kolejny dzień na szlaku.
Po miesiącu podchodów kupiłam premium na duolingo. I całkiem sporo ćwiczę. Może wrócę do nauki niemieckiego? 20 lat temu w liceum miałam i ostatnio w restauracji trochę się namęczyłam i strasznie zaczęłam się jąkać.
Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (84)
Ulubione
O mnie
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 116976 |
Komentarzy: | 4802 |
Założony: | 26 marca 2022 |
Ostatni wpis: | 7 grudnia 2024 |
kobieta, 38 lat, Piernikowo
172 cm, 77.90 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
kolejny dzień na szlaku.
Po miesiącu podchodów kupiłam premium na duolingo. I całkiem sporo ćwiczę. Może wrócę do nauki niemieckiego? 20 lat temu w liceum miałam i ostatnio w restauracji trochę się namęczyłam i strasznie zaczęłam się jąkać.
Ostatnio nie pojawiały się żadne wpisy - niestety śmierć w rodzinie zmusiła nas do natychmiastowego wyjazdu do polski. Dziś natomiast pojawił się wpis na blogu.
Na szybko napiszę tylko, że z czasem przygotuję wpis z wyjaśnieniem, co się działo w ostatnich tygodniach. Sporo tego będzie, bądźcie więc cierpliwe.
Waga stuknęła znów do 79 kg. Ale mam zryw motywacji. Nie wiem czy to jasność umysłu dzięki spotkaniom, czy coś innego, ale trochę ogarniam w życie bardziej niż przedtem. Zrobiłam nawet trening na macie z aplikacją Pumatrak i treningiem Marty Henning. Zakwasy są.
Ponadto prawie codziennie robię ćwiczenia mindfulness - jak nie medytacja, to rozciąganie z jogą lub oddychanie. Roluję się, leżę na macie z kolcami, kontroluję oddech.
Nadrobiłam koce temperaturowe - za wyjątkiem swojego - i nawet zaczęłam trochę sprzątać w domu. Świat staje się mniej jakby zwalający mi się na głowę. Nie wiem czemu dokładnie to zawdzięczam, ale może faktycznie to te spotkania. Nie jestem winna bycia dziwną osobą - po prostu nie na wszystko mam wpływ. Nie jestem swoimi emocjami. Świat jaki widzę niekoniecznie jest prawdziwy, czasem mój mózg przekoloryzowuje, bo od dziecka była tresowana, aby osiągać 100 procent, inaczej liczyło się jako 0 procent. Czas zacząć cieszyć się ze stabilnego 60 procent.
Wchodzę znów w posty przerywane. Schemat zmienny - ten najlepiej mi się sprawdzał. Bez stałych godzin posiłków, ale jednego dnia jem tyle, drugiego tyle, a trzeciego na przykład nic. Dla przykładu - wczoraj o 18 zaczęłam post i przerwałam go dziś o 10. 16 godzin. O 16 dziś zjadłam obiad i nie będę raczej już nic jeść dzisiaj, a jutro w pracy i tak mam post, więc pewnie pominę śniadanie. Zatem jutro o 16:30 będę miała dopiero posiłek - 24h post. Taki system mi się najbardziej sprawdzał z utratą wagi, bo organizm nie przyzwyczaja się do stałych posiłków, a i ja mam mniejszy żołądek to nie zajadam okresu postu tak bardzo. Gdybym tak do stycznia, do wyjazdu, wytrzymała - byłoby bosko. Staram się skupić na celu. Choć wciąż jak mąż pyta, czy chcę coś ze sklepu, to mam ochotę wyliczać słodkości.
Umówiłam zakładanie dreadów na styczeń - moje włosy muszą wciąż trochę podrosnąć. W styczniu jadę też do Warszawy i mąż zarezerwował już dla nas stolik w restauracji pana Morang i będziemy tam świętować urodziny mojego brata. Mam też umówiony cover tatuażu i myślę, że będzie fajnie.
Jakoś tak wszystko ma trochę bardziej sens.
