Do wczoraj było pięknie, cud miód. Same zdrowe jedzonko w małych ilościach, a wczoraj zaczęło się od piwka a potem nagrzeszyłam już niezdrowym żarciem. Zważyłam się dzisiaj na dobicie. Wynik 81,00 kg. Wiem, że gdyby nie wczorajszy dzień leciutko mogło by być 80.
Jedyny pozytywny akcent wczorajszego dnia to 32 km na rowerze. Dziś plan naprawczy, w lodówce czeka jogurt naturalny light i otręby. Dzień chcę przeżyć na białkach. Ba cały tydzień nawet.
I muszę się wziąć za siebie, nie mogę pozwolić, żeby kryzys w pracy tak odbijał się na moim wyglądzie, konieczny fryzjer, manicure. Na więcej mnnie nie stać... trzeba oszczędzać na ciężki czasy :-)