Trochę wspomnień było na początku, bo pojechałam od drugiej strony torów, lewej znaczy, czyli dobrą, szeroką ścieżką, która potem ląduje na Wolskiej. A tam, bardzo blisko, całe moje młode życie pracowała moja Mama w wydawnictwie MON i to była baza moich pierwszych, samodzielnych wypraw do W-wy. Sklepy akwarystyczne i numizmatyka głównie 😉.
Potem Złote Tarasy, gorsze niż zapamiętałam, tłum, walizki, pani drzemie na ławce. Ale sklep Levi's jest, w środku spokojnie, miła pani wybiera trzy (ciemne, średnie i jasne) pary szerokich portek, trafia w rozmiar idealnie. Ale ładnie to ja się w nich nie czułam.
Ja mam długie nogi (nikt nie pojeździ na moim rowerze bez obniżania siodełka, nawet jak to sporo wyższy ode mnie facet w servisie). Co również znaczy, że mam krótki tułów. A te spodnie miały stan klasyczny. i Były bardzo równomiernie wytarte, więc wyglądałam jakby większość mnie stanowiły dwie stożkowe kolumny. Do Zary nawet nie zajrzałam, parking rowerowy w niezbyt budził moje zaufanie.
Potem sklep Wasalla. Bluzy jak dla mnie idealnej jakości, ale na kolor idealny muszę poczekać, bo cudne jagody w śmietanie, miały fason z bardzo, bardzo szerokimi rękawami, a dla mnie taki bardziej klasyk by się nadał. Reszta ogromnie przeskalowana, koszulki jak wielkie sukienki, ale to wiedziałam.
No i wreszcie element "turystyczny". Łazienki trzeci raz w życiu. Piękne, rozległe, poruszanie się po nich jest bardzo żmudne, bo rower trzeba prowadzić (wiedziałam, ale już trudno, poświęciłam się dla pawi i wiewiórek. Śniadanie przy pałacu na wodzie - przepyszne. Pawie krzyczały, jakby całe stado ich było, a przyleciał jeden. Wielki, piękny, bardzo kolorowy, usiadł na trawie, ale taki tłum ludzi zaraz się zrobił, że paw uciekł, na drzewo.
Ciekawy dzień, 43 km wykręcone. Jutro w stronę przeciwną jadę, do lasu.