Od tygodnia mam ból w mięśniu dwugłowym uda. Nie mogę się pochylić ani zawiązać sobie butów. Jutro mam fizjoterapeutę i zobaczymy, co mi Erik powie. Po spotkaniu muszę wrócić do pracy, co może być trudne, bo zawsze po spotkaniach z nim ledwie się ruszam. Zawsze mam po wszystkim zakwasy, ale fakt, że później nie boli mnie już nic. Za miesiąc i tak mam umówioną wizytę z nim, ale jeśli potraktuje mnie całościowo, to przeniosę ją na za kolejne 3 miesiące. Niby problem już mija, ale od tygodnia nie mam pełnej sprawności i średnio mnie to cieszy.
Najnowszy wpis na blogu znajduje się pod tym linkiem: https://vitalia.pl/a> Jest to opis trzeciego szlaku turystycznego. Są wodospady, baseny i bardzo ładne drzewo.
Dzień 3. wpis rozwinięty o dodatkowe zdjęcia
Na blogu pojawił się kolejny wpis.
Nie linkowałam poprzedniego, ale znajdziecie go w zakładce "ostatnie wpisy". Milej lektury.
Kiedy na blogu przygotowuję kolejne zdjęcia i wpis z wakacji [dzień 3], tutaj chcę napisać mniej więcej, co się obecnie dzieje. Nie wiem, czy dzieje się dużo, ale jak zwykle na wszystkich płaszczyznach na raz.
Obecnie jest najfajniejszy czas w roku - czyli taki, kiedy pojawiają się sezonowe słodycze. Jak nie czekoladowe jajeczka na wiosnę to czekoladowe literki na Świętego Mikołaja. Jak nie raz pisałam - w Holandii bardziej obchodzi się Mikołaja niż Gwiazdkę. Boże Narodzenie to czas choinki, rodzinnych spotkań oraz wypadów z dziećmi na zimowe ferie. Natomiast Mikołaj to ten magiczny czas, kiedy Święty wraz ze swoimi pomocnikami - Czarnymi Piotrusiami jeździ na koniu od miasta do miasta i spotyka się z dziećmi. Dzieci mogą spotkać się ze Świętym w określonych miejscach, a o 18tej w telewizji leci Mikołajowy Dziennik i tam dzieci dowiadują się, gdzie Mikołaj był i co robił danego dnia. Ponadto dzięki specjalnej aplikacji Mikołaj może zadzwonić do dzieci i w oparciu o informacje dostarczone przez rodziców - porozmawiać bardzo osobiście z dzieckiem. Poprosić je aby było nadal grzeczne. Byłam świadkiem takiej rozmowy i powiem, że jest to bardzo zmyślne narzędzie.
Chodzę na spotkania grupowe dla osób z autyzmem oraz dla osób w kryzysie. Oba spotkania są bardzo informacyjne i wymagają od nas czytania i przygotowywania się w domu, abyśmy skuteczniej przerobili temat na zajęciach. Na zajęciach też dzielimy się swoimi sposobami, spostrzeżeniami i doświadczeniami. Nie ukrywam, że pada wiele nowych dla mnie słów, ale prowadzące cierpliwie tłumaczą jeśli mam trudności.
W pracy wymieniają lampy z różowych na mniej różowe. Inwestycja ta pomoże firmie zaoszczędzić pieniądze oraz bardziej kontrolować czas naświetlania roślin. Łatwiej także nam pracować, gdy widać więcej kolorów. Na zdjęciu poniżej widać nowe lampy - na środku - i stare - po prawej.
Wreszcie kupiłam swoją wykrajalnicę do passe-partout. Kupiłam też zapas noży oraz matę ochronną na stół. Mam tylko problem, gdzie ciąć ten karton, ponieważ stół w kuchni mam z naturalnego drewna, więc nie jest idealnie płaski, a podłogę w kuchni ostatnia awaria odpływu mi wybrzuszyła. Muszę poszukać inny kawałek podlogi, gdzie będę rozwalać sobie do reszty kolana.
