W sobotę rano tak jak obstawiałąm zobaczyłam na wadze 86,5 kg. Cudów nie było ale lepsze to niż np 92, które towarzyszyło mi na sylwestrze i podczas świąt wielkanoncnych. Podobno wygladałam ładnie :-)
Na weselu jadłam wszystko na co miałam ochotę i mocno popijałam :-) Efekt weelnego weekendu - 87,1 kg i uważam, że nie jest najgorzej.
Od dziś walczę znowu. Teraz czeka mnie bieg z przeszkodami; pierwsza w długi weekend majowy - niebezpieczeństwo w postaci grilla i spotkań rodzinnych, drugi płotek to kolejne wesele...ale potem 3 tygodnie z górki :-)
Zobaczymy czy coś zdziałam w ciągu najbliższych dni. Od dzisiaj znowu dietka, na ćwiczenia nie mam ochoty, ale może jakiś rower bo pogoda sprzyja.
Menu na dziś:
- Kawa z mlekiem i słodzikiem - zaliczone
- dwa jaja i pomidor - zaliczone
- filet z indyka na grillu i sałata z cytryną
- duuużo wody
A co wyjdzie z tego zobaczymy wieczorem :-)
qwas
26 kwietnia 2010, 19:41no no nie jest źle :) na nastepnym zapijaj pomidorowym, pychota to jeść się nie chce i duuużo tańcowania :D ładne meni :)
Nemkaa
26 kwietnia 2010, 14:36Nie tak źle :) . Szybko spalisz to szaleństwo weselne. Pozdrawiam.