Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Całe moje życie kręci się wokół wagi i moich kompleksów, chciałabym to zmienić i zacząć cieszyć się z życia i wyciskać z niego ile się da.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 37636
Komentarzy: 206
Założony: 31 marca 2008
Ostatni wpis: 21 lutego 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
babajaga82

kobieta, 42 lat, Kraków

171 cm, 99.40 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

28 kwietnia 2010 , Komentarze (1)

Dzisiaj mi zle..bardzo zle. Po miłym weekendzie od poniedziałku mam same fatalne dni, a co następny to gorszy. Niczego do końca nie mogę załatwić, z niczym zdążyć, humor fatalny, waga stoi w miejscu i nic dziwnego skoro ciągle czymś grzeszę.

Do kolejnego wesela miałam schudnąć a jak tak dalej pójdzie to ja przytyję !

Na zdjęciach z wesela jestem grubym babsztylem :-(

Więcej nie piszę, żeby nie zarażać Was moim dzisiejszym fatalnym nastrojem i nastawieniem.

26 kwietnia 2010 , Komentarze (2)

W sobotę rano tak jak obstawiałąm zobaczyłam na wadze 86,5 kg. Cudów nie było ale lepsze to niż np 92, które towarzyszyło mi na sylwestrze i podczas świąt wielkanoncnych. Podobno wygladałam ładnie :-)

Na weselu jadłam wszystko na co miałam ochotę i mocno popijałam :-) Efekt weelnego weekendu - 87,1 kg i uważam, że nie jest najgorzej.

Od dziś walczę znowu. Teraz czeka mnie bieg z przeszkodami; pierwsza w długi weekend majowy - niebezpieczeństwo w postaci grilla i spotkań rodzinnych, drugi płotek to kolejne wesele...ale potem 3 tygodnie z górki :-)

Zobaczymy czy coś zdziałam w ciągu najbliższych dni. Od dzisiaj znowu dietka, na ćwiczenia nie mam ochoty, ale może jakiś rower bo pogoda sprzyja.

 

Menu na dziś:

- Kawa z mlekiem i słodzikiem - zaliczone

- dwa jaja i pomidor - zaliczone

- filet z indyka na grillu i sałata z cytryną

- duuużo wody

A co wyjdzie z tego zobaczymy wieczorem :-)

23 kwietnia 2010 , Komentarze (1)

Nawet bardzo niegrzeczna. Wpadłam wczoraj z wizytą do rodziców i jak tylko przekroczyłam próg domu od razu myślałam tylko o tych zakazanych pyszności, których u nich nigdy nie brakuje. Zaczęło się od kanapek a na czekoladkach skończyło.  Na dodatek wieczorem dwie lampki wina. Wrrrr mówiłam, że tak będzie.

Jestem głupia...taka głupia !!!

Dzisiaj waga 86,8 kg, wiem, że gdyby nie to wczorajsze łakomstwo byłoby mniej.

Mam nadzieję, że dzisiaj będę już grzeczna, choć nastrój i tak już gorszy bo w sobotę chcąc nie chcąc na weselu na pewno dietować się nie będę, więc po weekendzie moja waga poszybuje w górę. Potem długi weekend więc pewnie jakiś grill, potem drugie wesele...ehhhhh

Plan jest taki: dzisiaj jedzenie ograniczam do minimum, jutro wesele więc jem i piję a od niedzieli zwalczam weekendowy balast do kolejnego weekendu heh :-)

Od 8 maja zacznie się okres bezpieczny, bo najbliższa impreza na początku czerwca, więc te trzy tygodnie będę musiała maksymalnie wykorzystać.

Dzisiaj ofcjalne mierzenie kiecek przed weselem i ostateczny wybór...choć jak mój Pan zacznie mnie oceniać to pewnie ze łzami w oczach zamknę się w łazience i jutro będę miała ochotę iść we worku pokutnym.

Niby jestem taka twarda, niezależna a jedno przykre słowo od niego i tracę całą wiarę w siebie. Jak to możliwe...