Miałam ostatnio kolejne spotkanie klubu fotografii. Zaczęłam właśnie swój 3 sezon z klubem. Tym razem wybieraliśmy zdjęcie miesiąca spośród zdjęć o tematyce dowolnej. Nie mogłam się zdecydować na to, które zdjęcie zabrać. Ostatecznie padło na czarno-biały portret i mogę z dumą powiedzieć, że spodobał się chyba wszystkim członkom klubu. Zdjęciem miesiąca zaś zostało wybitnie kreatywne zdjęcie naszej koleżanki Olgi. W zasadzie zaprezentowanych było naprawdę dużo bardzo ładnych zdjęć tego wieczoru.
Koc temperaturowy dla przyjaciela jest już wreszcie zrobiony up to date. To znaczy, że jest na nim już wydzierganych 10 miesięcy i jest obecnie taki długi. Koce temperaturowe są z reguły bardzo długie, ale mimo to się nie spodziewałam, że będzie on aż tak duży. A tu jeszcze dwa miesiące.
Ostatnio miałam spotkanie w lokalnym zoo w sprawie wolontariatu. Wciąż mnie kusi, by coś ze sobą zrobić i po miesiącach bicia się z myślami postanowiłam spróbować. Spotkałam się z osobą pracującą w dziale ptaków drapieżnych i zostałam oprowadzona po klatkach, arenie pokazowej oraz zapleczu, gdzie przygotowuje się karmę. Ważenie ptaków wygląda spoko. Szkolenie ptaków, aby brały udział w pokazach nie będzie mnie dotyczyć, ponieważ jeśli się podejmę to będę przychodzić za rzadko, aby ptaki mnie słuchały. Mogę jednak z czasem brać udział w pokazach. Najbardziej potrzebna pomoc jest w przygotowywaniu karmy i sprzątaniu awitorium. Czyli skrobanie kup, zbieranie cofek oraz rozcinanie nożyczkami jednodniowych kurczaczków. Pokazano mi też zamrażarkę pełną świnek morskich. Myślę, że te kurczaczki mogą być ponad moje nerwy. Wolę już skrobać kupy. Poniżej staw z karpiami przed wejściem do zoo.
Tak chyba się już pogodziłam z moją wagą. Jest co jest. Mąż kupił mi sporo nowych piżam z Lidla w rozmiarze 44/46 i jakoś moja waga przeszkadza mi mniej. Obecnie mam ból w nodze i uraz mięśnia spowodowany pracą, więc mam wymówkę dla mojego lenistwa, które zatrzymuje mnie w domu - choć mam takie fajne nowe buty biegowe! Uczymy się na zajęciach mindfulness oraz tego, jak się wyciszyć, więc moje łóżkowanie, choć niekoniecznie jest mindful, trochę daje mi ukojenie i może wreszcie zacznę normalnie spać. Póki co dzień drenuje mnie tak, że wieczorami nie mam sił na nic, a w nocy budzę się i nie potrafię dalej zasnąć...
Zamówiłam buty na stronie Asicsa. Okazało się że są to dokładnie takie same buty, jakie obecnie się nie nadają już do wyjścia między ludzi. Cholernie wygodne ale nie do domycia. Wydaje mi się że to już 3 raz, jak mam takie buty, bo wcześniej miałam albo takie same, albo bardzo zbliżone. To chyba świadczy że jednak mam jakiś typ. Pytanie czy to już styl ubierania się? Do tego dżinsy i bluzki na cebulkę, najczęściej z bluza z kapturem? Czy to nie ten styl, który tak mi się nie podobał 20 lat temu u facetów?...
Zrobila zzdjęcia sylwetki. Trzeba przyznać, że nawet jak tyję to jest w miarę proporcjonalnie. Choć w niektórych ruchach brzuch naprawdę mi przeszkadza.
Mąż ostatnio zaproponował mi że jako prezent na urodziny, zapłaci za cover tatuażu, który mam na ręku. Do tej pory nosiłam się i odkładałam ten pomysł, ale tak poczułam, że w sumie mogłabym zrobić. Od lat sledze artystkę, w sumie jeszcze z czasów kiedy nie robiła tatuaży a była biegaczką, która później wydała swoją linie ubrań do biegania, i postanowiłam się z nią skontaktować. Grafika powyżej pochodzi z jej Facebooka, gdzie możecie ja znaleźć jako Franckovska.
