są z reguły w miastach i to tych większych. W miastach takich po 100 tys mieszkańców ciężko znaleźć blokowiska – najczęściej są to wlaśnie osiedla szeregowców. Nowe osiedla mają nieprzelotowe drogi – to znaczy, że jeśli chcesz gdzieś dojechać, to nigdy przez osiedle – tamtędy da się tylkok dojechać do domu i nigdzie dalej. Dzięki temu dzieci mogą bawić się na ulicy, a koty spać leniwie gdzie popadnie – nie ma też obcych twarzy, przejezdnych, rozpędzonych aut – jest bezpiecznie. U mnie jest trochę ruchu, bo mieszkam na rozwidleniu dróg – tak więc dostaję reflektorami samochodu regularnie po salonie. Zadziwiające, jak szybko przestało mi to przeszkadzać. Pozostał jednak odruch zerkania, tyko właśnie przeszedł czy przejechał. Na starość będzie ze mnie dobra pelargonia – kupię sobie poduszeczkę i będę siedzieć w oknie i się gapić.
Mój dom jest niewielki – ma ponad 100m kw na trzech piętrach – daje to małe sypialnie na pierwszym piętrze i czwartą sypialnię na drugim. Nierzadko ta ostatnia jest podzielona też na kilka pomieszczeń, ale my trzymamy ją jako jedną przestrzeń, gdzie trenuję, wieszam pranie, trzymam roślinki przez zimę. Na pierwszym piętrze zaś mam garderobę, biuro i sypialnię. Największym pomieszczeniem jest biuro, ale nie chcieliśmy urządzać tam sypialni, bo to pokój od południa – dużo słońca, latem szybko się nagrzewa. Stoi tam za to szafa z książkami i drukarką, dwa biurka – jedno do gier i jedno do robienia paznokci i szycia na maszynie, a także szafka na akta, gdzie trzymam swoje drobiazgi i papiery; oraz bieżnia. Ta zajmuje najwięcej miejsca i wciąż jest pod znakiem zapytania, czy zostanie na kolejny rok. Typowy dom szeregowy w NK wygląda jak na filmiku poniżej.
Salon mam na parterze jako jedne pomieszczenie z jadalnią i kuchnią. Z kuchni wychodzi się do przybudówki nazywanej bijkeuken – często Holendrzy stawiają tam drugą lodówkę oraz pralkę i suszarkę bębnową. Ja mam tam zabudowaną szafę na cała ścianę, gdzie mąż trzyma nadmiarowe garnki i urządzenia małego AGD, a ja mam tam moje przybory do pracy w ogrodzie, kot ma swoje leżanko i wejście do szafy, a także jest tam wysuwana półka, na której stoi podczas pracy, automat do pieczenia chleba. Zapach chleba jest wspaniały, ale dość ciężki, jeśli się ma potem w nim siedzieć przez kilka godzin 2-3 razy w tygodniu. Z bijkeuken wychodzi się na ogród. Ten ma coś koło 40 metrów minus powierzchnia bijkeuken. Kiedyś mierzyłam, ale już nie pamiętam.
Mogę powiedzieć, że nie jest to mój dom marzeń, ale niczego w nim mi nie brakuje. Przynajmniej nie tak z nagłej potrzeby. W sypialni mam komode na ręczniki i pościele, dwie szafki nocne, łóżko nawet spore i dośc miejsca by chodzić dookoła.
W biurze gdyby nie bieżnia, to też byłoby dość miejsca. Ale jak bieżnię postawię pasem do góry to mieści się tam łóżko polowe, na którym śpi moja przyjaciółka. W garderobie jest dość miejsca, żeby się ubrać, przejrzeć w lustrze, tam też stoi waga, na którą codziennie wchodzę.
Jedyne co mi się średnio podoba to łazienka. Wciąż jej nie wyremontowaliśmy, bo to będzie duży koszt i trzeba będzie skuć podłogę i zrobić nowy drenaż w niej do prysznica – chciałabym prysznic z odpływem w podłodze [bez brodzika, bo te kojarzą mi się z wiecznym kamieniem]. Chciałabym też mieć wannę – do celów relaksacyjnych we dwoje lub w pojedynkę. Chciałabym mieć też bidet – w Portugalii się bardzo przyzwyczailiśmy do tego rodzaju higieny, ale może być też muszla z opcją mycia – są takie hybrydy ze słuchawką do podmywania się. No i umywalka – raczej spora, bo ja w niej robię dużo więcej niż tylko myję ręce – czasem myję włosy, podlewam kwiatki, przepieram coś, jak plama się zrobi, a także napełniam wiaderko od mopa czy szczotkuję buty jak się ubłocą. W grę wchodzi szeroka i głęboka umywalka. I problem z łazienką jest taki, że ona tego nie pomieści. Mam dość sporą umywalkę, kabinę prysznicową – a wolę system bez kabiny – i muszlę klozetową. Ponadto chciałabym mieć muszlę podwieszaną, bo łatwiej pod nimi sprzątać. Jednak do tego musiałabym stelaż ze spłuczką do niej wmontować w ścianę domu – to też zmniejszy przestrzeń… O wannie w obecnej konfiguracji nie ma mowy.