 

21 kwietnia 2010 , Komentarze (1)

Muszę ograniczyć to codziennie ważenie się. Boję się, że jak stanę dwa, trzy dni pod rząd na wadze a ona będzie uparcie wskazywała to samo to mój zapał pójdzie sobie w świat.

Dzisiaj 86,9 :-)) Wiem, że dla niektórych to porażająco duuużo ale ja takiej wagi nie miałąm od długiego czasu, bo ponad roku. Jeszcze 7 kg i wrócę do starej wagi i zapomnianych spodni i sukienek w szafie.A potem z 7 na przodzie może będzie już łatwiej.

Wczoraj moje menu zmodyfikowało się o owoce zamiast pomidora, dumna z tego nie jestem, ale jak zobaczyłam te soczyste fioletowe cudeńka to nie mogłam się oprzeć i prawie bezwiednie zaczęłam je pochłaniać :-) Kolejna tuba balsamu zakupiona, co oznacza, że regularnie go używam. Najsłabiej u mnie z ćwiczeniami. Strasznie ciężko mi się zmobilizować, żeby ruszyć to moje grube dupsko, na siłownię chodzę raz w tygodniu a w domu mimo, że mam pięknego orbitreka za ni nie mogę się zmusić.

Myślę (o ile wytrwam i nie dorwie mnie żaden cholerny kryzys i zniechęcenie), że do sobotniego wesela waga pokaże 86,5.  Nimfą to ja tam nie będę, ale może chociaż straszyć za bardzo nie będę. W weekend daję sobie dwa dni luzu, a potem dawaj i od nowa, bo kolejne wesele :-)

Zawsze to jakaś mobilizacja :-) Marzy mi się do końca maja schudnąć do 80 kg, wiem, że jest to osiągalne ale w moim przypadku, z tymi wszystkimi kryzysikami, chcicą na słodycze i niezdrowe kanapki - mało realne.

Dobra - więcej optymizmu !

Kawka już za mną...cholernie zimno w tej mojej pracy, w dodatku za oknem ciemno i pada, ale udawajmy, że mamy wiosnę i taki też nastrój i zapał :-)..wracając do tematu to kawa za mną, przede mną jogurt z szynką, litr wody w pracy, kolejna kawa na manicurze, a jak wrócę do domu to grillowane mięsko już czeka w lodówce, chyba, że wpadnie w szpony mojego żarłocznego Pana...wtedy zostanę bez kolacji.

20 kwietnia 2010 , Komentarze (3)

Wiem wiem, do soboty nie schudnę, ale bardzo chciałabym wytrwać, żeby na weselu nie mieć wywalonego brzuchola w sukience. A jak już wspominałam w ostatnie dni przed weselami zawsze dopada mnie kryzys, oby tym razem było inaczej, bo już mam dziś za sobą malutki grzech.

Wczorajszy dzień prawie na 5. Wypiłam chyba 3 litry wody, 2 x kawa, 2 x herbata i dwa małe kawałki mięsa z grilla. Niestety na wieczór dopadły mnie dreszcze i nie poćwiczyłam, więc mój ruch ograniczył się znowu do pokonania galerii handlowej. Szukałam bielizny pod sukienkę i znalazłam całkiem fajną rzecz; majtki wysokie do stanika przytrzymujące pośladki i brzuch w ryzach, z fiszbinami ale nic z tych okropnych sylikonowych czy innych nieprzyjemnych sztucznych świństw, wszystko z bawełny (chyba) w piękny elegancki kwiecisty wzór. Naprawdę pierwszy raz widziałam tak fajną, przyjemną i estetyczną bieliznę tuszującą. Teraz już mam trochę lepszą wizję siebie w sukience :-) Prosiłyście o zdjecia, ale niestety nie mam na tyle odwagi. Może kiedyś...

A co do dzisiejszego grzeszenia - zrobiłam dwa solidne gryzy wczorajszej bułki razowej, a chleba w dzisiejszej diecie nie przewidywałam. Mam nadzieję, że to była ostatnia zakazana rzecz w tym tygodniu, która przebiegle pojawiła się w moim menu.

