Wielokrotnie trafiałam opinie, że w Ameryce jest tak źle, bo dzieci się tam wychowuje na indywidualistów i każdy myśli tylko o sobie. W pewnym sensie się zgodzę, ale dziś chcę bardziej poruszyć temat, jak wychowanie polskich dzieci ma wpływ na Polskę.
W Polsce dziecko – może nie teraz, bo co ja wiem, jak dzieci nie mam – wychowywało się w poczuciu wstydu przed wychylaniem się. Dziecko nie mogło być ani rozbrykane ani głośne, bo przeszkadza rodzicom na kawce, rodzicom sprzątającym dom, rodzicom oglądającym telewizję, nauczycielom w prowadzeniu lekcji. Dzieci miały być zawsze cicho, odpowiadać na pytania, robić co się im każe i słuchać starszych. „Bądź grzeczny!” to największa moim zdaniem krzywda, jaką dziecku można zrobić. Zaczęłam zwracać uwagę na to gdy zamieszkałam za granicą.
„Chłopcy nie płaczą, a dziewczynki się nie złoszczą”.
„Dzieci i ryby głosu nie mają.”
„Jesteś jak baba.”
„Nie przeszkadzaj.”
„To żeś teraz wymyśliłx.”
Każdy z nas zna takie teksty, które rozentuzjazmowanemu dziecku podcinają skrzydła. Dorośli mają spokój, ,a dzieciak myśli sobie „moje uczucia nie są ważne, moje myśli nie są ważne, trzeba słuchać starszych”. I tak rośnie dziecko w obywatela i okazuje się, że nie potrafi działać czynnie. Zrobi co musi, zrobi co jest wymagane, ale nie ma myślenia ponad to. Jest to służalcze dzielenie się, które rodzice dzieciom nakazują i dzieci uczą się, ze nie warto coś posiadać, bo trzeba to oddać tym co nie mają. Potem PiS zapowiada socjal i człowieka krew zalewa, że ja pracuję i odkładam, a ci kolejny podatek mi na plecy zarzucają, by karmić nierobów. Nie wiem, w która stronę polityczną kieruje się ten serwis, ale na co dzień przebywam w internetach, gdzie niepracujących ludzi na socjalu z gromadką dzieci, na których nikogo nie stać po prostu się nie lubi. I ja, osoba, która wybrała stabilność finansową ponad biedę z dzieckiem u cyca, to rozumiem, choć może nie popieram. Ale wracając do głównego pytania… moim zdaniem wychowanie dzieci w Polsce [czas przeszły, bo obecnego nie znam] powoduje, że Polacy nie potrafią grać zespołowo. Robią wymagane minimum, a kiedy pojawia się czas jak pandemia, kiedy trzeba było grać zespołowo i znosić niewielkie niewygody, to Polacy pokazali, że liczę się JA, JA i jeszcze raz JA.
Dlaczego tak piszę?
Każdy wie, że jest źle w Polsce obecnie. Drogo, choć TVP podaje, że nie tak źle, a jeśli już to wina tych, co stracili władzę 8 lat temu. I Polacy pójdą do wyborów za jakiś czas. Co pokazują sondaże? Że głosować będą starzy na PiS a młodzi wcale. Czyli Polacy nie potrafią się zebrać i obalić dyktaturę [bo już bliżej Polsce do Białorusi niż Niemiec] tylko zostaną w domu i będą psioczyć na mohery i Karyny z Brajankami. Można wyjśc z domu, zagłosowac nawet na jakąś małą partię, ale rozrzedzić głosy tych dwóch największych jeśli się ich nie popiera i uratować kraj od większej zapaści ekonomicznej, która zmusza ludzi do ucieczki z tonącego okrętu. Można, ale po co wziąć jednego dla drużyny?
Może nie każdy wiedział, ale maseczki były po to, aby chronić osoby o słabym zdrowiu. A nosić miał je każdy. Aby nie roznosić wirusa, którego nie wszyscy odczuli, że przeszli. Efekt? Zapchane szpitale, 2x więcej zgonów niż w latach wcześniejszych – nie tyle na coronę, co na na przykład problemy z sercem czy oddychaniem, ale szpitale były przepełnione i pomocy nie dostano. A można było nosić maseczki, zostać w domu, nie wymyślać powodów do chodzenia do sklepu codziennie [statystyki ze sklepów pokazały, że ludzie chodzili po małe butelki napoju gazowanego lub gumy do żucia byleby wyjść], myć ręce, a nie oblizywać rękawiczki przed rozdzieleniem woreczków na pieczywo. Można było – i pewnie uratowałoby to kilka tysięcy jeśli nie więcej osób. Ale po co? Po co poświęcać się dla drużyny?
Szczepionek przeciw covid i szczepienie dzieci przemilczę. Wniosek taki sam – pieprzyć wszystkich, ja jestem tu i zagarniam pod siebie.