Mysl, aaby zrobić sobie takiego kolorowego kotka, ale żeby to był mój kotek. A mianowicie ta dama.
Wstępnie jesteśmy ugadane, musimy z mężem zrobić plan wyjazdu do Polski. Miał to być wyjazd na max tydzień i tylko do Warszawy, ale jak zwykle się zbiera. I to w kujawsko pomorskim...
Macie jakieś ciekawe covery tatuaży?
Piątek spędziłam w domu, odpoczywając psychicznie od zmartwień. Myślę, że mi się udało. Większość dnia oglądałam filmy i seriale robiąc kocyk temperaturowy dla dziecka koleżanki. Niedawno skończyło rok, to i koc zbliża się do półmetka. Białe kwadraciki pokazują już, jak szeroki będzie ten koc [zmierzyłam - 107 cm]. Dokupiłam 3 kolory, bo się kończyły i mam nadzieję dziś dojść do bieżącego miejsca. Powinnam też zacząć chować końcówki nitek, bo się sporo nazbierało.
Od wtorku nie biegałam. W czwartek uznałam, że skoro piątek mam wolny to mogę przenieść bieg, a w piątek pojechałam rowerem do miasta i tak zmarzłam, że mi się odechciało.
Wybrałam się do miasta, aby zrobić zakupy spożywcze i ugotować obiad dla męża. Taki mój mały gest dla niego, bo nigdy nie gotuję, a teraz miałam czas i nawet chęci. Przy pakowaniu się na rower przypomniałam sobie, że mój portfel został w samochodzie, bo dzień wcześniej płaciłam na myjni i torebkę miałam z tyłu. Portfel został więc przy radio. Siedziałam więc w mieście i próbowałam skonfigurować Garmin Pay. Poszło nawet dobrze, ale mimo to nie mogłam zapłacić zegarkiem. Więc siedziałam dalej i konfigurowałam Google Pay i tu się już udało. Pierwotny plan zakładał jazdę rowerem do męża i wzięcie portfela z auta, ale nie wiedząc, jak długa droga mnie czeka, nie ładowałam roweru. Pół baterii i silny wiatr sprawiły że zasięg spadł mi drastycznie - dojechałabym po portfel, ale nie wróciła do domu. Pamiętając jaka to katorga jechać 2 km bez baterii, uznałam, że 20 mi się nie widzi.
Kupiłam też trochę słodkiego - po czekoladowej literce dla mnie i męża oraz pudding o smaku hopjes [takich cukierków]. Nigdy nie jadłam go i miałam ochotę się przekonać. Był bardzo smaczny, ale mogłam wziąć czekoladowy. Zupę ugotowałam i nawet wyszła. Mąż powiedział, że wolałby ziemniaki w kostkę w zupie, a nie puree, ale ja lubię paćkowate rzeczy i dla mnie to puree było super. Potem obejrzeliśmy Jokera nowego i podobał się nam obojgu. Bardzo ładnie zrobiony wizualnie, piosenki nie nudzą tak jak czytałam wszędzie, a końcówka, kiedy [spoiler!] joker Nolana zabija Arthura jest wisienką na torcie. Raczej nie chciałabym oglądać tego filmu ponownie, bo nie jest tak dobry i ciekawy jak pierwszy, ale uważam, że to dobrze zrobione kino. Gaga nie wygląda ani trochę jak ona z lat Poker Face. Mała, krępa, nieatrakcyjna.
Z jednej strony bodypositivety pomaga nie czuć presji na bycie chudym, a z drugiej obecna moda aby 11 letnie dzieci używały drogich produktów skincare mnie rozwala. Używanie szamponów aby myć twarz, stosowanie kremów za 50 funtów czy ten "instagram glow" który dzieci chcą osiągnąć... Dzieci reklamujące kremy przeciwzmarszczkowe... No ale odzyskaliśmy ciało pozytywność.