Planowane dziś:

lunch - dwa jajka gotowane, pomidor

obiad - mięso i sałata

A jak mi to wyjdzie zobaczymy...

 

 

 

19 kwietnia 2010 , Komentarze (1)

Ale nie śmiejcie się bo tylko o 0,2 kg :-) Dobre i to, choć obawiam się, że jutro może być gorzej po wczorajszym dniu.

Po kolei; piątek rewelacja, była dieta, były ćwiczenia, było duuuużo chodzenia po galerii za kiecką. W sobotę też twarda sztuka ze mnie była, ale za wczoraj już mam wyrzuty sumienia. Przez to, że niewiele robiłam (rozgrzeszena bo w sobotę miała naprawdę pracowity dzień :-) miałam za dużo czasu, a wiadomo, że człowiekowi wtedy głupoty do głowy przychodzą. Na sniadanko było kawusia ze słodzikiem, ok. 12 omlet bez tłuszczu z dwóch jajek, ale o 13:30 znowu ssanie wróćiło i wsunęłam chyba z 7 plasterków szynki. Popołudniu kurczak gotowany i winogrona, jak na to ile jadłąm przez oststni tydzień to naprawdę dużo wczoraj pochłonełam, a na dobicie wypiłam lampkę wina czerwonego i wieczorem drinka.

Dzisiaj rano obudziłam się z okropnym uczuciem przeżarcia weekendowego. Aż się bałam stanąć na wagę, a tu miła niespodzianka...87,6 kg. Dawno, bo chyba ponad rok tyle nie ważyłam. Obawiam się tylko, żeby wczorajsze podjadanie nie odbiło się na wadze jutro, ale łudzę się, że w końcu tak kcalorycznie i bardzo zle wczoraj nie było :-)

Aaa i kupiłam sukienkę... tylko już się z niej tak nie cieszę, bo chyba tak całkiem to ona do mnie nie pasuje. Tzn jest śliczna, ale dla zgrabnej dziewczyny, a u mnie obawiam się, że podkreśla i uwydatnia wszystko co najgorsze. Chyba w czwartek zrobię ostatecznie mierzenie i wtedy zapadnie decyzja w czym idę. Obym wytrwała na diecie, to przynajmniej na duszy będzie mi lżej :-)

16 kwietnia 2010 , Komentarze (4)

To, że nie pisałam od tygodnia nie znaczy, że nic nie robię. Po prostu nie ma się czym pochwalić bo ciągle nie wróciłam do wagi z paska, ale trzymam dietkę, a od wtorku ćwiczę i zużywam morze balsamu :-)

Dzisiaj waga 88,6 kg.

Oczywiście, że do wesela już raczej nic nie zdziałam, ale może przynajmniej będe miała odrobinę lepsze samopoczucie z pustym brzusiem. W sukienkę oczywiście się nie mieszczę. Przymierzę ją we wtorek, jeżeli dalej się nie wcisnę (co jest pewne) od środy zacznę poszukiwania innej - większej po sklepach. Ale to nie będzie łatwe bo znalezć coś ładnego i tuszującego w takim rozmiarze to nie lada wyczyn.

Wracając do diety - od wtorku jestem na tzw 13, wiem, że wprawione w boju vitalijki pewnie skrytykują, bo to najprostsza droga do jojo, ale przyznacie, że sytuacja jest wyjątkowa i mam naprawdę mało czasu. Ale powiem Wam, że ja na tej diecie super się czuję i nawet moja tragiczna przemiana materii mimo, że mało jem od wtorku jest rewelacyjna, bo codzienna :-)

Obym tylko wytrwała, bo to taki rytuał u mnie, że tydzień przed ważnym wydarzeniem mam kryzys i rzucam się w szał jedzenia.