Powietrze w Polsce jest jednym z najgorszych na świecie. Zimą Polskie powietrze w zanieczyszczeniu potrafi być gorsze niż w Indiach. Dla objaśnienia – tak wyglądają Indie. Po lewej normalne powietrze, a po prawej podczas pandemii, kiedy ludzie mieli zakaz opuszczania domów.
W Polsce najwięcej zgonów jest zimą, kiedy ludzie palą w piecach. Umierają osoby starsze z problemami oddechowymi. Dziadek męża nigdy nie palił, nie pił, codziennie spaceruje, a mimo to ma zniszczone płuca pylicą nabytą w pracy. Kiedy w sąsiednich domkach jednorodzinnych ludzie zaczynają palić, dziadek nie może ani spacerować, ani okna otworzyć. Ludzie palący w piecach śmieciami zabijają ludzi dookoła siebie. Nie mówiąc już o tym, że ich dzieci są potem takimi małymi „zdechlakami z alergią na życie”. Przepraszam za brzydkie słowo, ale nie rozumiem, jak ludzie mogą być takimi ignorantami. Sami sobie tworzą społeczeństwo śmierci i chorób przewlekłych. Można oszczędzić na kolejnych ciuchach, kosmetyczkach, alkoholu, paliwie na bezsensowne wyjazdy [jezu, miałam kolegę, co dla odpoczynku jeździł samochodem po Toruniu, bez celu] i te pieniądze odłożyć i zainwestować w inne sposoby ogrzewania domu, niż palenie czego się da. Można zapłacić za większy śmietnik i wyrzucać śmieci zamiast je palić. Już te buraki, co zostawiają śmieci w workach koło śmietników na przystanku autobusowym mniej szkodzą światu i sąsiadom niż taki śmiecio-spalacz. Można postępować bardziej pro-zdrowotnie, ale po co?
Jeżdżenie do pracy samochodem. Wiele miast ma świetną komunikację zbiorową. Kocham Bydgoszcz za to i kij w oko Toruniowi za jej brak. Ale dobra, Toruń jest malutki i rowerem też daliśmy radę. Zimą mąż chodził pieszo 4 km, bo było za ślisko na rower. Dojeżdżałam autobusem do szkoły odkąd skończyłam 5 lat. Do domu na weekendy jeździłam PKSem lub pociągiem. Do pracy chodziliśmy z mężem pieszo. Na uczelnię komunikacją zbiorową, w tym na pierwszym roku jechałam 1.5 godziny PKSem. Czasem o 5 rano. Dlaczego Polacy są tak uparci, by w 2 osobowej rodzinie były 2-3 samochody? Wokół bloków nie ma gdzie parkować. Mój teść mieszka w domku i potrafi mieć w nocy zaparkowany samochód, który zagradza jego bramę. Jakby gdzieś trzeba jechać, to co zrobić z takim samochodem? Czemu Polacy godzą się na takie warunki? Powietrze truje, spaliny trują, Polacy nadal kochają diesla, a najlepiej przerobionego na gaz, na stronach samochodowych wszyscy rzucają K i Ch na samochody elektryczne. W Holandii 3,1 % samochodów to elektryki. Sporo jest hybryd. To efekt programów rządowych zachęcających do kupna takich – mniejsze podatki, dopłaty do zakupu… Polacy gdyby się zorganizowali mogli by wspierać partie polityczne, ba! założyć partie polityczne, które by takie programy wprowadziły zamiast socjali na kolejne bobaski niepracujących rodziców. jeśli zainteresowanie w komunikacji zbiorowej byłoby większe to by miasta i gminy musiały więcej autobusów puścić – a na te unia daję kasę by były elektryczne. Z resztą w Polsce budują świetne tramwaje i trolejbusy na prąd. Można oczyścić polskie powietrze, można przesiąść się na komunikację zbiorową, można zbiorowo coś zrobić, aby poprawić wszystkim dookoła życie. Można, ale po co?
I to wszystko, to wszystko razem i sto innych rzeczy, które można w Polsce by zmienić – wymaga pracy zespołowej. Zobaczenie, że nie gram przeciwko sąsiadowi, ale gramy z sąsiadem do jednej bramki, która nazywa się przyszłość. Trzeba nauczyć Polaków, bo ja nie potrafię zrozumieć, dlaczego Polacy choć tacy mądrzy to tego nie widzą, że jeśli Polska jako kraj ma triumfować, to Polacy jako naród musi razem działać. Wspólnie podejmować codziennie decyzje ku lepszemu jutru. Wiele rządów ma programy – ociepl dom za część kasy od nas, ale grzej mniej w nim. Dlaczego by nie dać do zrozumienia swoim samorządowcom, że jest taka potrzeba w Polsce? Dogadanie się z Unią o finanse na wymiany okien na potrójną szybę. Unia ma przecież pakiet środowiskowy, chyba że coś źle rozumiem. Zdetronizować tych buraków na Wiejskiej przez których Polacy codziennie płacą kary za elektrownie Turów. To są wasze pieniądze i pozwalacie kilkudziesięciu osobom Wam je zabrać. Trzeba działaś zespołowo. Trzeba umieć się dogadać. bez tego Polacy będą mogli tylko siedzieć i mówić „Unia nas nienawidzi i rzuca kłody pod nogi. Timmermans robi wszystko przeciwko Polsce. Niemcy zazdroszczą nam kaczyńskiego.”