Co zaś najbardziej bym zmieniła, to ogród. Chciałabym większy ogród – może nie super duży – i fajnie byłoby mieć obok kanał. Wtedy zawsze można podlewać wodą z kanału, a nie wodą z kranu. Czasami są ograniczenia [podczas suszy] w podlewaniu ogródków. Mając wodę w kanale, nie musiałabym ich przestrzegać. W wynajmowanym domu tak mieliśmy – wąż ciągnęliśmy przez cały dom do ogrodu przed domem i tylko trzeba było dobrze pompę zarzucić.
Ten dom byłby zaś bardzo bliski temu, jaki bym sobie wymarzyła. Jeśli chodzi o szeregowce. Bardzo lubię tą wioskę – mieszkałam kilka ulic dalej w podobnym domu. Zaś w tym mieszkałam. brakowało mi tam też trochę ogrodu – bardzo fajnie jednak był urządzony, bo była przestrzeń pod płotami, aby się w ziemi pobawić, a także przestrzeń na środku, aby wystawić rowery przed podróżą, usiąść przy stole i jeść na świeżym powietrzy obiadki w weekend, wystawić leżak i się opalać. Była też antywłamaniowa brama wysoka na 3 metry – teraz zaś przed domem mam od razu wyjście z ogródka na chodnik – bez żadnego płotka, co w zasadnie mi zaś tak nie przeszkadza. Postawiłabym jednak jakieś donice jako granica działki..
Natomiast taki już naprawdę poza moim zasięgiem, ale marzenie marzeń – to taki advocaat huis byłby boski. Jakieś 6 razy droższy niż mój dom, hipotekę musielibyśmy chyba brać w poligamicznym związku partnerskim [koleżanka w Polsce ma tak dom – notarialnie osobny papier sporządzony – dom budowali we trójkę]. Klasa energetyczna E to słabo trochę jak na taki dom i tego budynku gospodarczego bym nie chciała, bo po co, ale ogród wielki i dom też niemały. Miałabym w nim wszystko to, co teraz, plus wannę, orbitrek i drążek na siłowni. Plus może jakieś miejsce zen do jogi, jakbym wreszcie jogę zaczęła uprawiać…
Tymczasem w sobotę był trening siłowy. Przedostatni w pierwszym tygodniu ćwiczeń nowego systemu nagród. Postanowiłam od poniedziałku zmienić treningi na trochę inne – może trudniejsze. Na inne partie ciała, trochę więcej z ciężarem ciała.
Zjadłam ogromne ilości słodyczy – 21 jajeczek czekoladowych, ciasto limonchello, trochę orzeszków w cieście prowansalskim. Do tego sporo wina. Czułam pod koniec wieczoru, że tego było wiele za dużo, ale nie potrafiłam się powstrzymać. Czekoladowe jajeczka szczególnie mi żołądek zapchały.
We wsi zaś była akcja sadzenia przez dzieci drzewek. Trafiłam już na końcówkę, jak robiłam trening. Każde drzewko będzie miało tabliczkę z imieniem dziecka, które je sadziło. Obecnie ten park to nowe przedsięwzięcie we wsi i nie ma ani metra cienia w nim, jednak liczę, że nim umrę, będzie gdzie posiedzieć w słoneczne, piękne dni. Chciałabym mieć drzewo w ogrodzie, ale przy rozmiarze mojego, byłoby tylko drzewo, cień i nic poza tym.
Tymczasem mam pierwsze krokusy. Kremowa odmiana i żółta zebra. Powinny jeszcze fioletowe wzrosnąć. Muszę przeszukać moje archiwa, czy mam jeszcze jakieś dosadzone, bo ostatnio coś kupowałam chyba. Koleżanka ma mi dać w tym roku rozsadę przebiśniegów. Chciałabym mieć jednak konwalię – mam takie zacienione miejsce w ogrodzie, że byłoby idealnie.
Napisałam do pani Kamili, która szyje torebki tutaj w Holandii. Spodobała mi się jakiś czas temu komorniczka i na stronie zobaczyłam mnogość materiałów, jakie pani Kamila posiada i zakochałam się w szmaragdowych kamieniach.
Pani Kamila przysłała mi wizualizację – umówiłyśmy się na czarny pasek – zielony wyglądał świetnie, ale chyba lepiej postawić na kontrast – i do tego zielone boki.