Tak czy inaczej dzisiaj nastawiona jestem bardzo optymistycznie. Solarium poprawiło mi humor, w brzuchu leciutko, do tego 3 dni a6w za mną, a w planach dalej dieta, ćwiczenia, fryzjer, pedicure i manicure :-)

W zeszłym tygodniu kupiłam sobie mega drogą bieliznę i jak tylko lepiej się poczuję sama ze sobą zaprezentuję się niby przypadkiem mojemu Panu :-)

A propos Pana - po jego dokuczaniach skłoniłam go do przejścia na dietę razem ze mną, bo nie ma co ukrywać ale bandzioch to on ma spory a wesele i garnitur tuż tuż... oczywiście, że po 2 dniach skapitulował. Właśnie tacy są faceci, do krytykowania pierwsi, ale nie są w stanie wytrzymać nawet 1/100 tego co my kobietki robimy. Twardziele...

Gdyby im przyszło robić to co nam; pranie, gotowanie, zakupy, sprzątanie a do tego golenie nóg i nie tylko :-), smarowanie, nacieranie, masowanie, fryzjer, solarium, manicure, pedicure, kosmetyczka i te setki innych rzeczy, żeby czasem zatrzymali swoje oko na nas...ehhh

Dobra koniec nadawania, po prostu my jesteśmy super girls...

A jak jeszcze schudniemy ... fiu fiu :-)

 

8 kwietnia 2010 , Komentarze (3)

a waga dalej nie może wrócić do stanu sprzed świąt.

Wczoraj było nie najgorzej, choć bez rewelacji, tak jak pisałąm w pracy indyczka z sałatą a w domu paluszki i lampka wina czerwonego.

Dziś trochę gorzej się zapowiada bo zostałam perfidnie skuszona i zeżarłam kawałek ciasta poświątecznego. Za karę chciałabym więcej dziś już nic nie jeść...ale to małoprawdopodobne.

Kurcze oglądałam swoje zdjęcia sprzed ponad dwóch lat jak ważyłam 10 kg mniej, naprawdę ogromna różnica, wyglądałam na nich już prawie ładnie, a teraz znów spaślak jestem.

Może mnie to zmotywuje do walki. Weselem jestem załamana, dwa tygodnie a moja waga dramatyczna, w nic się nie zmieszczę.

7 kwietnia 2010 , Komentarze (1)

Trzymam się :-) Wczoraj może idealnie nie było bo skusiłam się na maleńki kawałek ciasta, ale i tak jestem z siebie zadowolona. Bałam się, że po takim obżarstwie mój brzuch będzie domagał się jeszcze i jeszcze.

Dzisiaj dzień zaczełąm od wody i kawusi, w biurowej lodówce czeka kawałek chudej indyczki i sałaty. Co będzie po powrocie z pracy nie wiem...oby było dobrze :-)

Chcę od dziś zacząć 6 weidera - zobaczymy.

Damy radę laseczki :-)

 

6 kwietnia 2010 , Komentarze (3)

Oczywiście po świętach jestem jeszcze grubsza.

Niewielu rzeczy sobie odmówiłam w te święta. Wszystko było takie pyszniutkie, domowe ciasta mniaaam.

Teraz wszystko widać na wadze. Totalna masakra !

Świąteczne obżarstwo zakończyłam wczoraj o 20, połknęłam senes, popiłam kieliszkiem czerwonego wina i dzisiaj zaczynam walkę. Wesele za dwa tygodnie, oczywiście, że zamierzonego elu już nie osiągnę, ale chociaż cokolwiek muszę schudnąć.  O sukience zacznę myśleć w ostatni weekend przed weselem, ocenię wtedy swoje realne szanse czy wcisnę się w coś starego czy idę do sklepu po wór pokutny.

Dzisiaj:

- kawa z mlekiem

- therm line forte (miałam już nie brać bo nic mi nie daje, ale zjem do końca opakowanie)

- sałata z mięsem (indyczka)

w planie jeszcze:

- dwa jajka

- pomidor

- pewnie kawa, bo siedzę w pracy jeszcze dwie godziny więc strzelę sobie na zabicie głodu :-)

Z siłowni nici bo nie czuję się na siłach, ale postaram się zaliczyć orbitreks i brzuszki.

Jest zle, nawet bardzo zle, jedyne pocieszenie, że to nie moje wesele :-) a do swojego to mam pewnie jeszcze wiele lat, żeby schudnąć :-)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.