Piszę, choć nie wiem po co. Po dwóch miesiącach nowego roku 82,3 kg.
Nie piszę, że od dziś, nie piszę, że od jutra, po co - znowu będzie mi wstyd, że zawiodłam.
W marcu mialam się otrząsnąć i wziąć do roboty, stwierdziłam, że koniec ze śmieciami w moim jadłospisie, same warzywa, owoce i niewiele protein, tydzień wytrzymałam a potem wpadłam w szał jedzenia wszystkiego co złe.
Dobijające jest to, że zaglądając w moje ulubione pamiętniki widzę, że to się nigdy nie kończy, że dziewczyny, które tak podziwiam, które tyle schudły też ciągle walczą z jojo. To jest naprawdę przykre :-(
Ale mimo, że mam podły nastrój, mase stresów w pracy, obrzydliwą pogodę za oknem i tak nie przyszłam tu Was zniechęcać, bo jak zawsze wierzę, że "od dzis". To po prostu jest zawsze w mojej głowie.
Azaleaa
18 marca 2011, 14:34to sie niestety nazywa slaba wola :( po upadku trzeba wstac i zaczac jeszcze raz, nie osiadac na laurach tylko spiąc dupsko i do roboty!