Piątek: 20 km rower i+ 30 minut szybkiego marszu w południe + mega zakwasy po czwartku i to ostatnie bardzo mnie dziwi, bo taki zestaw, przed urlopem, miałam regularnie co piątek i żadnych DOMS-ów nie było. Widocznie tydzień ganiania po górach z 20 kg plecakiem to nie to samo
No i w piątek, zamiast do "starego" klubu, zapisałam sie na 1,5 godziny jogi (coś nowego). Ale wieczorem w uszach brzęczał mi głos M. z przed 2-miesięcy "a co będziesz na jodze robiła?I przeprosiłam i odwołałam. Ale z joga nie koniec_zapisałam się na portal jogi i codziennie coś będzie..
Sobota: 10 km rower + 1h sztang z NOWĄ, instruktorką = świetną no i cos takiego kupiłam: