Miałam pisać regularnie, bo to pomaga w samodyscyplinie, mobilizuje itd. No i nie wyszło. Loguje się, czytam, komentuje i jakoś tak... Dzieje się dużo, czas pędzi, trudno to wszystko ogarnąć .
Najważniejszy jest powrót lata - pięknie, słonecznie, ciepło i przede wszystkim kolorowo. Dzisiaj urządziłam sesję fotograficzną ścianom winobluszczu żeby chociaż w ten sposób zachować sobie trochę tego piękna. Aż trudno uwierzyć, że to połowa października. Wszyscy wiemy, że nie ma się co przyzwyczajać bo natura swoje pokaże, ale na razie jest cudnie i trzeba się cieszyć. Dni już krótkie a pracy naprawdę dużo: grabienie liści, wycinanie kwiatów, zabezpieczanie na zimę. W tym roku obrodziły orzechy włoskie, problem jest z jabłkami - nawet te późniejsze odmiany po zerwaniu bardzo szybko gniją i nie ma co przechowywać. Długie wieczory zmobilizowały mnie do wcześniejszego chodzenia spać i powiem szczerze, że przez te kilka dni bez wieczornych posiedzeń przed komputerem naprawdę odpoczęłam.
Przez ostatnie tygodnie zaliczyłam dwie wizyty u lekarzy. Część badań zrobiona, część jeszcze przede mną. O traktowaniu pacjentów szkoda nawet się rozpisywać. Ja trafiłam do endokrynologa, który w tonie niby żartobliwym okrzyczał mnie, że nie wycięłam sobie do tej pory guza tarczycy. I w ogóle co to za lekarz mnie leczył . Po usłyszeniu czegoś takiego ręce opadają. No bo co - ja miałam wziąć skalpel i sama to załatwić?!?! A decyzja o pozostawieniu guza do obserwacji zapadła w CZMP i potwierdził ją profesor - krajowy konsultant od chorób tarczycy. Chyba zrezygnuję z tego doktora - porobię badania i zobaczymy co dalej. Poczytałam sobie o usuwaniu płata tarczycy i to wcale nie jest taki sobie prościutki zabieg .
Waga na stałym poziomie z nieznacznymi wahaniami. W tygodniach kiedy piekę chleb nie chudnę. A jeszcze dodatkowo trafiły się okazje do zjedzenia ciasta - spróbowałam, smakowało, a co odchorowałam to moje . Widziałam ostatnio chleb bezglutenowy z mąki gryczanej i chyba go wypróbuję chociaż cena mało zachęcająca, prawie 10 zł za malutkie opakowanie. Powoli kończą mi się winogrona, które obrodziły w tym roku wyjątkowo, a w ciepłe dni pachną przepięknie na całym podwórku. Podstawa mojego menu to w tej chwili ziemniaki i marchewka no i klasyka czyli ryż. Znacznie ograniczyłam cukier bo trochę przesadzałam i wróciły objawy nadkwasoty. Na dolegliwości pomógł mi, jak zwykle paskudny ale i niezawodny, Zuber.
A co do aktywności fizycznej to najwyższa pora brać się do rąbania drewna - to moje ulubione zajęcie jesienno - zimowe, które świetnie wpływa na mięśnie brzucha i okolic. Chociaż znam ludzi, którzy nie potrafią wyobrazić sobie mnie z siekierą w dłoni . Gabarytów drwala co prawda nie mam ale takie zajęcie bardzo pomaga na wszelkie stresy. Tylko na palce trzeba uważać bo nie odrastają... I tym mrożącym krew w żyłach akcentem kończę .