Tego nie potrafię zrozumieć. Jak w Polsce ma być dobrze, skoro Polacy nie potrafią grać zespołowo.
Liczę na komentarze pod tym wpisem, na ciekawą dyskusję, bo do tej pory jest kilka osób, które czyta i mówi ciekawe spostrzeżenia i własne doświadczenia, co jest naprawdę super. A są też ludzie, którzy odpowiadają na pytanie w tytule i dalej nie czytają. Właśnie nie interesują się na tyle, by się zaangażować. Są też tacy co nie czytają. Chciałabym jednak przeczytać ciekawe, inne punkty widzenia niż mój. Choć nie będę ukrywać, że po wpisie o patriotyzmie musiałam zablokować patriotów, którzy życzyli mi brzydkich rzeczy. Miłość polsko-katolicka w najwyższym wymiarze [to jest sarkazm].
Tego dnia sobie pofolgowałam, ale z umiarem jednak. Post przedłużyłam o kilka godzin – wyszło łącznie chyba 39 godzin postu. Jako pierwszy posiłek wypiłam szklankę mleka – bo zawsze boli mnie brzuch, jak jem w sobotę rano po poście. Mleko trochę ruszyło brzuch, trochę przygotowało organizm, że będzie jedzone. W międzyczasie zaczęłam przygotowywać drożdżówkę na przyjście kolegi.
Podstawowe składniki – mąka, mleko, serek, masło, olejek waniliowy, cukier puder i zwykły, konfitura truskawkowa, drożdże.
Zawsze od razu przygotowuję polewę i truskawki.
Grzeję mleko w rondlu, dodaję cukier i masło i mieszam aż się rozpuści. Gdy mleko jest letnie, ale nie ciepłe – dodaję drożdże i zostawiam na chwilę, aby zaczęły pracować. Cienka warstwa drożdży wtedy ładnie puchnie i robi się maziowata. Znaczy, ze drożdże żyją. Rozpuszczone masło z ciepłym mlekiem i cukrem oraz drożdżami wlewam na mąkę.
Później tylko mieszam spokojnie. bez zagniatania ani walenia tłuczkiem, jak to robiła moja ciotka robiąca wspaniałe drożdżówki. Mniej zakwasów, ciasto równie udane.
Następnie odstawiam na ciepły grzejnik, ale przez ręcznik i oczywiście przykrywam ręcznikiem kuchennym, aby było cieplutko i żadne muchy się nie zaplątały.
Jeśli wszystko było jak trzeba, po godzince będzie wyrośnięte, puchate ciasto.
Dalej ciasto ugniatam z mąką chwilę, aby przestało się kleić, rozwałkowuję na kwadrat i smaruję przygotowanymi truskawkami. Na koniec roluję ciasno.
Roladę kroję na 12 kawałków i układam w formie. Zostawiam na chwilę, aby ciasto znów urosło i wypełniło puste miejsca. W tym czasie sprzątam kuchnię i myję użyte naczynia.
Ciasto piekę obecnie na 150 stopniach przez 50 minut. Oryginalnie przepis był dośc inny i wymagał krótkiego pieczenia na wyższej temperaturze, ale wychodził mi zakalec. Danie więcej mąki też poprawiło wyrastanie ciasta. Zapomniałam tym razem dodać soli i ciasto przy zredukowanej ilości cukru jest i tak słodkie dzięki truskawkom oraz polewie z serka z cukrem pudrem.
Drożdżówka pięknie wyrosła i była naprawdę smaczna. Kolega, który mało słodkiego je, zjadł aż dwa kawałki a mąż sam po nią jeszcze rano sięgał. Jak do tej pory, mimo poślizgnięcia się z solą, to jest mój największy sukces. Ani zakalca, ani zbytniej słodyczy, ani zmuszania męża, by zjadł, bo się zmarnuje… Sama się rozchodzi. Jestem zadowolona.
Zjadłam tego dnia porcję kopytek, które mężowi się nie udały, trochę borrelnoten, 3 kawałki drożdżówki [nadal to było moje hamowanie się] i obiad – pieczoną szynkę z kopytkami i zasmażanymi buraczkami. Wieczorem zaczełam kolejny post.