Dokładnie sobie przypomniałam dlaczego nie lubię "szkoleniowych integracji". Nie tylko za kretyńską nazwę, bo nic nowego się tam nie dowiadujemy poza tym ile można się nie dowiedzieć za taką ilość pieniędzy. Ale głównie za nudę w której trzeba uczestniczyć w miarę aktywnie no bo jesteśmy w pracy. Świadomość tego jest kluczowa i z tego zadania wywiązujemy się wszyscy na około 100%, a niektórzy na ponad 100. Z pozytywów (oprócz tego, że mam to już za sobą) - jedzenie było bardzo dobre tzn: masa owoców, wszystko świeże lekkie, a ja bardzo rozsądna w ilości i w wyborze.
No i tam! ta!! ram!!! pozbyłam się strachu przed zjeżdżalnią w aqua parku. Bo jako osobnik nieposiadający małych dzieci i nielubiący basenu, jestem w tej dziedzinie prawie neofitą.. prawie, bo kiedyś , kiedyś.. chyba 10 lat temu, zjechałam z entuzjazmem (nowiutki basen, ja przekonana, że to będzie przygoda) i skończyło się obtarciem do krwi pleców, podarciem nowiutkiego kostiumu i przywaleniem tym obtarciem w zapłytkie dno (chociaż i tak miałam szczęście, bo niedługo po tym przeczytałam, że jakiś facet zjechał do basenu bez wody... o ile to prawda była oczywiście).
A teraz zjeżdżalnia była wysoka (nalatałam się po schodach) i bardzo gładka, dobrze nawodniona pozaginana w różnych kierunkach, fragmentami dziwne dźwięki były i światło, taki nastrój grozy, a na końcu czekał całkiem niezły Pan Ratownik. I czas przejazdu był mierzony - miałam najgorszy "bo Ty masy nie masz" - opinia mojego kolegi, postanowiłam potraktować jako komplement... ale hmm..
W każdym razie.. za pierwszym razem.. spanikowana próbowałam hamować czym się da rozkładając szeroko ręce i nogi, zapierając się piętami o ścianki, a moja koleżanka wołała " no dawaj, dawaj!!!" ale potem już jeździłam jak torpeda wyciągnięta aż po koniuszki palców.. (najlepszy czas 24 sekundy, inni średnio 10 sekund mniej). I oczywiście wiem, to nie ważne, nie powinniśmy się porównywać, po co, ale jednak...
Środa: 10 km rower w deszczu pod wiatr, no i ten basen .. coś tam nawet pływałam, najpierw taką śmieszną żabką z głową ponad wodą, żeby NIE ZMOCZYĆ WŁOSÓW!!, co było zupełnie niepotrzebne, bo potem zapomniałam i każdy zjazd na zjeżdżalni kończył się nurkiem
Czwartek: 10 km rower, pół godziny spania=relaksu w saunie
Piątek: 20 km rower, w południe...
po 10-ciu min orbitreka (znowu, znowu niemożliwie rozklekotanego)
1a. Rozpiętki na ławce poziomej 7kg na rękę x15
1b. Wyciskanie sztangielek stojąc 7kg x 10
a i b jako serie łączone powtórzone 4 razy.
a po pracy leń zwyciężył i zamiast na trening pojechałam do domu, ale mam nadzieje, że w weekend "odpracuje"
A teraz jeszcze jedna (ostatnia szansa) dla The Drop Dead Diva...?
diuna84
17 października 2016, 11:04ten rower jest imponujący ;) fajnie ;) BRAWO BRAWO ja zjeżdżam, ale nie lubię, szkoda mi stroju na pupie / moje dzieci bardzo lubią/ syn 6 lat już po mału sam jeździ. A tego rodzaju imprezy eehhh ja nie ciepię jak mąż jeździ sam !
Lachesis
15 października 2016, 18:30A ja zawsze lubiłam wyjazdy służbowe, póki nie było za często. A teraz jest urzędas, a urzędasy nie mają takich atrakcji w ogóle, bo im się nie należy, bo to urzędasy i żyją ze społecznych piniędzy :-0
beaataa
15 października 2016, 19:57Ja bym też lubiła, jak by tam coś ciekawego się działo, a nie pustka pustek podana na bogato, a wieczorem, zamiast za stołem by się grało np w kręgle, abo potańczyło, cokolwiek w ruchu... a o urzędasach to różne legendy krążą, jak oni się bawią i gdzie....::))
Lachesis
15 października 2016, 20:08No ale wiesz że legendy i podania to w większości... właśnie legendy i podania :-))) A nie, to jak tańców nie było, to rzeczywiście pustka
marii1955
15 października 2016, 09:32I ja sobie przypomniałam teraz - żę też nie lubiłam takich spotkań ... przeżyje się je , bo przeżyje - jak trzeba , ale też unikam , nooo nie lubię ... Widziiiisz - ale się rozkręciłaś na tej zjeżdżalni - hihi :) Super :))) Mamy wszczepione w siebie to ćwiczenie nawet na wyjazdach , psycho nam nie odpuści w razie braku ich kontynuacji --- jesteśmy uzależnione , haha :))))))))