Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Witam wszystkich walczących tu z kilogramami, przyzwyczajeniami i ....samymi sobą I witam siebie, nieustannie gotową na zmiany, wyrzeczenia i sukcesy. Uzależniona od roweru, wciąż przesuwam granice, więcej km, mniej wrażliwości na deszcz czy śnieg, jeżdżę wszędzie, nie pogardzę nawet indoor cycling. Nie biegam - nie lubię, ale zajęcia w klubie typu interwał, TBC uwielbiam. Siłownia - hmm, uczucia embiwalentne, inaczej nazwać tego nie umiem, nie lubię ale doceniam efekty i zmuszam się.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 216741
Komentarzy: 10485
Założony: 21 lutego 2012
Ostatni wpis: 11 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
beaataa

kobieta, 60 lat, Warszawa

170 cm, 54.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

11 maja 2024 , Komentarze (8)

Trochę wspomnień było na początku, bo pojechałam od drugiej strony torów, lewej znaczy, czyli dobrą, szeroką ścieżką, która potem ląduje na Wolskiej. A tam, bardzo blisko, całe moje młode życie pracowała moja Mama w wydawnictwie MON i to była baza moich pierwszych, samodzielnych wypraw do W-wy. Sklepy akwarystyczne i numizmatyka głównie 😉.

Potem Złote Tarasy, gorsze niż zapamiętałam, tłum, walizki, pani drzemie na ławce. Ale sklep Levi's jest, w środku spokojnie, miła pani wybiera trzy (ciemne, średnie i jasne) pary szerokich portek, trafia w rozmiar idealnie. Ale ładnie to ja się w nich nie czułam. 

Ja mam długie nogi (nikt nie pojeździ na moim rowerze bez obniżania siodełka, nawet jak to sporo wyższy ode mnie facet w servisie). Co również znaczy, że mam krótki tułów. A te spodnie miały stan klasyczny. i Były bardzo równomiernie wytarte, więc wyglądałam jakby większość mnie stanowiły dwie stożkowe kolumny. Do Zary nawet nie zajrzałam, parking rowerowy w niezbyt budził moje zaufanie. 

Potem sklep Wasalla. Bluzy jak dla mnie idealnej jakości, ale na kolor idealny muszę poczekać, bo cudne jagody w śmietanie, miały fason z bardzo, bardzo szerokimi rękawami, a dla mnie taki bardziej klasyk by się nadał. Reszta ogromnie przeskalowana, koszulki jak wielkie sukienki, ale to wiedziałam.

No i wreszcie element "turystyczny". Łazienki trzeci raz w życiu. Piękne, rozległe, poruszanie się po nich jest bardzo żmudne, bo rower trzeba prowadzić (wiedziałam, ale już trudno, poświęciłam się dla pawi i wiewiórek. Śniadanie przy pałacu na wodzie - przepyszne. Pawie krzyczały, jakby całe stado ich było, a przyleciał jeden. Wielki, piękny, bardzo kolorowy, usiadł na trawie, ale taki tłum ludzi zaraz się zrobił, że paw uciekł, na drzewo.

Ciekawy dzień, 43 km wykręcone. Jutro w stronę przeciwną jadę, do lasu.

9 maja 2024 , Komentarze (17)

Taki mam plan na sobotę. 

S. testuje nowe gogle i tak jakby go nie będzie. 

A ja pojadę sobie do W-wy rowerem, może jakąś nową drogą, nie tak jak do korpo codziennie. I najpierw w Złotych Tarasach przymierzę się po raz kolejny do szerokich jeansów, ale tylko w
Levi's (jeżeli ten sklep przetrwał).

A potem do sklepu Wasalla przy Mokotowskiej, od dawna mnie intryguje ta marka.

Potem fotograficzne polowanie na pawie i wiewiórki w Łazienkach (chociaż światło zapowiada się nędznie). I może nad Wisłę zajrzę...? Jakaś kawa na bulwarach, co tam jeszcze, to się okaże..

A ze skarpetkami to skończyć nie mogę w tym roku. Trafiła mi się okazja, pierwszy raz w życiu, nie, że trafiła się pierwszy raz, tylko pierwszy raz miałam odwagę odpowiedzieć na pytanie zadanie na fb przez projektantkę, kto chce wzór skarpetkowy testować. 

