Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Całe moje życie kręci się wokół wagi i moich kompleksów, chciałabym to zmienić i zacząć cieszyć się z życia i wyciskać z niego ile się da.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 37605
Komentarzy: 206
Założony: 31 marca 2008
Ostatni wpis: 21 lutego 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
babajaga82

kobieta, 42 lat, Kraków

171 cm, 99.40 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

11 maja 2011 , Skomentuj

..a efekty średnie. Waga dzisiejsza 80,6 kg. Czyli przez tydzień schudłam 1,1 kg. Wiem, że niektóre z Was powiedzą, że to super wynik, bo najdzrowszy spadek wagi to ok 1 kg na tydzień, ale dla mnie to naprawdę słabiutko. Gdyby to był trzeci, piąty tydzień to owszem,ale pierwszy? W pierwszym tygodniu zazwyczaj chudłam 3 kg. Buu nie jestem z siebie dumna.

Była dieta, dużo ruchu a efekty mizerne. Trudno walczę dalej.

Na śniadanie jak zwykle kawusia z mlekiem, potem jogurcik light z otrębami, a na obiado kolację planuję upiec indyczkę.

Wiosna a temperatura nawet letnia więc trzeba szybko pozbywać się tego okropnego sadła. Jak pomyślę, że miałąbym włożyć teraz kostium kąpielowy to mi słabo.

9 maja 2011 , Skomentuj

Do wczoraj było pięknie, cud miód. Same zdrowe jedzonko w małych ilościach, a wczoraj zaczęło się od piwka a potem nagrzeszyłam już niezdrowym żarciem. Zważyłam się dzisiaj na dobicie. Wynik 81,00 kg. Wiem, że gdyby nie wczorajszy dzień leciutko mogło by być 80.

Jedyny pozytywny akcent wczorajszego dnia to 32 km na rowerze. Dziś plan naprawczy, w lodówce czeka jogurt naturalny light i otręby. Dzień chcę przeżyć na białkach. Ba cały tydzień nawet.

I muszę się wziąć za siebie, nie mogę pozwolić, żeby kryzys w pracy tak odbijał się na moim wyglądzie, konieczny fryzjer, manicure. Na więcej mnnie nie stać... trzeba oszczędzać na ciężki czasy :-)

6 maja 2011 , Komentarze (1)

Wiem, niby trzeci dzień diety ale pierwysz był kiepski, więc dzisiejszy liczę jako drugi. Rozumiecie coś z tego? :-)

Wczoraj;

- kawusia z mlekiem i słodzikiem na śniadanie

- jogurt z polewicą z indyka

- kawusia z mlekiem i słodzikiem

- 1/3 banana ( z tego dumna nie jestem bo chciałam spróbować być parę dni na dukanie)

- pieczona pierś z indyka, herbatka z 1 słodzikiem

Ćwiczeń nie było, wiem leń ze mnie.

Staram się za wszelką cenę nie ważyć, bo to się kończy zazwyczaj tak;

a) ważenie -> brak spadku wagi -> zniechęcenie -> jedzenie

b) ważenie -> spadek wagi -> osiadam na laurach -> jedzenie

Chciałabym wytrzymać do środy zanim stanę na wagę, ale przypuszczam, że w sobtę lub niedzielę się złamię.

Dziś nie wiem co będę jeść, mam nadzieję, że białka. Jestem już po białej kawce, a w pracowniczej lodówce jogurt naturalny light i otręby. Co będzie dalej nie wiem, może jaja...

Nie wiem co myśleć o tym Dukanie, wszyscy alarmują, że to niezdrowa dieta, ja faktcznie też nie najlepiej się na niej czułam, po prostu mi nie służy, a będąc na niej raz praktycznie nic nie schudłam, choć przypuszczam, że było to wynkiem mojego dietowego maratonu na jakim wtedy byłam. Dukana wprowadziłam po bardzo rygorystycznej diecie i dlatego nie przyniósł efektów. Zobaczymy czy teraz a) wytrzymam na nim b) czy cosik schudnę.

Wiosna a ja mam chyba jesienną deprechę...

 

4 maja 2011 , Komentarze (1)

Po świętach wielkanocnych i dłuugim weekendzie moja waga 81,7 kg.

Prawda jest taka, że moja waga ciągle jest taka sama, poza momentami kiedy po np dwóch dniach grzeszenia potrafi pokazać nawet 84 kg.

Niestety ograniczanie jedzenia nic nie daje. Jeśli chcę schudnąc muszę wrócić do ostrej diety. Za chwilę trzeba będzie ubrać krótki rękawek, założyć krótkie spodenki albo kieckę bez rajtek i wtedy całe moje sadło wyjdzie na światło dzienne.

Chcę znowu zacząć chudnąc od dziś, od teraz.

Poza tym chyba będę miała jeszcze jedną, niekoniecznie miłą motywację w postaci całkowitego startowania od zera jeśli chodzi o moją pracę.  Niezależnie od tego jak dalej się to potoczy wiadomo, że szczupłemu łatwiej.

Dzisiaj na śniadanko kawa i do południa sama woda, bo muszę wczorajsze grzechy odpokutować, a na obiadek warzywa gotowane może z odrobiną ryżu albo kaszy.

Zdecydowanie musze ograniczyć alkohol, bo tu jedna lampka wina tu piwko w ogródku i kcalorie lecą. Ze sportu; przepraszam się z orbim (wczoraj było pierwsze spotkanie 40 minutowe przeprosinowe) i rowerek na świeżym powietrzu. Biegania nienawidzę więc do niego nie wrócę.

