Taki "urok" poznawania nowych miejsc.
Majówkę rozpoczęliśmy mocnym akcentem. Już w naszym lesie, wstałam cichutko 6.20, plan był taki, że zrobię kółko po okolicy i o 10 wyruszamy. Umyłam zęby i pompa do wody ruszyła i już się nie zatrzymała. S. obudzony o porze strasznej dla niego, reperował - dźwigał, pompował pompą ręczną, naszarpał się, nadźwigał, ubrudził i rozbudził zupełnie = mogliśmy jechać cudownie pustymi drogami. Aż do pierwszej stacji na Gdańskiej, gdzie zaczęły się tłumy. Na drodze, na stacji paliw, wszędzie..
A już w Tolkmicku - pusto, cicho, spojnie no i ta pogoda👏👏👏
Wycieczka nr 1 część pierwsza: rozjechana błotnista i piaszczysta droga w lesie pełnym komarów. Zalew brudny ale nieśmierdzący. Święty Kamień nieciekawy ale ciekawy sposób , w który można do niego dojechać. Po dawno już nieistniejącym połączeniu kolejowym została stacja i tory po których kursują (tak, przez ten las komarowy) drezyny, napędzane nie dźwignią jak kiedyś, tylko rowerem.
Część druga: Frombok- Tolkmicko, cudowne, pachną rzepakiem wzgórza, leśne drogi i cudownie długi zjazd na koniec. Padliśmy po 21.