I powstała moja wersja Cracow socks by Dorota @Knitolog.

A przy okazji tej sesji, dowiedziałam się, co ludzie robią na plaży wieczorem. Nic nie robią. Siedzą i patrzą się przed siebie. 

Poniedziałek: 20 km rower + 0,5 h siłownia

Wtorek: 20 km rower

Środa: 20 km rower + 0,5 siłownia

Czwartek: 20 km rower 0,5h siłownia

5 maja 2024 , Komentarze (13)

Sobota była jak piątek, tylko zamiast w stronę Elbląga, kółko było w stronę Fromborka.

A dzisiaj to już sama zrobiłam wycieczkę pożegnalną, śniadanie i o 12 do domu. I bardzo miła niespodzianka - na drodze nie to, że pusto, ale całkiem nieźle. I żadnych burzy, wichury, ulewy czy gradobicia..

Na rowerowym liczniku 225 km.

Majówkę 2024 zaliczam do mega udanych 👍, sezon letnich wyjazdów dobrze rozpoczęty.

4 maja 2024 , Komentarze (16)

Najpierw ja sama po płaskim: Kadyny - droga nad zalewem i plaża Riwiera😆. Droga wałem, po płytach, ale zaskakująco równych. Trzciny zniknęły, z jednej strony woda, pachnący rzepak z drugiej. No cudnie🤩

 A Kadyny to jeden wielki skansen - bogata pruska posiadłość (jest cześć hotelowa), z leśnym parkiem (tak, komary są tu wszędzie), wieżą widokową zarośniętą drzewami, stadkiem kóz do karmienia przez dzieci i brązową alpaką.

Po jajecznicy już na poważnie, najpierw daleko przy zalewie, potem mocno pod górę, przez lasy, pola - wymagająco i przepięknie, tak z poziomu roweru, bo z drona to już niebardzo. Pola duże, równe, żadnych zaskoczeń. 

Na późny obiad ziemniaki i surówka, na deser białko z siemieniem dla mnie, smażony okoń dla S.

I jeszcze bezkomarowy zachód słońca:

3 maja 2024 , Komentarze (21)

Czyli małym, starym, bardzo wolnym stateczkiem, tylko dla ludzi i rowerów.

A z samego rana, jeszcze jak S. spał, poszukiwania wieży widokowej. Dosyć blisko nas, ale droga do niej owiana tajemnicą 😉.

Dwie godziny krążenia po wąwozach i wzgórzach, poważna przeprawa przez strumień i wreszcie pomoc miejscowego pana.

Ale udało się.

A w Krynicy wiadomo - tłum ludzi, samochodów, wszystkiego. Ale tylko w centrum. Odjechaliśmy w stronę plaży, napotkaliśmy kilka dzików (moje marzenie), były ciemne, brzuchy miały umazane w błocie, niezbyt ładne były, pasiasty był tylko jeden malutki. 

Krótka wizyta na prawie pustej plaży, kąpanie w morzu, pierwsze od dzieciństwa i leśną drogą w stronę ruskiej granicy. Z powrotem drogą asfaltową. Po obiedzie plaża raz jeszcze, już prawie że o zachodzie słońca, raz jeszcze kąpiel i sesja foto nowych skarpet. 

W między czasie obiad - dorsz dla S. dla mnie zapiekane ziemniaki i gotowane warzywa. Takie se.

Ciekawy dzień, ale potwierdzający, że polskie morze to nie moja bajka. Bez zmienności, same linie ciągłe proste.

Czy wiedziałyście, że selfiaczki są lustrzanym odbiciem?

2 maja 2024 , Komentarze (4)

Taki "urok" poznawania nowych miejsc. 

Majówkę rozpoczęliśmy mocnym akcentem. Już w naszym lesie, wstałam cichutko 6.20, plan był taki, że zrobię kółko po okolicy i o 10 wyruszamy. Umyłam zęby i pompa do wody ruszyła i już się nie zatrzymała. S. obudzony o porze strasznej dla niego, reperował - dźwigał, pompował pompą ręczną, naszarpał się, nadźwigał, ubrudził i rozbudził zupełnie = mogliśmy jechać cudownie pustymi drogami. Aż do pierwszej stacji na Gdańskiej, gdzie zaczęły się tłumy. Na drodze, na stacji paliw, wszędzie..

