sobie każdego niezdrowego jedzenia. Mam nadzieję, że nikogo szczególnie nie obrzydziłam.  

-

Nie mam zbytnio na nic siły, więc tylko życzę wam miłej nocy. <3

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.