Będzie ciężko bo mam naprawdę ciężkie chwile, a wiadomo stres = jedzenie, ale będę walczyć!

18 marca 2011 , Komentarze (1)

Piszę, choć nie wiem po co. Po dwóch miesiącach nowego roku 82,3 kg.

Nie piszę, że od dziś, nie piszę, że od jutra, po co - znowu będzie mi wstyd, że zawiodłam.

W marcu mialam się otrząsnąć i wziąć do roboty, stwierdziłam, że koniec ze śmieciami w moim jadłospisie, same warzywa, owoce i niewiele protein, tydzień wytrzymałam a potem wpadłam w szał jedzenia wszystkiego co złe.

Dobijające jest to, że zaglądając w moje ulubione pamiętniki widzę, że to się nigdy nie kończy, że dziewczyny, które  tak podziwiam, które tyle schudły też ciągle walczą z jojo. To jest naprawdę przykre :-(

Ale mimo, że mam podły nastrój, mase stresów w pracy, obrzydliwą pogodę za oknem i tak nie przyszłam tu Was zniechęcać, bo jak zawsze wierzę, że "od dzis". To po prostu jest zawsze w mojej głowie.

21 stycznia 2011 , Komentarze (2)

Tyle dziś jest na wadze.

Czy dobrze? No było już w styczniu 82,5 więc delikatna poprawa jest, ale cieszyć też się nie ma z czego bo w pazdzierniku było 79,4. Czyli ponad 3 miesiące jestem na lekkim plusie, a myślę o odchudzaniu cały czas, co jest naprawdę męczące.

Jutro mam gości i muszę przygotować duuuużo jedzenia dla tych łakomczuchów, co się wiąże
z podjadaniem a) w trakcie przygotowywania, b) jedzeniem w trakcie imprezy, c) podjadaniem z lodówki w niedzielę jako afterparty tłumacząc się, że na kaca trzeba coś zjeść i nie może się zmarnować.

Byłam wczoraj na małej imprezie okolicznościowej, ubrałam małą czarną (no może nie taką małą bo rozmiar L :-) i czułam się całkiem apetyczną kobitką. To cieszy i mobilizuje.

10 stycznia 2011 , Komentarze (1)

Choć miało być tak pięknie...

Zamiast diety, ćwiczeń i pełnej mobilizacji w nowym roku jest grzeszenie, kiepski nastrój, brak ćwiczeń. Waga tym samym też kiepska - 82,00 dzisiaj.

Od 5 stycznia powtarzam sobie "od dziś" i trwam w tym postanowieniu do godzin popołudniowych, a potem postanowienie weryfikuję na "od jutra" i tak minął tydzień.

Dlatego nie chcę się znowu zarzekać, że od dziś. Wczoraj poćwiczyłam w domku, ale niedzielny wypad zakończył się obiadem w restauracji i jeszcze słodkim grzeszeniem.
A dziś w planach siłownia...z dietą średnio, jeszcze nie najgorzej, ale do wieczora daleko :-(

Kurcze teoretycznie za tylko7 kilo będę czuła się świetnie a za 12 wręcz bosko, więc dlaczego tak ciężko mi się zabrać do roboty...

Ciągle tylko zadręczam się tym psychicznie a rezultatów brak. Całkiem to niepoważne.

27 grudnia 2010 , Skomentuj

A waga po świętach pokazała 81,5 kg. Tragedii nie ma, choć z tą 7 z przodu na Sylwestra będzie ciężko. Trudno, spróbowałam w święta wielu pyszności, z całą pewnością się nie objadałam, ale grzeczna też nie byłam, łakocie i alkohol zrobiły swoje.

Nie wiem jak będzie do sylwestra, bo mimo iż chciałabym już od dziś wziąć się za siebie to
w lodówce tyle smakołyków, że łatwo nie będzie.

Tak czy inaczej jestem pewna, że od stycznia wezmę się ostro do roboty...mam teraz naprawdę motywujący powód, który błyszczy na moim placu :-)

Całuję świątecznie i noworocznie  wszystkie laseczki te obecne i te przyszłe :-)

16 grudnia 2010 , Komentarze (2)

Dziś 79,8 kg. Nie wiem co się dzieje, przez trzy dni waga spadła o ponad 2 kilo.

Może dlatego, że @ się zakończył, może odwodnienie, może i może i ciągle nie wierzę, ale sie cieszę. Jeszcze tydzień walki, potem niestety znowu się stoczę przez te świąteczne pyszności.

Ale miło znowu zobaczyć siódemeczkę... :-)

15 grudnia 2010 , Skomentuj

Zważyłam się dziś ponownie, waga pokazała 80,5 kg, ale ja dalej jestem przekonana, że to tylko jej kolejny podstęp i efekt odwodnienia, a jutro wskaże co najmniej kilo więcej. Dlategop wczoraj prawie głodowałam...tak naprawdę miałąm do tego śietną okazję bo do domu wróciłam dopiero o 21:00 więc nie miałam czasu poszaleć z jedzeniem.

Dzisiaj już jem zdrowo; sałata, szynka, jogurcik i jabłko, jak wrócę do domku to może cosik lekkiego na kolację. A wrócę znowu niestety pozno bo po pracy planuję siłownię.

To ostatni dzwonek na odchudzanie, do wigilii 9 dni, a wiem, że w święta się nie powstrzymam i będę jeść, dlatego muszę mieć zapas do utycia :-)

W nowy rok muszę wejść z tą cholerną 7 na przodzie, choćby nawet 79,9999999999.

A uwierzcie mi to będzie bardzo trudne...

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.