A już w Tolkmicku - pusto, cicho, spojnie no i ta pogoda👏👏👏

Wycieczka nr 1 część pierwsza: rozjechana błotnista i piaszczysta droga w lesie pełnym komarów. Zalew brudny ale nieśmierdzący. Święty Kamień nieciekawy ale ciekawy sposób , w który można do niego dojechać. Po dawno już nieistniejącym połączeniu kolejowym została stacja i tory po których kursują (tak, przez ten las komarowy) drezyny, napędzane nie dźwignią jak kiedyś, tylko rowerem. 

Część druga: Frombok- Tolkmicko, cudowne, pachną rzepakiem wzgórza, leśne drogi i cudownie długi zjazd na koniec. Padliśmy po 21.


27 kwietnia 2024 , Komentarze (19)

Nie o sam Kraków chodziło, tylko o Krakoski Yarnmark Wełny = zakupy takiej, jaką oczy widziały, a palce podotykały. Żeby spotkać różne online tylko znajome. Żeby zrobić coś, czego wcześniej się nie robiło..

Ale im bliżej tej wycieczki, tym więcej wątpliwości mnie opadało. Bo po co to właściwie - będzie nudno, męcząco, ja nie umiem na żywo z ludźmi rozmawiać i w ogóle to oddaję bilety (kto to słyszał o 5 rano wstawać!) I nigdzie nie jadę...

Ale w piątek entuzjazm powrócił 😉. I dobrze bo było, a właściwie wciąż jest, bo ja jeszcze na dworcu..

Zakupy i spotkania skończyłam po 12, budżet skończył się jeszcze wcześniej. A potem Kopiec Kościuszki (pierwszy raz i nr 1, piękny park pnący się pod górę, ptaki, zielono, mokro trochę, bo pogoda była zmienna). A potem Wawel i smok (zaskakująco chudy, ogniem ział dwa razy), planty i co mi tam było po drodze. Założyłam mentalne okulary wykasowujące brud, meneli i tłum. 

I do kawy na Rynku żadnego ciastka nie kupiłam 😇.

Dziewiarskie łupy tak się prezentują:

A ja tak:

Poniedziałek: 20 km rower + 0,5 h siłownia

Wtorek: 40 km rower

Środa: 40 km rower

Czwartek: 20 km rower 0,5h siłownia

Piątek: 35 km rower

Sobota: kroki, niezliczona ilość kroków = niedzielne zakwasy w łydkach 

niedziela: 64 km rower

21 kwietnia 2024 , Komentarze (14)

S., robiąc zakupy w warzywniaku, kupił młode ziemniaki (nie, wcale młode nie były, tylko nieduże i trochę jaśniejsze od tych tradycyjnych). Ja dokupiłam kalafiora (hiszpański, bardzo ciężki i mocno zbity, długi w gotowaniu). Do tego jajko sadzone, fasolka i oczywiście koperek, kiełki i sałatka z cykorii. 

A za oknem zimno 😱, więc ten weekend w domu, tylko rowerowe kółeczka po miejscowych lasach pokręciłam. W parkowych stawach pojawiły się nowe gatunki kaczek i pierwsze młode kaczątka. I oprócz wędkarzy, sporo fotografów się kręci z ogromnymi obiektywami i czasami statywami. To tegoroczna nowość. Muszę uważać na nich, bo bywa, że leżą w trawie, tylko głowa wystaje. Ale na ogół nieszkodliwie siedzą nieruchomo na składanych stołeczkach wpatrzeni w trzciny.

Prognozy na majówkę zmieniają się codziennie w Tolkmicku, ale nie jest za dobrze. Na szczęście nasz domek jest duży i ogrzewany. No i mogę kapać się w morzu i zatoce ile wlezie 😶‍🌫️. 

