Poniedziałek regeneracja po weekendzie, żadnych treningów, tylko 25 km na rowerze.
I hurra po wielu wcześniejszych próbach, szukaniach, próbowaniach, udało mi się kupić mega wygodne buty treningowe, stare już były naprawdę STARE, bez amortyzacji i trochę się rozpadające.
Wtorek: 20 km rower,
W południe brzuch + tric: po 10 minatach rozgrzewki na orbitreku - podciąganie kolan w zwisie na drążku x 15, scyzoryki na piłce x 20, pompki w podporze tyłem x 15 (nogi na ławeczce) - w trzech seriach.
Środa: 20 km rower
W południe miało coś tam być, ale po kolegach odziedziczyłam rozgrzaną, wypachnioną saunę, nawet wiaderko było pełne wody. Obudziło mnie własne chrapnięcie.
Wieczorem:
1. Romanian MC: 12x 35 kg, 12x 35kg, 10x 40kg, 10x 40kg, 10x 40kg - faceci niby nie patrzą, ale jak nie mogłam położyć sztangi na stojak, bo jedyne miejsce było wysoko, to zaraz miałam pomoc - to było miłe
2. Wciskanie sztangielek na barki siedząc: 12x 7kg 12x 7kg 10x 7kg 10x 7kg 10x 7kg,
2. ściąganie drążka poziomego do brzucha: 12x 25kg 4 serie - to było ciężkie, bo maszyna jakoś się zacina i mam wrażenie, że czasami jest ciężej niż powinno być
3a. wyciskanie sztangi na ławce skośnej: 10x 20kg 8x 20kg 6x 20kg 6x 20kg - to ostanie to już ledwo, ledwo i niezbyt technicznie
3b. wznosy ramion bokiem w opadzie tułowia 15x 2.5kg 15x 2.5kg 15x 2.5kg 15x 2.5kg
4a. uginanie ramio ze sztangą - biceps: 15x 10 kg
4b. czachołamacz 15x 10kg
(4a i b jako seria łączona powtórzone 2 razy)
godzina zajęć power pump - ciężko, ale wchodziło super
Tylko nowe buty okazały się wcale nie tak wygodne jak miały być. I w domu od razu zajrzałam do kosza (hurraS. nie wyniósł nic do śmietnika), wygrzebałam te stare, wcale stare nie wydały mi się, otrzepałam z fusów po herbacie, wyciągnęłam z nich starą gumę do żucia i zaniosłam do pralki. Jak dobrze że jeszcze były.
A jutro na Krutynie na kajaki na trzy dni. Maja być burze = przygody.