A w najbliższą sobotę - jednodniowa wycieczka do Krakowa - pociągiem, skoro świt. Spacer przez Rynek i nad Wisłą (smocza jama wciąż pobudza moja wyobraźnię), ale głównym celem jest Krakoski Yarnmark Wełny, po raz pierwszy od dekad kupie włóczki, które mogę wcześniej zobaczyć czy pomiziać, a nie na podstawie obrazka. No i na żywo poznam osoby, znane mi tylko z FB.

Poniedziałek: 25 km rower + 1 h siłownia

Wtorek: 20 km rower

Środa: 20 km rower + 0,5 siłownia

Czwartek: 20 km rower 0,5h siłownia

Piątek: 30 km rower

Sobota - niedziela: 56 km rower


14 kwietnia 2024 , Komentarze (25)

Nie daliśmy wystraszyć się weekendowym prognozom pogody.

W piątek, zaraz jak tylko skończyłam pracę - myk do naszego lasu. Jest tam teraz najpiękniej chyba ze wszystkich pór roku. Kwitną wszędzie drzewka, zieleń jest zielona nieprawdopodobnie, a leśne drogi jeszcze zupełnie niepiaszczyste. Ptaki cudowne koncerty urządzają, najbardziej rano i tak o zmroku. Tylko ze zwierzętami dziwnie w tym roku.. nie ma żurawi, zające i jelenie nie przebiegają mi w lesie drogi. Nie zagląda do nas wiewiórka ani jeż. Tylko ogromny trzmiel zrobił sobie norkę koło drzwi i lata za nami, pod nogami się plącze, trzeba uważać, żeby go drzwiami nie przytrzasnąć. A myszy dziurę w rogu ściany wygryzły, w misce z trutką chyba gniazdo próbowały sobie założyć, bo poznosiły tam ścinki ściereczki do sprzątania. W trutce stojącej jeszcze w nierozpakowanym pudełku dziurę wygryzły i wszystko opędzlowały, pusta folia została....

Zapowiadany poranny niedzielny deszcz się nie odbył, była za to ulewa, burza, ciemne chmury - jakieś pół godzinki może to trwało i to już jak wróciłam z wycieczki i bezpieczna pod dachem siedziałam.

SockMadness tegoroczne zakończyłam, nie przeszłam do rundy kolejnej nawet nie dlatego, że się grzebałam, tylko przez pomyłkę, w mojej wersji brakowało jednego! rzędu 😒. 

Poniedziałek: 20 km rower + 0,5 h siłownia

Wtorek: 20 km rower  

Środa: 20 km rower + 0,5 siłownia

Czwartek: 20 km rower 0,5h siłownia

Piątek: 40 km rower

Sobota - niedziela: 80 km rower

10 kwietnia 2024 , Komentarze (23)

Ludzie na skórkach bananów się widowiskowo wywalają, torty na twarzy sobie rozsmarowują, a gość z drabiną na ramieniu, odwracając się, nokautuje kilka osób - widownia kula się ze śmiechu 😁😁😁

Jadę sobie dzisiaj do pracy, pogoda piękna, wszystko kwitnie i pachnie, na lokalnej ulicy samochodu żadnego, tylko ekipa wycinająca zielsko i przycinająca krzaki pracuje. Kilka metrów ode mnie. A naprzeciwko idzie pan z długim tak ze trzy metry, metalowym urządzeniem na ramieniu (tak dobrze się domyślacie..). I akurat jak się mijaliśmy, zawołał go kolega i on się odwrócił...

I końcówką tego narzędzia (z takimi wystającymi guzami) zatoczył wielki krąg i palnął mnie w rękę, pomiędzy dłonią, a łokciem, tak na prawie całej długości. Zabolało mocno, szok chyba jeszcze był mocniejszy. Zatrzymałam się, pan przyleciał. Przepraszał, pytał, czy może coś pomóc i czy popsuł mnie poważnie. Postałam chwilę, ręka działała, pojechałam w sumie bardzo, bardzo szczęśliwa, że narzędzie nie było na wysokości mojej twarzy.

Takie to życie jest niebezpieczne  😠.

Poranny edit: dobrze jest. Nie boli prawie wcale, siniaków nie ma, znaku prawie nie ma. Ale wstrząsnęło mną to zdarzenie mocno, że tak jak grom z jasnego nieba...🌩️

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.